Wiara - Boski sposób poznania
W kolejnej konferencji o świętym Janie od Krzyża zapraszamy do mądrości, którą nam zostawił, do pewnej koncepcji życia duchowego, w której najważniejszą rolę odgrywają trzy cnoty teologalne: wiara, nadzieja i miłość. Wiara najbardziej oddziaływuje na umysł, domeną nadziei jest pamięć, zaś wola to przedmiot udzielania się Boga w miłości.
Dobra „marka”
Dobrze jest sobie uświadomić, że te wysokie aspiracje duchowe, które prezentuje Jan od Krzyża, towarzyszą ludziom od dawna; nie jest to jakiś pojedynczy kwiat w całym dywanie rozwoju ludzkości, ale część prawdy, która udziela się najbardziej szlachetnym duchom. Możemy np. u Platona w „Państwie” przeczytać kilka pięknych stwierdzeń:
Widzisz, Adejmancie, człowiek, który naprawdę całą duszą zwraca do tego, co istnieje - tutaj taka uwaga: platonicy uważali, że żyją tylko pośród cieni rzeczy prawdziwych; prawdziwe idee są ukryte, do nich trzeba docierać – nawet nie ma czasu patrzeć w dół na to, co tam ludzie robią i walczyć z nimi i serce mieć pełne zazdrości i złości; on ma oczy skierowane na to, co uporządkowane i zawsze takie samo, co ani krzywd nie wyrządza, ani ich nie doznaje jedno od drugiego, co ma porządek w sobie i sens, on to naśladuje i do tego się jak najbardziej upodabnia. Czy myślisz, że to jest możliwe, żeby się ktoś nie zrobił podobny do tego, co kocha i z czym przestaje? (Księga VI). To właśnie część wielkiej, pięknej tradycji duchowej, która od czasu do czasu się budzi i formuje w pewnych doktrynach, w spojrzeniach i na człowieka, i na Boga oraz na to, dokąd mamy zmierzać. Myślę, że również powinniśmy dążyć do tego, co wysokie i zdawać sobie sprawę, że to, co katolickie, co duchowe - to dobra marka; ba! najlepsza.
Funkcjonuje w teorii marketingowej - kiedyś studiowałem ekonomię - strategia nazywana branding senses. Polega ona na tym, żeby danego klienta związać z określoną marką, żeby się dobrze czuł z tego powodu, żywił przekonanie, że uczestniczy w lepszym, z może nawet niezwykłym, świecie. Marka – techniczna czy spożywcza – dobrego wina, kosmetyków, ubrań lub czegokolwiek innego - inspiruje do powstawania społeczności z nią związanych i bywa, że udział w nich dodaje życiu pewnego smaku. Jej członkowie czują się, że żyją we wspaniałym świecie.
Również w duchowości chrześcijańskiej są znakomite „marki”, czyli tradycje duchowości, jak benedyktyńska, franciszkańska, dominikańska; do nich należy także karmelitańska (jako karmelita jestem przekonany do własnej „marki” i polecam ją wszystkim). Powinniśmy z wielką estymą traktować przynależność do pewnych tradycji, do określonej duchowości. Oczywiście wiemy, że współczesność chce nam obrzydzić, skompromitować to, co chrześcijańskie, katolickie, zwłaszcza niesamowity okres średniowiecza. Ciągle wskazuje się nam jakieś mankamenty ludzi Kościoła, oskarża. Mimo to należy z dumą wiązać się z „naszą marką”, gdyż Kościół nosi w sobie świętość.
Powołani do rzeczy niezwykłej
Święty Jan od Krzyża swoją doktrynę ukierunkowuje na zjednoczenie z Bogiem. To specjalna łaska, którą człowiek otrzymuje w stanie zalążkowym na chrzcie świętym i jest zobowiązany niejako ją rozwinąć, a więc doprowadzić do tego, ażeby to ziarno chrztu świętego pękło i przyniosło obfity owoc.
Oczywiście te aspiracje duchowe przekraczają zdolności człowieka. Myślę, że nawet bycie człowiekiem w wymiarze naturalnym przekracza siły człowieka. Nasze różne słabości, struktury grzechu, które nosimy w sobie, stanowią zasadniczą przeszkodę na tej drodze i czasami bardzo nam komplikują życie. Przez to nie dorastamy do tej miary, którą nam przeznaczył Bóg. Człowiek, który poważnie traktuje życie duchowe, powinien być świadomy, że jest powołany do rzeczy niezwykłej, nieprawdopodobnej. Jan od Krzyża nazywa to w Pieśni duchowej ,,całkowitym przeobrażeniem w Umiłowanego”. Każde słowo tego wyrażenia jest ważne. Św. Teresa z Avila mówi o „zaślubinach duchowych”. Tak jak małżonkowie mają do siebie prawo i tworzą wspólnotę życia, również w wymiarze duchowym jesteśmy zaproszeni, by tworzyć wspólnotę życia z Bogiem. Św. Jan tłumaczy: W zaślubinach duchowych pomiędzy stworzeniem i Stwórcą dokonuje się tak ścisłe połączenie dwóch natur i takie zespolenie ludzkiej i Boskiej natury, że, nie tracąc swego bytu, każda z nich zdaje się być Bogiem (Żywy Płomień Miłości, pkt 8). W zjednoczeniu - mówi dalej święty Karmelu - Bóg sam udziela się duszy; z przedziwną chwałą przeobraża ją w siebie. W ten sposób człowiek staje się Bogiem przez uczestnictwo w Jego naturze. To jest niezwykłe, powinniśmy nad tym rozmyślać z zachwytem dzień i noc!
I co jest ważne: żeby dusza mogła zjednoczyć się z Bogiem, nie wystarcza nam normalne, pobożne życie. Potrzebne nam jest duchowe oczyszczenie, czasami bardzo trudne, dramatyczne, które Jan nazywa ,,nocą ciemną”. Trzeba przy tym też mieć świadomość, że natura ludzka zostaje wtedy podniesiona do wyższego porządku, właśnie do tego, by żyć z Bogiem, by wymieniać z Nim życie, tworzyć wspólnotę życia. Zjednoczenie opiera się właśnie na tych „energiach nadprzyrodzonych”, szczególnie na żywej wierze.
Co jest i co nie jest z Boga
Wiara u Jana od Krzyża ma swój specyficzny wymiar. W jego rozumieniu jest ona „Boskim sposobem poznania”, czyli udzielaniem człowiekowi nadprzyrodzonego światła, światła miłości, które napełnia jego umysł. Działanie Boga nieskończonego jest bezpojęciowe, a nasz umysł pracuje na pojęciach. Mamy więc duży problem, ponieważ ta wiedza, której nam udziela Bóg, jest przez umysł nieuchwytna. Wynika to z natury wiary, ponieważ Boskie poznanie nieskończenie przewyższa możliwości asymilacji przez ludzki mózg. W strumieniu tej żywej, świętej wiedzy miłowania Boga, która zstępuje z góry i jest udzielana człowiekowi, pojawia się czysta, jasna, Boska prawda. Jest ona tak mocna i jasna, że oślepia ona człowieka, dlatego umysł żyje w mroku.
Światło Boskiej prawdy przede wszystkim wnosi w nasz umysł rozróżnianie tego, co Boskie od tego, co nie-Boskie: co należy do Boga i co do Niego nie należy, co jest podobne do Niego i co jest Mu obce. Naświetla nam ono również kłamstwo, całe złogi kłamstewek, różnego rodzaju nieprawdy, którą człowiek nosi w sobie i to, co zakłamane. Czasami aż do obrzydliwości ktoś kłamie sobą.
Posługa Ducha Świętego, która się wtedy rozpoczyna, polega na ujawnianiu grzechu, a więc tego, co nie należy do Boga. Spójrz na siebie i na to, co jest i nie jest z Boga w tobie, co jest twoją produkcją albo produkcją nieprzyjaciół naszej drogi - to wszystko czasami może człowieka przerazić. Tak było w przypadku św. Jana Vianney’a, solidnie wyposzczonego, żywiącego się obierkami kartofli. Po kilku latach takiego trybu życia prosił on Boga, żeby mu pokazał prawdę o nim samym, czy rzeczywiście już postąpił w życiu duchowym. Pan udzielił mu tego światła. Poznał prawdę o sobie i… wpadł w kilkumiesięczną depresję. Zobaczył, jak wiele jest w nim jeszcze kłamstwa! Mimo że już taki zaprawiony w sztuce świętości, tak się ofiarował, tyle już uczynił w swojej parafii... To, co w nas leży, co jest czasami wrośnięte w naszą naturę, dopiero Bóg musi uleczyć w sposób nadprzyrodzony w „nocach ciemnych”, wypalić to ogniem Miłości.
Zatem wiara wnosi nam prawdziwość i demaskuje duchowe pochodzenie rzeczy. Człowiek nabiera Bożej intuicji, ma rozeznanie, co od Boga pochodzi, a co od Niego nie pochodzi. Pomaga nam także dostrzegać Boga wszędzie, bo jeżeli stajemy się wrażliwi, mamy tę przedziwną jasność, by odnajdywać podobieństwo światła i Boską obecność w stworzeniu, na przykład w innych osobach. Nie patrzymy wtedy na drugiego człowieka jedynie zmysłowo, tzn. dostrzegając jego „fizyczność”, osobowość czy atrakcyjność zewnętrzną, ale dostrzegamy w nim to, co Boskie. Wtedy spotkanie jest religijnym wydarzeniem. Są piękne historie ludzi świętych, którzy potrafili dostrzec - bo mieli tę świętą wrażliwość - że tu jest Jezus, że tu działa Duch Święty, Jego łaska. Ktoś, kto ma takie wyczucie, ma tzw. zmysł Boga. To wiara pomaga nam odkrywać, że człowiek w swej najgłębszej tajemnicy jest mieszkaniem Trójcy Świętej. To niebywałe, oszałamiające, rewelacyjne, że człowiek może rozpocząć dzień od takiego aktu wiary – pozdrawiając Boga zamieszkałego w sobie.
„Pliki” i „folderki”
Prawda dana nam w wierze jest wyższego rodzaju światłem i rozsadza miary naszego umysłu, dlatego można by powiedzieć, że zaczyna on funkcjonować inaczej: już nie pracuje na pojęciach, ale uczy się działać w oparciu o wewnętrzne impulsy Ducha Świętego. To jest wielka „reorganizacja” antropologiczna. Normalnie ludzki umysł działa w oparciu o zbierane przez zmysły informacje, które są formowane w intelektualny „plik”. Można by użyć takiego mądrego wyrażenia używanego w filozofii, jak species impressa – dosł. „postać wrażona”. Normalnie w ten sposób człowiek gromadzi informacje, wiedzę, „montując” je w określone pakieciki czy „folderki”, które nazywamy pojęciami. Dzięki temu mamy w mózgu zestaw takich „etykiet”, po które często sięgamy, otwieramy te „pliki” w różnych kontekstach. Jest to pewne bogactwo i wiedza też o nas samych, lecz ograniczona i czerpana jedynie ze zmysłów. Musimy zadawać sobie trud łączenia tego, co wiemy, analizowania, wyciągania wniosków. Często ta wiedza obciążona jest pomyłkami czy błędami. Wiele „dopowiadamy” sobie poprzez nasze domysły i dopisywanie motywów czy scenariuszy. Poza tym funkcjonowanie w wymiarze zmysłowym bardzo nam rzeczywistość ogranicza, a nawet fałszuje. Mamy wąskie pasmo światła, widzimy tylko pewien fragment tego, co mogłoby być widoczne (dostępne nam są fale o długości od 380 do 770 nm), nie mówiąc już o świecie, czy światach niewidzialnych. Mamy też bardzo wąskie pasmo słuchu - już nie słyszymy na przykład infradźwięków poniżej 15 Hz, czy ultradźwięków powyżej 20 tys. kHz. Nie słyszymy też chórów anielskich, bo one „nadają” w innej częstotliwości. Jesteśmy więc w jakimś sensie zawężeni przez zmysły i te informacje, które z nich czerpiemy, również są ograniczone.
Św. Jan od Krzyża mówi nam od początku: twoje myśli, wyobrażenia, pojęcia o Bogu są nieadekwatne, niewłaściwe, nawet niestosowne. Nie potrafimy ogarnąć myślą Boga, a także rzeczy Bożych takimi, jakie one są. I dlatego radzi: zostaw to i wyproś sobie łaskę, żeby Bóg wprowadził w twój umysł swoje światło, czystą wiarę. Bóg rzeczywiście jej udziela.
Wiara, jak mówi św. Jan od Krzyża, jest jedynym, bezpośrednim sposobem ujmowania Boga. W języku polskim „ujmowanie” ma ciekawą dwuznaczność, ponieważ można kogoś ująć poznawczo, ogarnąć go, np. spojrzeniem, ale też kogoś ująć za serce, choćby swoją postawą lub wiedzą. Wiara tu funkcjonuje właśnie w tych dwóch znaczeniach - jest ujmująca Boga.
Ponieważ strumień Bożego światła o wiele bardziej przewyższa możliwości percepcyjne, dlatego jest oślepiający, dlatego też pogrąża umysł w ciemności. Można by to porównać do sytuacji, gdy ktoś nagle zapala nam prosto w oczy jupiter o napięciu 2-3 tys. volt. Nie jesteśmy zdolni zasymilować takiej ilości światła - człowiek zostaje oślepiony nadmiarem. Ten nadmiar Boskiego światła, Boskiej miłości jest w istocie „wiedzą miłowania” – scientia amoris – wiedzą świętych o miłowaniu Boga. Bo taka jest droga: wierzę w Boga, by się z Nim zjednoczyć w miłości.
Bezdroża wiary
Św. Jan zostawił nam kilka roztropnych uwag na temat przeżywania naszej wiary. Myślę, że one są potrzebne, ponieważ wiara to rzeczywistość bardzo złożona. Można by tu także mówić - to już taka tęga duchowa wiedza – nawet o wierze demonicznej. Wiemy przecież, że diabeł też wierzy - o czym czytamy w Liście św. Jakuba: „demony wierzą i drżą ” (zob. Jk 2,19b). I nasza wiara może mieć również charakter demoniczny, jeżeli wypełniona będzie lękiem wobec Boga i człowiek jest „pobożny” jedynie dlatego, że boi się kary. Chociaż lęk może być początkową motywacją. Św. Teresa Wielka też wyznaje, że już jako mała dziewczyna bała się piekła, kary wiecznej. Kalkulowała, że lepiej się „pomęczyć” w zakonie czterdzieści, pięćdziesiąt lat i mieć pewne niebo, niż hulać po świecie i życie wypełniać przyjemnościami, ale potem przez wieczność cierpieć męki. Zresztą, do Karmelu też wstąpiła nie z „czystego” powołania, ale poszła za swoją koleżanką, by nie stracić przyjaciółki. Przykład ten pokazuje, że początkowo mogą być różne naturalne wsparcia naszych duchowych motywacji i pragnień.
Zatem demony wierzą; one też „się modlą”. Mamy ten przypadek opisany w Księdze Hioba, kiedy to szatan staje przed Panem, prosi Go o coś i zostaje wysłuchany. Chodziło mu o to, by mógł wypróbować Hioba i Bóg się na to zgadza - wysłuchuje jego „modlitwy”. Oczywiście, może to być tylko taki literacki zabieg, ale coś w tym jest.
Mamy więc różne źródła, które funkcjonują w obszarze wiary i możemy je mylić. Jan od Krzyża zwraca też uwagę, że często człowiek sam może sobie wytworzyć pewien typ religijności. Od strony psychologicznej zauważamy, że choćby potrzeba znaczenia może przybrać formę religijną: „Tu na mnie nikt nie zwraca uwagi, nie lubią mnie, ale za to Pan mnie lubi, On właśnie mnie wybiera i mam dzięki temu super doświadczenia”. Człowiek albo sobie sam tworzy „boga” (jest to tak zwana sublimacja potrzeb), albo też interpretuje to, co się z nim dzieje jako coś, co pochodzi od Boga. Czasami zwykłe wzruszenia, różne intuicje czy światła, doznania zmysłowe czy skojarzenia zabarwiamy „duchowością” i nazywamy je Bożymi dotknięciami, doświadczeniem religijnym, podczas gdy one są wyrazem sublimacji własnych potrzeb. Miesza się w to także pycha, bo sugerujemy, że Bóg złożył w nas jakieś szczególne dary.
Pułapki doświadczenia
Jan od Krzyża mówi zatem, że wiara wymaga, aby zamknąć oczy na wszystko, co dotyczy zmysłów i jasnego, szczegółowego poznania, a zaufać nocy i stać się wolnym od doświadczenia. Jest coś takiego jak zniewolenie doświadczeniem religijnym - to dosyć szeroki problem. Jan porusza go w III księdze Drogi na górę Karmel i tłumaczy, że komu Pan Bóg udzieli łaski i daru nadprzyrodzonego, niech oderwie od nich swoje pragnienie i radość - to pierwsze zalecenie: oderwać pragnienie tego daru, charyzmatu i też radość, którą czerpiemy z posługi - niech ich nie wywołuje samowolnie, gdyż Bóg udzielający tych darów nadprzyrodzonych dla pożytku swego Kościoła, natchnie go również nadprzyrodzonym sposobem, kiedy i gdzie powinien ich używać (Droga na Górę Karmel, 3 księga, rozdział 31, werset 7).
Kiedy otrzymujemy pewne łaski czy dary, posługujemy nimi, to dobrze jest zachować te przestrogi świętego Jana od Krzyża. Po pierwsze, problem polega na tym, że zaczynamy się skupiać na darach, a nie na Dawcy, często w posłudze darami zapominamy o Bogu. Sam dar i posługiwanie staje w centrum. Organizujemy wspólnoty posługujące, planujemy spotkania, terminy, co robić, gdzie, dla kogo… Trzeba pamiętać, że to tylko nasze, ludzkie plany, scenariusze czy potrzeba aktywności. Gdy, na przykład, organizujemy spotkanie z modlitwą o uzdrowienie, to Bóg nie jest zobligowany naszymi terminami i doborem osób. A więc trzeba wielkiej pokory i wielkiej wolności wobec tych darów, by mądrze posługiwać.
Nieuporządkowane posługiwanie darem
Jan od Krzyża mówi o kilku szkodach, które wynikają z nieuporządkowanego posługiwania się darami. Pokazuje, że człowiek, który się przywiązuje, pożąda ich – zawłaszcza to, co otrzymuje od Boga - i po swojemu, w swoich kryteriach, w swoim rozeznaniu, na ludzki sposób chciałby nimi szafować. Następnie - jak mówi Jan – radość z daru osłabia ducha i zaciemnia sąd (3 DGK 31, 2). To też jest wielka przestroga. Zazwyczaj nasze posługiwanie, szczególnie jeżeli „nam wychodzi” i mamy jakieś konkretne „sukcesy”, rodzi radość i chęć jeszcze bardziej „ofiarnego” służenia wobec innych. Ale to potrafi być pułapką. Człowiek zapala się coraz większą rządzą spełniania i jak najprędzej, jak najczęściej dokonuje posług w niewłaściwym czasie. W ten sposób niegodnie i przewrotnie nadużywa łask udzielonych mu przez Boga (DGK III 31, 4). I co jeszcze jest ważne: szatan, gdy zobaczy u ludzi skłonność ku takim rzeczom, daje im po temu szerokie pole i mnóstwo zainteresowań, mieszając się w nie sam na różne sposoby; oni zaś rozwijają żagle i nabierają – tu takie bezpardonowe wyrażenie – bezczelnej odwagi, porywając się na cudotwórcze praktyki (DGK III 31, 4).
Oczywiście, szanując całą posługę charyzmatyczną, tę piękną formę życia i modlenia się, chciejmy wykorzystać tę przestrogę Jana od Krzyża, żeby umieć mądrze i pięknie służyć, żeby to była posługa Kościołowi i przede wszystkim Bogu w wymiarze wolności. Czasami względy międzyludzkie są pierwszorzędne, co jest niewłaściwe. Musi być rozeznanie, czy właśnie tego chce Bóg. Bywa tak, że ktoś otrzymuje jakiś trudny dar, cierpienie czy jakąś niesprzyjającą okoliczność, a my chcemy to uzdrowić, usunąć, zmienić. Może się jednak okazać, że ten mniejszy czy większy krzyż jest dla jakiejś osoby jedyną drogą do zbawienia, a my działamy szablonowo – Chrystus przecież uzdrawiał!
Gdy lekkomyślnie usuwamy krzyże innych – o czym mówi św. Jan od Krzyża – może się zdarzyć, że uzdrowiony człowiek zaczyna źle wykorzystywać swoją wolność, jak ci uzdrowieni przez Jezusa trędowaci (zob. Łk 17,11-19). Ciekawa jest ta historia, ponieważ kiedy ci chorzy przyszli do Pana, to On ich nie uzdrowił od razu, tylko powiedział: Idźcie, pokażcie się kapłanom! (Łk 17,14a). Ewangelia całe zdarzenie sytuuje na granicy Galilei i Samarii, czyli prawie sto kilometrów od Jerozolimy. Trędowaci zostają rzeczywiście uzdrowieni po drodze, być może nawet dopiero w bramach Jeruzalem - to bardzo ciekawy wątek. Z dziesięciu dotkniętych łaską wraca później tylko jeden - pokonuje sto kilometrów z powrotem, zadaje sobie ten trud - żeby Chrystusowi podziękować i doznaje uzdrowienia jeszcze głębszego, obejmującego też ducha. Wydaje się, że reszta uzdrowionych zapomniała o Chrystusie, a pospiesznie rzucili się w wir życia, by „nadrobić” stracone lata.
(Swoją drogą, warto czasami się potrudzić. Sto kilometrów to niedaleko. Jak ktoś lubi Camino de Compostela, ten wie, że to minimalny dystans, żeby otrzymać jakiekolwiek łaski czy odpusty. Trzeba więc tam zaliczyć przynajmniej tydzień drogi. Polecam, jak będzie taka możliwość, tę piękną formę wypoczynku, religijnej turystyki i możliwość zobaczenia Hiszpanii, a także miejsca narodzenia Jana od Krzyża).
Jan mówi zatem, że żadne doświadczenie religijne nie może być adekwatne, ponieważ jest cząstkowe. Nasze przeżywanie Boga okazuje się fragmentaryczne i Go niegodne, nie ogarnia Tego, który jest nieskończony, niepojęty. Poza tym to tylko doświadczenie nasze, ludzkie. Aby zobaczyć jego ułomność, trzeba w tym momencie pochylić się trochę nad teorią mistyki czy teologią daru.
Etapy udzielania się Boga
Różne bywają dary, różne też poziomy „dostępu” do doświadczeń. Bóg może ofiarować pewne doświadczenie, ale człowiek może mieć ograniczony dostęp do jego treści. Wie, że coś się zmieniło w jego sercu, poczuł się inaczej, otwiera oczy w zupełnie nowy sposób, dostrzega przemianę w sobie, ale nie ma on jednak wiedzy, co to jest i brakuje mu narzędzi, żeby to jakoś konkretnie ująć, uchwycić. Często ludzie mają pewne przeżycia duchowe, ale nie potrafią nic na ten temat powiedzieć. Otrzymali doświadczenie, ale nie mają do niego kluczy – Bóg okrył dar tajemnicą.
Następny poziom dostępu to rozumienie doświadczenia. Oznacza to, że człowiek wie, co się z nim stało, potrafiłby to nazwać, ale nie potrafi o tym mówić. On to rozumie „od wewnątrz”, ale nie ma języka do opisania tego. Bóg czasami zastrzega, by nie mówić, nie ujawniać pewnych duchowych rzeczy.
Kolejny poziom i specjalna łaska to dar mówienia o doświadczeniu duchowym. Bóg czegoś dokonuje w przestrzeni mojego ducha, potrafię to ogarnąć umysłem, nazwać i w miarę precyzyjnie to przekazać. Dzięki tej łasce słowa mamy zapisy np. mistycznych doświadczeń, całą literaturę duchową wszystkich wieków.
Przedstawiłem trzy różne stopnie dostępu do doświadczenia, ale można zapytać: co jest istotą doświadczenia? W rozumieniu św. Jana od Krzyża, w doświadczeniu Bóg udziela nam samego Siebie całościowo. Ta Jego obecność, Jego Boski wpływ w nas rezonuje, nasze człowieczeństwo na różnych poziomach „odbiera” jak odbiornik fale nadajnika. I to nazywamy doświadczeniem. W istocie mówimy o skutkach w naszym „organizmie duchowym” działania łaski. Ale, jak powiedziałem, odbiór jest ograniczony naszymi ludzkimi możliwościach i często zostaje zniekształcony przez słabość naszej natury. „Odbieramy” jakieś strzępy z całościowego udzielania się Boga. A więc to Boskie udzielanie się etykietujemy naszą, ludzką reakcją, sercem – emocjami, umysłem – kojarzymy ze znanymi doświadczeniami. Czy to światło, czy jakieś nowe uczucie duchowe, które nas gdzieś „wynosi”, może nawet „ekstatycznie”. Człowiek uczy się oswajać tę nowość, uczy się głębiej „oddychać” duchowo, albo też rozeznawać, że to jest światło, które pochodzi z wysoka.
W czym tkwi problem? Nasza ludzka, grzeszna natura fałszuje nam ten odbiór. Na przykład, gdy ktoś jest za bardzo wyniosły, to on swoją pychą od razu owija - jak starymi czasy się owijało w gazetę kanapki - to doświadczenie, które właśnie otrzymał. Albo ktoś jest zgłodniały miłości, oczywiście na ludzki sposób, i dla Bożej miłości stosuje naturalne, „sycące” nakładki. W ten sposób doświadczenie staje się skażone. Psycholodzy czasami mówią, że doznanie można sobie wyprodukować, że są w człowieku tak silne potrzeby (na przykład bogactwa duchowego czy posłuchu), że przenosi on to na wymiar duchowy. Trzeba nam zatem dużo rozsądku w przeżywaniu i ocenie doświadczeń, przede wszystkim pokory, aby wydać opinię o tym, co się z nami dzieje.
Nie ufać doświadczeniu
Jan od Krzyża mówi nawet, żeby się dystansować wobec doświadczeń, by odsunąć doświadczenie jako coś ograniczonego, niestosownego, niebezpiecznego, ponieważ łatwo nas, niestety, wystawia na działanie nieprzyjaciela naszej drogi - demona. Człowiek też szybko uzależnia się od przeżycia, pragnie go jak dziecko słodyczy, jak czegoś smakowitego, dobrego. Oczywiście, ludzie cierpią i mają oczekiwania, trzeba innych wspierać, ale musimy pamiętać, że to jest nasze - ludzkie myślenie. Nie wiemy czasami, czego Bóg chce i trzeba to rozeznać. Tutaj towarzyszy nam wyobrażenie o Nim na miarę naszych doświadczeń.
Czasem za bardzo wiążemy wiarę z doświadczeniem, albo nadajemy wierze „kolory” naszych doświadczeń. Jeżeli są one bogate, to cieszymy się, że Bóg jest taki hojny, że udziela nam swoich łask. Ale jeżeli doświadczenie wypełnia całą naszą wiarę, to wtedy, gdy przychodzi czas oczyszczeń wiary, nasze doświadczenie ubożeje, albo staje się całkiem puste (czas pustyni duchowej), to zaczyna się chwiać cały gmach. Gdy ufam swemu doświadczeniu, a ono „wypłowieje” albo wygaśnie, stanie się puste, wtedy dochodzę do wniosku: „Ponieważ Boga nie doświadczam, to być może Go nie ma” i dogasa nasza wiara. To jest właśnie pułapka zaufania doświadczeniu. Uczmy się kontaktu z Bogiem poza doświadczeniem, to znaczy, takiej relacji, która nie zależy od „pogody” w naszym doświadczeniu. Gdy w nim świeci słońce czy pada deszcz, czy też wszystko wyschło lub zmarzło, nie powinno to mieć większego wpływu na nasze relacje z Bogiem. Oczywiście pozytywne treści (duchowe „głaski”) wzmacniają naszą motywację i kondycję duchową, ale negatywne nie powinny jej znacząco naruszać.
Niech mądrość Jana od Krzyża pomoże nam roztropnie funkcjonować, nie rezygnować z piękna posługi, ale żeby służyć mądrze na chwałę Panu i przede wszystkim by było to służenie Bogu, a nie naszym, ludzkim zachciankom, kaprysom czy potrzebom realizacji. Niech św. Jan Was prowadzi, pozwoli pięknie żyć i mądrze posługiwać Kościołowi. Amen.
Tekst został autoryzowany.
Polecane konferencje
Ja zawsze będę z wami
Osobie skarżącej się kapłanowi, że ma trudność z modlitwą różańcową, bo w trakcie jej odmawiania walczy ...
Dać się połamać z miłości
Temat tej konferencji jest zaczerpnięty z Ewangelii św. Mateusza, z fragmentu o ustanowieniu Eucharystii. Chciałbym ...
Nauka Krzyża
Kto chce być Barankowi poślubiony, musi dać się wraz z Nim przybić do krzyża. Wszyscy oznaczeni Krwią Baranka, to ...