Najważniejsze spotkanie

Gałązki przywiązane do pnia usychają i odpadają. Rozwiną się tylko te, które są wszczepione w drzewo. Ta analogia ogrodnicza pokazuje, czym ma być w rzeczywistości nasze życie wiary. Jeśli skupi się ona na zdobywaniu wiadomości, okaże się martwa, a wiedza – może nawet imponująca - nieprzydatna. Jeśli nasza wiara ma być natomiast źródłem siły, radości, życiowej mądrości i inspirować do odkrywania nowych dróg, to powinna być żywa, pełna „życiodajnych soków”. Musi więc wypływać z relacji z Bogiem – budowanej i pogłębianej każdego dnia. Jej podstawą jest modlitwa – spotkanie, którego nie zastąpi żadne inne i w którym nikt inny nas nie zastąpi. Jeśli chcemy być wszczepieni w Chrystusa, musimy spotykać się z Nim na osobistej modlitwie.
Modlitwa - jak ją określił o. Piotr Rostworowski, benedyktyn – jest rzeczywistością wykraczającą poza granice tego świata. Jest ona punktem styku dwóch światów, zetknięciem się człowieka z tym „ineffabile Dei” Bogiem niepojętym. Dlatego każda prawdziwa modlitwa wkracza w sferę niewyrażalną i jest najbardziej osobistym doświadczeniem człowieka. Mimo tego, że nie sposób jest jej nauczyć, bo nauczycielem i „prowadzącym” jest tu Duch Święty, to jednak musimy poszukiwać inspiracji i zdobywać tę umiejętność nieustannie, również bazując na doświadczeniu innych.
Duch wiary
Żeby modlitwa przyniosła owoce, potrzebne jest w człowieku właściwe do niej nastawienie, konieczność zwrócenia się w rzeczywistość niedostępną dla zmysłów i intelektu. Konieczny jest tu pewien wysiłek wiary, by przedrzeć się przez świat zewnętrzny, świat naszych uczuć i przeżyć i  stanąć na miejscu spotkania z Bogiem. Wiara jest tym usposobieniem, które jakby naturalnie dostrzega ukrytą, głębszą płaszczyznę wydarzeń i dzięki temu zwraca uwagę na Boga i Jego działanie we wszystkim, co się dzieje. Dostrzega Boga w spotkaniach z ludźmi, w konfrontacji z życiem i z cierpieniem. We wszystkim widzi głębszy i prawdziwy sens. Wiara w ciągłą ingerencję Boga w życie człowieka, w nieustannie działającą Opatrzność prowadzi do coraz żywszego dialogu z Bogiem. Można więc wiarę porównać do zapalonej pochodni, która rozjaśnia mroki, daje nowe światło sprawom, które przeżywamy.
Zatem bez właściwej dyspozycji nasza modlitwa zostanie niejako „na powierzchni”, będzie tylko zewnętrznym wymawianiem słów lub potokiem myśli, nawet pobożnych. Aby stała się prawdziwym spotkaniem, konieczne jest właściwe nastawienie, wzbudzenie w sobie ducha wiary, świętego pragnienia, by wejść w relację z Bogiem, a także uświadomienie sobie, że kiedy Go wzywam, On już jest.
Poznać swoją tożsamość
Spotykając się ze swoim Stwórcą i Panem na modlitwie, wkraczamy w przestrzeń dostępną tylko nam, bardzo intymną: Tu bowiem znajduje się głęboki, tajemniczy punkt, gdzie się zawiązuje prawdziwa osobowość człowieka, gdzie kształtuje się jej najskrytsza głębia i skąd niejako wytryska. Tylko w modlitwie człowiek może poznać swoją tożsamość, owo tajemnicze nowe imię dane mu przez Boga (por. Ap 2,17), które stanowi jego najbardziej osobistą prawdę. Bez modlitwy człowiek siebie nie pozna i nie odnajdzie, został bowiem stworzony do życia twarzą w twarz z kimś. To ukierunkowanie na relację jest wpisane w nas i bez niej nie jesteśmy w stanie się rozwinąć do pełni swoich możliwości. Jednak bywa, że osoba zaczyna koncentrować się na budowaniu relacji z samym sobą. Egocentryzm to metafizyczne uduszenie istoty duchowej i stan śmierci. (…) Grzech aniołów polegał właśnie na zwróceniu się ku sobie, upodobaniu wsobie i dlatego był aktem samobójczym. Osoba ludzka nie może się rozwinąć przez zajmowanie się sobą, pielęgnację i wzbogacanie swojej osobowości, zaokrąglanie swojego stanu posiadania. Rozwój może się dokonać tylko przez odniesienie ku drugiemu, przez to, co Pan Jezus nazywa „straceniem duszy swojej” (por. Mt 16,25). Zatem modlitwa jest wyjściem poza ramy swojego zapatrzenia w siebie i zwróceniem ku Temu, który na mnie patrzy.
Patrzeć Miłości w oczy
Pełna integracja, doskonałe uproszczenie i dynamizacja ludzkiego ducha¬ – stwierdza o. Rostworowski -  może się dokonać jedynie wtedy, gdy człowiek cały staje się miłością wpatrzoną w tego, który stoi naprzeciw niego. I dlatego potrzebujemy stawać przed Bogiem w codziennej modlitwie. Potrzebujemy poznać i pokochać Tego, który kocha nas miłością niewyobrażalną i odwieczną. Potrzebujemy zapatrzeć się w Jezusa, aby w Jego oczach zobaczyć siebie i to, kim w rzeczywistości jesteśmy. To wymaga odejścia na pustynię i oderwania się od swoich wyobrażeń i oczekiwań. Tylko wtedy będzie możliwe odkrycie własnej tożsamości w Bogu. Człowiek został powołany do życia twarzą w twarz z Niewidzialnym i Niepojętym i do patrzenia Mu w oczy. Dopiero wtedy człowiek staje się naprawdę sobą. Zdumiewająca wielkość człowieka tkwi właśnie w tej niemożności zrealizowania się inaczej jak w Bogu. Św. Augustyn mówił: Dla siebie nas, Panie, stworzyłeś – co wskazuje nam na to, że Bóg wchodzi niejako w definicję człowieka. I dlatego, jak podkreślał św. Jan Paweł II, człowieka nie da się zrozumieć bez Chrystusa. Jak dziecko, nieświadome jeszcze zasad moralnych, szuka ich, patrząc w akceptujące lub dezaprobujące spojrzenie mamy lub taty i z nich odczytuje, w którym kierunku ma podążać, tak człowiek dorosły, chcąc dojść w swoim życiu do pełni swego powołania i rozwinąć się najpiękniej jako człowiek, powinien powrócić do pierwotnej formy swego sumienia przez spojrzenie w oczy. Tym jest właśnie modlitwa – patrzeniem w oczy Temu, kto nas kocha odwieczną miłością, z tej miłości i do tej miłości nas stworzył i powołał.Modlitwa to zatem patrzenie w oczy Bogu i ciągła konfrontacja z Nim.
Rozmiękczanie serca
Psalmista mówi, że góry topnieją jak wosk przed obliczem Pana(Ps 97,5). Nie ma tak twardego serca, które by nie zostało zmiękczone, gdy będzie stawać na modlitwie przed Bogiem. Jeśli człowiek chce pokonać swe wewnętrzne skamieniałości, przełamać opory i bunty, które nosi w sobie odnośnie do wielu spraw w swoim życiu – przyjęcia trudów, upokorzeń, cierpienia, przebaczenia – powinien przed Bogiem szukać ratunku, mówić Mu o tym i poddawać się Jego uzdrawiającemu dotykowi. Kobieta cierpiąca na krwotok przez wiele lat liczyła na pomoc ludzi, wydała majątek na specjalistów, którzy okazali się nieskuteczni, aż w końcu zrozumiała, że jedyne, czego potrzebuje, by doznać uzdrowienia, to dotknąć się szat Jezusa. Kiedy człowiek zaczyna naprawdę się modlić, nie ma już sytuacji beznadziejnej i można spodziewać się dobra.Modlitwa jest kontaktem bezpośrednim z Bogiem, szansą na dotkniecie Go, nawiązanie z Nim łączności. Ludzie, którzy się modlą, są podatni na działanie Boże i nawet najgroźniejsi miękną przed Jego obliczem. Ananiasz jest pełen obaw po wezwaniu Boga, by udać się do siejącego postrach Szawła.Słyszy jednak od Pana: „Nie bój się. On się modli”,dlatego idzie odważnie wypełnić Jego polecenie.
Słowo, które karmi
Jak się modlić? Skąd czerpać inspirację do rozmowy z Bogiem? Życie modlitwy powinno karmić się Pismem Świętym – podpowiada o. Rostworowski. -Słowo Pana zostaje wsiane w rolę duszy człowieczej, by następnie wyrastać z gleby naszej duszy bujnymi kłosami modlitwy i chwały. Gdy zabraknie tego wsiania, to trudno, żeby się modlitwa podnosiła. Jeżeli się rozumie, czym jest Biblia, wierzy w jej moc przemieniającą, gdy rozumie się, że modlitwa z tego zasianego słowa kiełkuje ku górze, to nie będzie się lekceważyć Pisma Świętego. 
Słowo Boże karmi, gdy codziennie po nie sięgamy. Nie powinniśmy go traktować jedynie jako zapis odległych wydarzeń, ale zobaczyć w nich siebie, własne doświadczenia, lęki, wątpliwości. Jezus modlił się Psalmami całe swoje ziemskie życie, często się do nich odwoływał w swoim nauczaniu. Z pewnością wiele z nich było obecnych w Jego osobistej modlitwie, kiedy oddalał się od uczniów, by noc spędzać na rozmowach z Bogiem.Psalmy były Mu z pewnością bardzo bliskie, bo zauważmy, że właśnie nimi modlił się w czasie całej swojejMęki i konania na Krzyżu. Gdy zaczynamy się modlić ich słowami, odkrywamy, że oddają one stan naszego ducha, przeżyć, refleksji. Możemy je wymawiać jak własne. Wystarczy codzienne praktykowanie modlitwy Psalmami, by już po tygodniu czy dwóch zauważyć, jak one w nas pracują, ożywiając całe nasze jestestwo, przywołując obecność Bożą przez cały dzień, nawet podczas wykonywania prozaicznych obowiązków.
Nie jest prawdą to, że modlitwę można zastąpić uczynkami miłosierdzia, aktywnością dobroczynną, a nawet ewangelizacyjną. One powinny z niej wypływać, być jej owocami. Natomiast wyższość modlitwy polega na tym, że jest ona nie tylko aktem naszej miłości do Boga, ale też stanowi poddanie się tej miłości, jej zbawczemu działaniu. Jest miejscem napełniania się Bożym Duchem, którego potrzebujemy, by prowadzić życie zgodne z Jego planem. To najważniejsze spotkanie w ciągu dnia, które powinno w nas pulsować i odbijać się echem przez cały czas. Niekoniecznie towarzyszyć mu mogą jakieś emocjonalne poruszenia, lecz powinno budować w nas świadomość, że w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy (Dz 17,28a). Bez niego nie ma w nas życia.
Agnieszka Kozłowska
Na podstawie: o. Piotr Rostworowski OSB/EC, Wytrwale kochaj Boga