Szaty radości

Złóż, Jeruzalem, szatę smutku i utrapienia swego, a przywdziej wspaniałe szaty chwały, dane ci na zawsze przez Pana (Ba 5,1).
W tym roku na rekolekcje ignacjańskie jechałam po czteroletniej przerwie. Te lata – mimo różnych niespodzianek od Pana – były zasadniczo trudne. Czułam się wypruta pod każdym względem – fizycznym, psychicznym i duchowym. Dlatego też w rekolekcje, których tematem były słowa „Uczeń Jezusa” (synteza), wchodziłam powoli. Medytacje czy kontemplacje początkowo robiłam na zasadzie „mam to zrobić, więc to zrobię” – bez, jak mawia św. Ignacy, smakowania w rzeczach Bożych. 
Podczas kontemplacji obmycia nóg uczniom nie chciałam pozwolić Jezusowi, żeby umył je także mi. W tym obrazie Pan pokazywał, jak myje stopy także bliskim mi osobom. Widziałam kogoś, kto nie chciał przyjąć miłości Bożej, uzdrowienia i w konsekwencji poszedł drogą zdrady. Widziałam też kogoś, kto miał stopy tak poranione, jakby przeszedł pieszą pielgrzymkę z Helu na Jasną Górę i z powrotem. Ta osoba pozwoliła, by Pan obmył jej nogi - i stały się na powrót zdrowe. Rozumiałam, że Jezus pokazuje, że jeśli przyjmę Jego miłość, to On uleczy moje rany – ale i tak mówiłam Mu „nie”. Usłyszałam: „Zrobiłaś się nieufna – ale Ja to uleczę”.
Wtedy zapaliła mi się lampka – mam takie doświadczenie, że jeśli Pan Bóg coś obiecuje, to to spełnia. Często inaczej, niż to sobie wyobrażałam, przekraczając moje oczekiwania – ale nigdy nie zawodzi. I rzeczywiście, w kolejnych kontemplacjach zaskakiwał i na różne sposoby otwierał moje serce. 
Piszę o zaskakiwaniu – ponieważ m.in. w kontemplacji o burzy na morzu pokazywał mi, że rutyna może mnie zgubić (nie tylko w działaniach ewangelizacyjnych, ale i w życiu codziennym). Kiedy wiem, jak wygląda jakieś wydarzenie ewangelizacyjne; znam niemal cały kalendarz wydarzeń w diecezji; zakładam, co ktoś zrobi, bo ta osoba taka jest; powstrzymuję się przed zrobieniem czegoś, bo się nie da, bo to nie dla mnie; kiedy wolę narzekać, smucić się, złościć, zamiast pytać Pana o rozwiązanie problemu itp. A tymczasem On w zakończeniu tej modlitwy znów zrobił coś nietypowego – nie tylko uciszył burzę, ale i pomodlił się osobiście nad każdą z osób, będących na łodzi, prosząc dla niej o wiarę. 
Pan podjął też temat przebaczenia – mówienia Mu o tym, co jest trudne w relacjach, zapraszania do nich Ducha Świętego. Zachęcił też do pojednania się z pewną osobą. I chociaż zżymałam się, dlaczego to znowu ja mam pierwsza wyciągać rękę, przypomniał, że to właśnie On jest pierwszy w przebaczaniu. W kontemplacji o wyparciu się Piotra widziałam, jak Jezus okazuje mu swoje przebaczenie i chce, aby je przyjął; wzywa wręcz do mówienia o Jego miłosierdziu. Będą osoby, dla których przebaczenie będzie tylko oznaką słabości, ale będą i takie, które dzięki temu zostaną uzdolnione do większej miłości.
Bardzo delikatnie, poprzez modlitwę metodą św. Ignacego, ale i przez spacery w lesie, podziwianie piękna przyrody, Jezus łamał moje opory i pokazywał, że mogę Mu zaufać. Miałam okazję jeszcze raz powiedzieć Mu o tym, co jest dla mnie trudne – już bez frustracji – ale i słuchać tego, co On mówi. Doświadczając tego, że On mnie zwyczajnie lubi i interesuje Go, czym żyję, otwierałam się na Jego miłość, radość i kolejne obietnice, co do których wiem, że się spełnią – bo Bóg nie kłamie. Kiedy więc podczas jednej z ostatnich kontemplacji padły bliskie mi słowa: „Pójdziesz, dokądkolwiek cię poślę” (por. Jr 1,7), byłam już na tę propozycję całkowicie otwarta.
Przedostatniego dnia rekolekcji, podczas mszy świętej z modlitwą o uzdrowienie, Pan Bóg przyszedł z obrazem, że Trójca Święta robi mi operację na sercu. Wcześniej, walcząc z pokusami myślenia o tym, co będzie po rekolekcjach, powiedziałam sobie, że teraz nie czas na to – teraz trzeba udrożnić żyły, bo jak do mojego mózgu i serca nie będzie dochodzić miłość Boża, to w końcu padnę. Kiedy na tym obrazie Duch Święty zajrzał w moje żyły, wyglądały rzeczywiście bardzo źle. Operacja się jednak udała, rany zostały zasklepione, a na koniec pacjentka otrzymała białą szatę. Kiedy więc koleżanka ze wspólnoty zapytała po rekolekcjach o owoc, odpowiedziałam jej, że najważniejsze, że znowu wiem, że Bóg mnie kocha.
Renata