Niezwykłe spotkanie

Jak niezwykłe są drogi Boże i jak pełne niespodzianek. Ojca Józefa Kozłowskiego SJ spotkałam pierwszy raz w życiu, wracając z pielgrzymki akademickiej na Jasną Górę. Studiowałam wówczas biologię w Toruniu. W starego typu otwartych wagonach kolejowych siedział kapłan otoczony grupką młodych. Miałam miejsce na tyle blisko, że mogłam go słuchać. Wywarł na mnie wielkie wrażenie i zapadł głęboko w pamięć. Kilka miesięcy później wyjechałam na studia zagraniczne, z których wróciłam po dwóch latach do Łodzi, bo tylko taką miałam możliwość. Wyjeżdżałam jako człowiek poszukujący, a wróciłam po doświadczeniu spotkania z miłującym Bogiem i obdarowana w Duchu Świętym, ale nie potrafiłam tak do końca nazwać tego, co otrzymałam ani co przeżyłam. Początkowo angażowałam się w najbliższym duszpasterstwie akademickim i któregoś razu znalazłam się w DA jezuitów na Sienkiewicza 60. Ku mojemu zdziwieniu, na spotkanie tylko zajrzał kapłan, którego poznałam wtedy w pociągu. Dowiedziałam się, że jest tu superiorem. Bardzo mnie to zaskoczyło i ucieszyło, ale minęło jeszcze około dwóch lat, nim poznałam go osobiście.
Wśród niezwykłych spotkań z ludźmi, jakie Bóg zaaranżował w moim życiu, było jeszcze jedno. I znowu wracając pociągiem z Wrocławia po pierwszym wówczas spotkaniu młodych organizowanym przez braci z Taize, spotkałam kilka studentek z Łodzi, jak się okazało - mieszkałyśmy w tym samym akademiku. Tak zrodziła się idea spotkań modlitewnych w tym stylu, ale po niespełna roku one wszystkie poszły do jezuitów do grupy Mocni w Duchu. Mnie nie było w tym gronie. Doświadczałam w tym czasie wielkiego kryzysu na studiach i moja przyszłość była zagrożona. Któregoś dnia w czasie przerwy w wykładach na teologii, którą wtedy równolegle studiowałam, przyszły osoby, aby zareklamować dopiero co wydaną przez Ośrodek Odnowy w Duchu Świętym książkę Jezus jest Mesjaszem. Słuchając ich, w moim umyśle pojawiło się jedno zdanie: „Masz iść do ojca Kozłowskiego”. Przyjęłam to jako jednoznaczne przesłanie od Ducha Świętego i nie było już dyskusji - trzeba było się zgłosić do niego. Umówiłam się z ojcem Józefem, ale jeszcze w ostatnim momencie, kiedy on się spóźniał, nieprzyjaciel chciał mnie odwieźć od tego poprzez pewną nieprzyjemna rozmowę z kimś. Jednak nie dałam się zwieść, bo byłam wewnętrznie przekonana, że Bóg sam zaaranżował to spotkanie.
Rozmawialiśmy jakieś 15 min i było to kolejne przełomowe dla mnie doświadczenie. To był pierwszy kapłan, który zrozumiał moją duszę. Na koniec pomodlił się za mnie i zaprosił na Czuwanie przed Zesłaniem Ducha Świętego, które wkrótce miało się odbyć. Miałam duże wątpliwości, czy mogę poświęcić tyle godzin na nie, skoro zbliżały się - decydujące dla mojej przyszłości - egzaminy. Jednak, ufając Bogu, przyszłam na to Czuwanie. W jego trakcie była też modlitwa o uzdrowienie, wtedy jeszcze prowadzona w małych grupkach. Ojciec Józef modlił się tylko nad trzema osobami, wśród nich znalazłam się także ja. To doświadczenie było bardzo ważne dla mojego dalszego wzrostu duchowego. Po tym wydarzeniu zaczęłam chodzić na spotkania wspólnoty Mocni w Duchu i na nowo przecięły się nasze drogi z tymi studentkami z pociągu wracającymi z Wrocławia. Z jedną z nich Bóg miał związane dalsze plany - po kilku latach posłał nas obie do Centrum Formacji Misyjnej, aby przygotowywać się na wyjazd na misje do Indii. 
Po dziewięciomiesięcznym kursie otrzymałyśmy krzyże misyjne i udałyśmy się do Anglii, aby szkolić się językowo. Czas mijał, ale wiza z ambasady indyjskiej nie nadchodziła… Ostatecznie trzeba było wracać do Polski i coś dalej robić, szukając zarazem sposobu wyjazdu na misje. Nie wróciłyśmy do Łodzi, ale znalazłyśmy się razem w Toruniu, gdzie w sposób oczywisty włączyłyśmy się w życie wspólnot przy kościele jezuitów. Przed laty ojciec Józef założył tu ich aż pięć, ale z czasem przeniosły się one lub rozpadły. Kiedy po kilku latach przyjechał do duszpasterstwa, zdziwił się, że reaktywowałyśmy Posłanie. Rzeczywiście - kto by się spodziewał, że nasze misyjne posłanie, zamiast w Indiach, będzie się realizować w Toruniu! I dlaczego akurat na kontynuacji właśnie tej wspólnoty Bogu tak zależało, że w ten sposób pokierował naszymi drogami, aby podjąć dzieło zaczęte przed laty przez o. Józefa? Tylko On jeden wie. Jemu chwała za wszystko, co czyni w nas i przez nas.
Niezwykłe jest dla mnie też to, że od początku - chyba od tamtego spotkania w pociągu, gdy nawet nie wiedziałam, jak się nazywa - miałam głęboką więź duchową z o. Józefem. Nie należałam do grona jego najbliższych współpracowników, ale zawsze był dla mnie niekwestionowanym autorytetem i czerpałam z jego duchowej mądrości, zapamiętując wiele jego słów. Bardzo przeżyłam jego przedwczesne odejście, ale ufam, że teraz jeszcze bardziej czuwa nade mną i całą wspólnotą. 
Ojciec Józef miał wiele darów i charyzmatów Ducha Świętego, wśród nich dar przenikania ludzkich sumień. Bóg przyprowadził do niego setki, jeśli nie tysiące osób, często w niezwykły sposób, na duchowe rozmowy lub spowiedź. Życie wielu z nich pod ich wpływem zmieniło się diametralnie na miarę otwartości ludzkich serc i gotowości współpracy z Duchem Świętym.                              
Dagmara