Otworzyć się na miłość


Pociągnij mnie za sobą! Pobiegnijmy! Wprowadź mnie, królu, w twe komnaty! Cieszyć się będziemy i weselić tobą, i sławić twą miłość nad wino; [jakże] słusznie cię miłują!  (Pnp 1,4)
Pociągnij mnie za sobą
Życie duchowe rozpoczynamy wtedy, gdy zostaniemy pociągnięci łaską Bożą. Bez tego możemy starać się coś zrozumieć z rzeczywistości nadprzyrodzonej i wykonywać pewne praktyki religijne, ale nie odnajdziemy jej smaku, będziemy niejako na zewnątrz. Dopiero moment pociągnięcia, jakim zwykle jest doświadczenie Jego miłości, sprawia, że nasze serce zostaje rozpalone wewnętrznym ogniem i chcemy pobiec za Oblubieńcem. Nie ma już nic ważniejszego nad Jego poznawanie i miłowanie. To jest kluczowe wydarzenie, który zostawia w nas niezatarte piętno, ukierunkowuje na dążenie ku temu, co nieprzemijające. Człowiek pochwycony przez miłość nie odczuwa znużenia modlitwą, pragnie coraz bardziej zagłębiać się w tajemnice Boga, a dając się ufnie prowadzić, stopniowo wzrasta, przechodząc własną metanoję.  
Jak bardzo błądzą ludzie zmysłowi, którzy gonią tylko za doczesnymi przyjemnościami, zużywają siły na zdobywanie dóbr doczesnych i tracą czas na rzeczy przemijające. Nie mając duchowej perspektywy żyją w lęku o zabezpieczenie własnego zdrowia, majątku i władzy nad innymi. Wszystko to prędzej czy później znajduje swój kres z nadejściem śmierci, o której nie chcą pamiętać. 
Wielu świętych przed nami pobiegło za Jezusem, porzucając wszystko, co mogło odciągnąć ich od Niego. Począwszy od św. Pawła, który zachęca nas: Bądźcie, bracia, wszyscy razem moimi naśladowcami i wpatrujcie się w tych, którzy tak postępują, jak tego wzór macie w nas. Wielu bowiem postępuje jak wrogowie krzyża Chrystusowego, o których często wam mówiłem, a teraz mówię z płaczem. Ich losem - zagłada, ich bogiem - brzuch, a chwała - w tym, czego winni się wstydzić. To ci, których dążenia są przyziemne. Nasza bowiem ojczyzna jest w niebie (Flp 3,17-20), a zatrzymując się na współcześnie wyniesionej na ołtarze młodej dziewczynie z Ruchu Focolari - bł. Chiary Luce Badano - która przed śmiercią mówiła do mamy: Młodzi są przyszłością. Ja już nie mogę biegać, ale chciałabym przekazać im pochodnię, jak na olimpiadzie. Mają tylko jedno życie i warto je dobrze wykorzystać. Wszyscy oni zostawili nam przykład swego życia oddanego Bogu jako zachętę do podążania wzwyż ku ojczyźnie niebieskiej.
Wprowadź mnie, królu, w twe komnaty
    Rozpaleni miłością pragniemy poznawać Boga i zgłębiać Jego tajemnice, ale nie potrafimy tego uczynić bez pomocy Ducha Świętego. Dopiero On, oświecając nasz umysł, daje nam pojąć znaczenie Słowa Bożego, odczytać ich głęboki sens. Karmiąc się nim, zbliżamy się do Jezusa - naszego Pana i Mistrza. Jego nauczanie przemienia nasz umysł i uzdalnia do naśladowania Go. Kto zaś Mnie miłuje, ten będzie umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go miłował i objawię mu siebie (J 14,21b). Jezus objawia się naszej duszy poprzez Swoje Słowo, ale także przez natchnienia Ducha Świętego. Św. Teresa od Dzieciątka Jezus nie doświadczała nadzwyczajnych zjawisk, ale jej przeżycia wewnętrzne jakże mogą być nam bliskie: Rozumiem i wiem z własnego doświadczenia, że „królestwo Boże jest w nas”. Jezus nie potrzebuje książek ani doktorów, by pouczać duszę; On, Doktor doktorów naucza bez hałasu słów… Nigdy nie słyszałam Jego głosu, ale czuję, że jest On we mnie w każdej chwili, że mną kieruje i daje mi natchnienia, co powinnam mówić lub czynić. Odkrywam nie znane mi dotąd światła w tym samym momencie, kiedy ich potrzebuję, a dzieje się to najczęściej nie podczas modlitw odprawianych w największym opuszczeniu, lecz pośród codziennych zajęć (Dzieje duszy). 
 Jezus, nasz Oblubieniec, powoli wprowadza nas w swoje komnaty, czyli daje nam poznawać siebie, doświadczać już tu, na ziemi słodyczy swego królestwa, ale jednocześnie - zgodnie z obietnicą - zamieszkuje w naszej duszy jako swojej świątyni: Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy u niego przebywać (J 14,23). Wielka mistyczka Karmelu św. Teresa od Jezusa, dzieli się w Księdze Życia żywym doświadczeniem Boga we własnym wnętrzu: W pierwszych początkach taka była moja niewiedza, że nie wiedziałam o tym, iż Bóg jest obecny we wszystkich stworzeniach. Gdy więc na tej modlitwie czułam Go tak obecnym w swojej duszy, zdawało mi się to rzeczą niemożliwą. A jednak nie sposób mi było nie wierzyć, że jest we mnie, tak żywo czułam i tak jasno zdawało mi się, widziałam Jego obecność. Ludzie nieoświeceni mówili mi, że jest obecny tylko przez łaskę, ale ja temu nie mogłam dać wiary, bo jak mówię, zdawało mi się, że Go widzę rzeczywiście obecnego. Wielkie więc z tego powodu miałam utrapienie. Później dopiero uczony i wielki teolog z Zakonu chwalebnego patriarchy świętego Dominika wyzwolił mnie od tej wątpliwości i nauczył, że Bóg rzeczywiście jest w nas obecny i udziela nam siebie w pewien sposób, co bardzo mnie pocieszyło. W swoich licznych dziełach św. Teresa pisała o modlitwie kontemplacyjnej, która podnosi duszę na inny poziom poznawania Boga i o jej stopniach wiodących do zjednoczenia z Nim.
Jakże słusznie Cię miłują
    Kto poznał smak Bożej miłości, wie, że nie ma nad nią nic większego. Jest źródłem wody żywej, dającej życie, wiodącej do wiecznej szczęśliwości. Szukanie zaspokojenia własnych pragnień poza Bogiem staje się przyczyną ludzkich porażek i nieszczęść. Jak powiedział Jezus do Samarytanki przy studni: Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskającej ku życiu wiecznemu (J 4,13-14). Bóg chce nas obdarować sobą, ale oczekuje odpowiedzi naszego serca. Dobrze zrozumiała to św. Tereska: Oto wszystko, czego Jezus żąda od nas; nie potrzebuje On wcale naszych dzieł, lecz jedynie naszej miłości, ponieważ ten sam Bóg, który oświadcza, że jeśliby łaknął, nie potrzebuje wam o tym mówić, nie obawia się żebrać o trochę wody u Samarytanki. On pragnął... Lecz mówiąc: „daj mi pić”, Stwórca świata domagał się miłości od swego biednego stworzenia. On pragnął miłości... Ach! Czuję to teraz więcej niż kiedykolwiek; Jezus jest spragniony; od zwolenników świata doznaje tylko niewdzięczności i obojętności, a pomiędzy swymi uczniami mało, niestety, znajduje serc, które oddają Mu się bez zastrzeżeń, które rozumieją całą czułość Jego nieskończonej Miłości. 
Po cóż tracić czas na rzeczy przemijające, gdy Bóg, który stworzył nas z miłości dla siebie, nieustannie wypatruje naszego powrotu. Nie szukajmy szczęścia tam, gdzie możemy znaleźć jedynie jego ułudę, o czym zaświadczył w swoich Wyznaniach św. Augustyn: albowiem stworzyłeś nas dla siebie i niespokojne jest serce nasze, dopóki nie spocznie w Tobie. Zaufajmy także słowom św. Teresy od Jezusa, która tak dobitnie oznajmiała: Temu, kto posiadł Boga, niczego nie braknie. Bóg sam wystarczy. Dołóżmy starań, aby Go poznać i otworzyć się na Jego miłość, a jeśli już jej doświadczyliśmy, zróbmy wszystko, by nigdy nie utracić tej najcenniejszej perły.
Dagmara Krzyżanowska
Toruń, 8.11.2020r.