Moja droga do Boga
Patrząc z boku na moje życie, można mieć wrażenie, że pasmo udręk towarzyszy mi od dawna, ale coraz bardziej jestem pewna, że wszystko, co mnie spotyka, to błogosławieństwo, że to doskonały plan Boga na moje życie.
Pochodzę z rodziny katolickiej. Co tydzień chodziliśmy do kościoła, obchodziliśmy święta, modliliśmy się, ale nie wspólnie, jednak w moim wyobrażeniu długo Bóg był surowym sędzią, który częściej karze, niż nagradza. Z Maryją nie miałam praktycznie żadnej relacji, rzadko odmawiałam różaniec. Mnie i pozostałe dwoje rodzeństwa rodzice, a właściwie mama wychowywała tradycyjnie, tzn. dużo karcenia, krytyki, nie zauważania pozytywnych zachowań czy starań. Tata był w moim życiu, ale się nie angażował. Wyrosłam w lęku i przekonaniu, że na wszystko trzeba zasłużyć i ciągle się zmieniać - problem w tym, że nie wiedziałam, jak.
Po studiach wyjechałam z rodzinnego Lublina do Olsztyna. Dość szybko zrobiłam karierę na uczelni, byłam znaną i lubianą osobą, ale czułam się samotna, nie miałam rodziny. Nadal chodziłam do kościoła, czasem na msze akademickie, modliłam się, ale wciąż żyłam w lęku i samotności. Na którejś z mszy było ogłoszenie o rekolekcjach Odnowy w Duchu Świętym, zwanych REO. Poszłam, ale relacji z Bogiem wciąż nie doświadczyłam ani na rekolekcjach, ani po nich. Któregoś dnia wybraliśmy się ze znajomymi do Gietrzwałdu i tam zostawiłam intencję – prośbę o dobrego męża. Gdy w moim życiu pojawił się kolega, nie postrzegałam go jako kandydata na męża: on mieszkał w Toruniu, a ja w Olsztynie, więc dystans trochę duży jak na budowanie relacji. Jednak dużo rozmawialiśmy przez Skypa. Któregoś dnia przyjechał do mnie. Tu spodziewalibyśmy się szczęśliwego rozwinięcia znajomości, ale stało się coś, czego sama chciałam, a potem długo nie mogłam sobie tego wybaczyć. Po półtora roku znajomości, straciłam dziewictwo i zaszłam w ciążę. Z ciąży bardzo się cieszyłam, ale też bałam. Wyglądało na to, że z ojcem dziecka się rozstaniemy. Oczekiwałam, że on przeprowadzi się do mnie, a tak się nie stało, więc obraziłam się na niego i Boga, nie chciałam ślubu ani przeprowadzki do Torunia.
Bóg miał jednak swój plan: poprowadził mnie i tego mężczyznę przez kapłana na rekolekcje przedmałżeńskie i do ślubu. Krótko po tym pojawił się nasz synek. Potem nastąpiła trudna droga budowania relacji. W pierwszym roku małżeństwa kilka razy chciałam rozwodu, nie byłam gotowa na tyle wyrzeczeń. Mój mąż cierpliwie znosił trudne dni, pomagał w opiece nad synkiem. Potem Bóg pobłogosławił nam znowu i pojawił się kolejny synek. W międzyczasie okazało się, że straciliśmy - a właściwie ja jeszcze z czasów panieńskich - mieszkanie w budowie i został nam duży kredyt do spłacenia, 260 tys. Poprosiłam wtedy błagalnie Boga, żeby dał mi jakąś pracę, która przyniesie środki na spłatę tego kredytu. I tak w ciągu miesiąca założyliśmy żłobek.
Pracy było bardzo dużo - chodziłam z dziećmi do żłobka i jeździłam na uczelnię do Olsztyna. Byłam mocno przeciążona opieką nad dziećmi i dojazdami do pracy. Cztery lata po ślubie przyszedł na świat trzeci synek, a krótko przed jego urodzeniem doświadczyłam porażenia nerwu twarzowego. Nie pomagało leczenie farmakologiczne ani inne zabiegi. Zdecydowałam się na wizytę u uzdrowiciela (u którego „leczyłam” się ja i moja rodzina) - też bez skutku. To była moja ostatnia wizyta u tego człowieka. Kilka miesięcy później średni synek rozciął sobie głowę na schodach i wtedy nastąpił przełom. Wołałam do Boga, żeby coś zrobił, żeby mi pomógł, bo już dłużej nie dam rady!
I Bóg zrobił, szybko. Dostałam zaproszenie na kurs Alpha. To było prawie 6 lat temu. Wtedy moje życie zaczęło się zmieniać: naprawdę uznałam Jezusa za swego Pana i Zbawiciela, zaczęłam uwielbiać Go w różnych sytuacjach. Potem trafiłam do wspólnoty “Pieśń Nowa” w Toruniu, odbyliśmy z całą rodziną rekolekcje z abp. Rysiem w Zembrzycach. Odbyłam spowiedź generalną.
Potrzebowałam wspólnoty z modlitwą uwielbienia i tak trafiłam do “Posłania” - koleżanka zaprosiła mnie na spotkanie modlitewne. Zaczęła się moja formacja – przeszłam seminarium Odnowy Życia w Duchu Świętym. Uczestniczyłam kilkakrotnie w rekolekcjach z Marią Vadią, ks. Johnem Bashoborą i o. Józefem Witko, na których doznałam wielu łask. Przede wszystkim zdolność przebaczenia moim rodzicom oraz osobom, które mnie skrzywdziły i ja ich. Otworzyłam się na innych ludzi. Po porażeniu nie chciałam, żeby ktoś na mnie patrzył i choć moja twarz nie wróciła w 100 % do zdrowego wyglądu, dziękuję Bogu za to, co się wydarzyło. Został też uzdrowiony mój kręgosłup, w którym stwierdzono wadę nie do wyleczenia - a jednak Bóg jest wielki, od kilku lat nie mam bólów! Obdarzył mnie darem mówienia w językach. Najpierw się go wystraszyłam, a potem Mu dziękowałam. Nie da się opisać, jak piękny to dar. Bóg uzdrowił także moje poczucie własnej wartości, kiedy na modlitwie wstawienniczej usłyszałam: „Córko Moja”- nie ma piękniejszych słów!
Od ponad roku angażuję się w posługę w mojej parafii – śpiewam w zespole uwielbieniowym. I choć przychodzą chwile trudne, wiem, że Bóg jest ponad wszystkim - może wszystko. Wciąż uzdrawia mnie z lęku. Jestem Mu wdzięczna za uzdrowienie mojego męża z sepsy - dał mu nowe życie rok temu i od tamtej pory zmienia się także nasze małżeństwo i nasze dzieci. Jest wspólna modlitwa, rozmowy, mniej zniechęcenia i komputera. Każdego dnia oddaję Bogu swoją rodzinę, proszę o nawrócenie, potrzebne łaski, słucham pieśni uwielbienia, nagrań konferencji, odmawiam różaniec i koronkę, uczestniczę we mszach z modlitwą o uzdrowienie. Proszę o wiarę w ludzi, o uwolnienie od okultyzmu moich rodziców, o miłosierdzie. Wiem też, że Bóg któregoś dnia uzdrowi moją twarz całkowicie, abym mogła się uśmiechnąć jak dawniej.
Chwała Panu!
Ewa
Świadectwo opublikowane w Posłanie 2/20
Polecane świadectwa
Pozwoliłam się Bogu prowadzić
Chciałam się podzielić tym, jak Bóg przemienił moje życie, jak objawił mi się jako Ten, który jest przede wszystkim ...
Czerpać ze Słowa
Żeby dawać miłość, to trzeba być w miłości Jezusa, być przesiąkniętym tą miłością. Dla mnie takim źródłem ...
Ojciec Nasz
„To taki dobry chłopiec, kulturalny i grzeczny, do kościoła chodzi, pewnie księdzem zostanie” – w młodości ...