Bóg pobłogosławił moją rodzinę
Temat ostatnich rekolekcji był dla mnie bardzo ważny. Wiem i widzę, jak bardzo poraniona jest moja rodzina. Znałam treść tych rekolekcji z książki o. Józefa Witko, którą miałam okazję przeczytać wcześniej, dlatego wiedziałam, jak bardzo są mi one potrzebne. Kiedy moja siostra powiedziała mi, że nasi rodzice razem z ciocią i wujkiem wybierają się na te rekolekcje, bardzo się ucieszyłam, że będziemy tam wszyscy razem. W związku z tym również moje dzieci będą musiały w nich uczestniczyć, gdyż inaczej nie miałby kto z nimi zostać w domu. Pomyślałam: „Pojedziemy wszyscy, więc to uzdrowienie między pokoleniami będzie takie namacalne, piękne, przepłynie przez wszystkie żyjące pokolenia”.
A dzień przed rekolekcjami mój tata oznajmił mi, że oni rezygnują. Że ciocia, ta z którą mieli jechać, „nagadała” mamie, że koronawirus szaleje, a mama ma tak słabą odporność i może jako pierwsza go załapać, dlatego nie powinna jechać. Ciocia, która zawsze była wielką przeciwniczką „koronawirusowego szaleństwa”, z odwagą głosiła, że „nie ma się czego bać, że to po prostu wirus i nie dajmy się zwariować”... A tu nagle coś takiego. Serce mi zamarło. Obudziła się złość, bardzo dużo bardzo trudnych emocji i nie dawało mi to spokoju. Gdzieś w sercu bardzo to pracowało. Tata też uznał, że nie pojedzie, żeby mamie „czegoś nie przywieźć”. I w pewnym momencie w tej złości pojawiła się taka myśl, że przecież ja będę na tych rekolekcjach i też mogę mamie „coś przywieźć”, no to jak to: ja mogę jechać, a oni nie? Podzieliłam się z tatą tą myślą, a on mnie zapytał, czy uważam, że powinien jechać. Powiedziałam mu, że nie powiem mu, co ma zrobić, ale że to tak dziwnie wygląda. Na co mój tata szybko się wybronił, że jak usłyszał o piątkowej mszy za naszego zmarłego rok temu proboszcza, to zapragnął na niej być. Zabrakło mi na to argumentów, odpuściłam, ale gdzieś ta złość jeszcze we mnie była. Żeby uspokoić te emocje, modliłam się w sercu do Pana Jezusa i przyszła mi wtedy taka myśl, że ostatnio, kiedy tata nie chciał jechać ma rekolekcje, wydarzyło się bardzo dużo dobra. Pomyślałam: „Ty wiesz, Panie, lepiej. Przecież to Twoje błogosławieństwo i tak spływa, nawet jeśli tylko jedna osoba z rodziny uczestniczy w rekolekcjach czy tylko jedna osoba z rodziny się modli”. Odpuściła cała złość.
Rodzice faktycznie nie pojechali na te rekolekcje, ale za to była ze mną moja córka, czego trochę się nie spodziewałam. Powiedziała, że obiecała już cioci (swojej matce chrzestnej, która też należy do wspólnoty), że będzie, więc też chce jechać. Moja córka po kilku pierwszych rekolekcjach, w których brałam udział, przestała ze mną jeździć, bo każda adoracja była dla niej ogromnym trudem - bardzo, bardzo wtedy płakała. Myślę, że Pan Jezus uzdrawiał w tym czasie jej serduszko z tych zranień, które mimo tak młodego wieku (ma 10 lat) w sobie już nosiła. Ale ona nie była w stanie tego udźwignąć, dlatego unikała rekolekcji. I kiedy tym razem zapragnęła - bo to była jej decyzja - ucieszyłam się. Bardzo dobrze odnalazła się, pomagając na stoisku sprzedażowym, na którym miałam być, ale nie czułam się kompetentna do tego zadania (liczenie w pośpiechu mogłoby się skończyć sporym mankiem, bo nawet robiąc to powoli, zdarza mi się mylić), a ona zajęła tam moje miejsce i bardzo dobrze się tam czuła. W sobotę zaś moi rodzice oznajmili, że chcieliby chociaż na niedzielę dołączyć do uczestników rekolekcji. Mieli dojechać na czas uwielbienia.
Kiedy w niedzielę modliliśmy się od rana na różańcu, przyszła mi taka myśl: „Czy oni wiedzą, gdzie powinni jechać?”. Bo te rekolekcje odbywały się w innym niż zwykle miejscu, a ja z nimi o tym nie rozmawiałam. Kiedy skończył się różaniec, zapytałam moją siostrę, czy im mówiła o tej zmianie, ona na to, że nie. Zadzwoniłam do taty i faktycznie okazało się, że o niczym nie wiedzieli i już kierowali się tam, gdzie dawniej odbywały się rekolekcje, czyli na drugi koniec miasta. A jak znam mojego tatę, to mógłby się tą pomyłką zdenerwować i już nie dojechać, albo czasu byłoby za mało, żeby zdążyć. Na szczęście zmienili kierunek i przyjechali na czas - na konferencję i na mszę św. I tak oto spełniło się moje pragnienie: Pan Bóg pobłogosławił wszystkie żyjące pokolenia mojej rodziny w jednym miejscu i czasie. Dał mi też coś więcej, czego nie oczekiwałam: rozpalił znów serce mojej córki i uwolnił je. Bogu niech będą dzięki za wszystkie widzialne i niewidzialne łaski, które odebraliśmy w tym czasie. Chwała Panu!
Kasia
Polecane świadectwa
Doświadczyłam wolności serca
O rekolekcjach ignacjańskich usłyszałam na spotkaniach wspólnoty Posłanie. Wtedy narodziło się w moim sercu ...
Trwaj we Mnie, a ja w Tobie trwał będę, abyś przyniosła owoc obfity…
Nowy rok rozpoczęłam od udziału w rekolekcjach ignacjańskich w Porszewicach, prowadzonych przez Ośrodek Odnowy w ...
Doświadczyłam wolności serca
O rekolekcjach ignacjańskich usłyszałam na spotkaniach wspólnoty Posłanie. Wtedy narodziło się w moim sercu ...