Nie z nas jest moc

Idź - odpowiedział mu Pan - bo wybrałem sobie tego człowieka za narzędzie. On zaniesie imię moje do pogan i królów, i do synów Izraela. I pokażę mu, jak wiele będzie musiał wycierpieć dla mego imienia.     (Dz 9,15-16)
Historia Kościoła pełna jest interwencji Ducha Świętego, którego mocą nawet wielcy grzesznicy stawali się święci. Ten tryumfalny pochód rozpoczyna spektakularne nawrócenie św. Pawła, który z prześladowcy stał się wyznawcą i oddanym apostołem Jezusa Chrystusa. Jego przemiana była tak gwałtowna, że początkowo żaden z uczniów nie chciał mu uwierzyć, bo wszyscy się go obawiali. Wielkości jego powołaniu dorównuje ogrom cierpień, które go spotkały podczas działalności misyjnej. Kiedy Jezus w Damaszku chciał posłać Ananiasza, żeby poszedł pomodlić się za Szawła, który oślepł po spotkaniu z Nim, ten wzbraniał się, bo wiedział, że Szaweł przybył tam prześladować uczniów pańskich. Wtedy Ananiasz usłyszał od Jezusa taką zapowiedź: I pokażę mu, jak wiele będzie musiał wycierpieć dla mego imienia. Rzeczywiście wypełniła się ona w pełni w życiu Apostoła Narodów. Jak sam opisał to w Liście do Koryntian, broniąc się przez jakimiś bliżej nieokreślonymi zarzutami: Są sługami Chrystusa? Zdobędę się na szaleństwo: Ja jeszcze bardziej! Bardziej przez trudy, bardziej przez więzienia; daleko bardziej przez chłosty, przez częste niebezpieczeństwa śmierci. Przez Żydów pięciokrotnie byłem bity po czterdzieści razów bez jednego. Trzy razy byłem sieczony rózgami, raz kamienowany, trzykrotnie byłem rozbitkiem na morzu, przez dzień i noc przebywałem na głębinie morskiej. Często w podróżach, w niebezpieczeństwach na rzekach, w niebezpieczeństwach od zbójców, w niebezpieczeństwach od własnego narodu, w niebezpieczeństwach od pogan, w niebezpieczeństwach w mieście, w niebezpieczeństwach na pustkowiu, w niebezpieczeństwach na morzu, w niebezpieczeństwach od fałszywych braci; w pracy i umęczeniu, często na czuwaniu, w głodzie i pragnieniu, w licznych postach, w zimnie i nagości, nie mówiąc już o mojej codziennej udręce płynącej z troski o wszystkie Kościoły (2 Kor 11,23-28). Tę listę prześladowań i cierpień dopełnia śmierć przez ścięcie mieczem w Rzymie, która zakończyła jego intensywną działalność apostolską. Warto o tym pamiętać, bo istnieje pokusa koncentrowania się jedynie na sukcesach misyjnych i cudach, które Bóg czynił przez św. Pawła.
Każdy, kto zostaje wezwany przez Pana do udziału w dziele ewangelizacji, doznaje różnorakich przeciwności i udręk. Na świecie jest wiele takich miejsc, gdzie wyznawcom Chrystusa nadal grozi śmierć lub więzienie. W naszej szerokości geograficznej mają one zwykle raczej duchowy charakter, ale wymagają ze strony uczniów Jezusa rozeznawania aby nie ulec zniechęceniu i nie ustać w drodze. O. Józef Kozłowski SJ w książce Rozeznanie na drodze wiary opisuje jedno z wielu własnych doświadczeń tego rodzaju. Został kiedyś zaproszony do współprowadzenia rekolekcji dla liderów Odnowy Charyzmatycznej w Pniewach. Jednak dwie godziny przed planowanym wyjazdem - jak opisuje - czułem się zupełnie niezdolny do podjęcia tej misji. Bolała mnie głowa, odczuwałem różne dolegliwości, czułem się fatalnie i znajdowałem się w stanie uciążliwego strapienia. Postawiłem więc pytanie: „Czy mam jechać, czy też zostać?”. Modliłem się w Duchu i wtedy podjąłem decyzję wyjazdu. Mimo podjęcia wiążącej decyzji, złe samopoczucie nie ustąpiło całkowicie. Kiedy jednak wyszedłem z klasztoru i ruszyłem w drogę, aby podjąć głoszenie Dobrej Nowiny, nieoczekiwanie ogarnął mnie pokój, radość duchowa i w jednej chwili uwolniony zostałem od wszelkich utrapień. Ciesząc się obecnością Pana, mogłem bez trudu spędzić całą noc w pociągach, aby potem cały dzień posługiwać duchowo braciom i siostrom wśród udzielających się darów Boga. Po tym, co przeżyłem w przededniu spotkania, nie przyszło mi do głowy, aby przypisywać sobie jakąkolwiek zasługę. Przeżyłem, co to znaczy darmowość łaski, kiedy Pan prowadzi.
Można powiedzieć, że to takie instruktażowe świadectwo. O. Józef zamieszcza je w kontekście Bożej pedagogiki względem swoich uczniów. Wymienia też kilka jej aspektów. Po pierwsze pokazuje jej charakter oczyszczający, gdy pewne wydarzenia nie dokonują się według planów ludzkich, aby nikt nie zapomniał, że cała chwała należy się Bogu i nie przypisał sobie owoców ewangelizacji. Gdyby uczeń tak postąpił, uważając, że dzięki niemu człowiek został zrodzony do nowego życia, szybko przylgnęłoby do niego zło. Grozi to niebezpieczeństwem przypisania sobie atrybutów boskich: nieomylności, wszechwiedzy i doskonałości. Jest to wielce nęcąca pokusa, zwłaszcza gdy inni ludzie podziwiają autentyczne dary, jakimi służymy. W takiej sytuacji, aby ocalić własną duszę, nie pozostaje nic innego, jak powtórzyć za świętym Pawłem: „Ludzie, dlaczego to robicie! My także jesteśmy ludźmi, podobnie jak wy podlegamy cierpieniom!” (Dz 14,15).
Innym aspektem tej pedagogiki jest przygotowanie nas do większych dzieł i do przyjęcia darów Bożych bez przypisywania sobie ich owoców. Im większe dzieło Bóg przez nas zamierzył, tym większym zostaniemy poddani próbom, a zatem więcej musimy zebrać sił na modlitwie, tym większą zachować czujność, tym silniej zmagać się z własną słabością i pokusami, aby to, co ma się wydarzyć, nie zagrażało naszemu zbawieniu. Nie wiemy tak do końca, do czego Bóg nas wybrał ani jaką drogą nas poprowadzi i to jest dla nas zbawienne. W przeciwnym razie moglibyśmy ulec lękowi o to, co przyjdzie nam wycierpieć.
Jeszcze innym motywem doświadczanych przez nas trudności jest umocnienie naszej wiary, aby była ona silniejsza od wszelkich okoliczności zewnętrznych i wewnętrznych. Zdarza się czasem, że dręczące nas utrapienia czy jakieś dolegliwości fizyczne nie ustępują w trakcie wykonywania zadania, co wymaga heroicznego zaparcia się siebie i położenia zupełnej ufności w Bogu, pamiętając że On działa swoją łaską w ludzkich sercach, pomimo naszych duchowych zmagań - poczucia oschłości czy bezsilności. A po zakończeniu posługi jesteśmy wezwani do oddania chwały Bogu, nie zważając na nasze rozterki, że mogliśmy zrobić coś lepiej czy inaczej. Liczy się tylko pełnienie Jego woli, a nie nasze subiektywne odczucia. On może posłużyć się nie tylko złożonymi w nas talentami czy darami, ale również naszymi niedomaganiami, słabościami. Taka uległość wyrabia w nas wewnętrzną dyspozycyjność, by Duch Święty działał w nas i przez nas tak, jak On tego pragnie. 
Nie zatrzymujemy się na własnych ograniczeniach, by nie dawać okazji złemu do podważania sensu naszego posługiwania, bo wiemy, że nie z nas jest moc, ale z Boga, który działa pomimo naszej słabości. Tak postępując, stajemy się prawdziwie Bożym ziarnem, które każdego dnia obumiera, aby wydawać plon obfity.
Dagmara Krzyżanowska

Cytaty za: o. Józef Kozłowski SJ, Rozeznanie na drodze wiary