Jezus może ci pomóc

Witam was serdecznie. Mam na imię Darek, jestem z Łomży, ale mieszkam obecnie w Świdnicy. Chciałem wam powiedzieć, jak to było ze mną, kiedy spotkałem się z Jezusem. Pochodzę z normalnego domu, z normalnej rodziny, zawsze mieliśmy co jeść, w co się ubrać. Patrząc z boku, można powiedzieć: fajna rodzina. Mój ojciec był zaradny, dbał o wszystko, żeby niczego nam nie brakowało, dużo pracował. Ale jednak czegoś tam brakowało – miłości, Boga. Wiem, że mój ojciec bardzo mnie kochał, ale nie potrafił mi tego okazać. Często wyjeżdżał za granicę, nie było go, a ja szukałem akceptacji, wzorca. Kiedy był, to gdy zrobiłem coś złego, brał pas i lał mnie, gdzie popadło. W ten sposób mnie wychowywał. W końcu znalazłem akceptację na ulicy, pod trzepakiem, na osiedlu. W wieku 10 lat pierwszy raz miałem styczność z narkotykami. W 13. roku życia uzależniłem się dodatkowo od marihuany, uwierzyłem w te wszystkie kłamstwa, że to nie uzależnia. Moje życie zaczęło iść w złym kierunku. Kradłem, wynosiłem z domu różne przedmioty, które można było sprzedać, od złota, sprzętu komputerowego po wiertarki - tylko po to, żeby zabalować, zaimprezować. W wieku 16 lat byłem już całkowicie uzależniony. Zacząłem brać narkotyki dożylnie, kilka razy dziennie, żeby przeżyć kolejny dzień. Nie potrafiłem funkcjonować normalnie. 
Wiele razy moja mama próbowała mi pomóc, chodziła ze mną do psychologów, do terapeutów, byłem nawet tutaj, w Toruniu, w ośrodku odwykowym, ale po miesiącu uciekłem. Przeżyłem wiele różnych tragedii, wiele chwil, kiedy mogłem stracić życie, choćby tutaj, w Toruniu, gdy trafiłem na zły towar. Podałem go sobie dożylnie i zrobiła mi się ropowica. Gdybym godzinę później trafił do szpitala, amputowaliby mi rękę. Teraz mam tylko dwa ślady po operacjach. Ale to nie zmieniło mojego życia. Przez nadużywanie narkotyków bardzo ciężko zachorowałem, trafiłem do szpitala, tam byłem jak warzywko. Patrzyłem tylko w ścianę. Pamiętam moją mamę, przychodziła wtedy zapłakana z kanapkami. Mówiła: „Dareczku, zjedz coś, porozmawiaj ze mną. Chcę ci pomóc”. Ale ja nie chciałem rozmawiać nawet z nią. Nie rozmawiałem z lekarzami, z psychologami, z psychiatrami, z nikim. Byłem zamknięty w sobie, a jedyne, co miałem w głowie, to myśl o odebraniu sobie życia. Marzyłem o tym, że kiedy wyjdę z tego szpitala, wejdę na największy wieżowiec w mieście, skoczę i taki będzie finał mojego życia. 
Kiedy trwałem w takiej beznadziejnej sytuacji, do tego szpitala przyszedł pewien człowiek i powiedział do mnie proste słowa: „Darek, Jezus Chrystus ciebie kocha i może zmienić twoje życie. Możesz być w tym bagnie po kolana, po pas, po szyję, ale to nieważne – Jezus może ci pomóc”. Kiedy to usłyszałem, zacząłem płakać, bo nie miałem naprawdę żadnej nadziei, że w moim życiu cokolwiek może się zmienić, a tym bardziej nie wierzyłem to, że Bóg mnie kocha. Myślałem, że On mnie nienawidzi za to, co robię, jak żyję. W ogóle w Niego nie wierzyłem. Ten człowiek przyniósł mi wtedy nadzieję. Kiedy płakałem, on mnie przytulił i powiedział: „Módl się do Boga, a zobaczysz, że On ci pomoże”. Zacząłem się wiec modlić tam, w szpitalu, pierwszy raz w życiu szczerze wołać do Boga i… zacząłem jeść, rozmawiać z ludźmi, spać po nocach. Zachciało mi się żyć. Lekarze zobaczyli znaczącą poprawę, więc wypuścili mnie. Ale kiedy wyszedłem, spotkałem swoich kumpli i z powrotem wróciłem w to samo bagno. Znów brałem narkotyki, ale gdzieś w sercu wiedziałem, że jest Bóg, który może mi pomóc, który może zmienić moje życie. Zacząłem Go szukać. Spotkałem znajomą, która zaproponowała mi przyjście na spotkanie Odnowy w Duchu Świętym w Łomży. Poszedłem tam. Wtedy zetknąłem się ze Słowem Bożym, zacząłem czytać Pismo Święte. Na koniec tych rekolekcji była modlitwa o wylanie darów Ducha Świętego. Nigdy tego nie zapomnę. To było troszeczkę zabawne. Pytali mnie: „O co chcesz się modlić”, a ja na to: „No, o wylanie darów Ducha Świętego”. „A o jakie dary chcesz się modlić?”. „A jakie są?”. Zaczęli więc wymieniać: dar języków, dar proroctwa i tak dalej. Odpowiedziałem: „To o te”. Naprawdę tak było. Powiedzieli więc do mnie: „Usiądź tutaj, będziemy się modlić”. Zupełnie nie wiedziałem, co się dzieje i o co chodzi. Położyli na mnie ręce, zaczęli się modlić i wtedy przeżyłem coś niesamowitego. Przeżyłem dotyk Boga. On dotknął mojego życia. Zacząłem się cały trząść, wszystko we mnie w środku dygotało i wykrzyczałem wtedy słowa: „Jezus jest Panem!”. Później wyczytałem w Piśmie Świętym, że kto ustami swymi wyzna, że Jezus jest Panem, a w sercu swoim uwierzy, będzie zbawiony. Nawet o tym nie wiedziałem, a Duch Święty tak mnie pokierował. 
Wieczorem, kiedy wróciłem do domu, chciałem przeczytać Słowo, które otrzymałem w czasie modlitwy. Otworzyłem Pismo Święte, ręce zaczęły mi drżeć i wtedy zacząłem modlić się językami, chwalić Boga. Trwało to chyba ze trzy godziny. Bóg uczynił w moim życiu wielkie cuda, byłem radosny, szczęśliwy, ale pewnego dnia… powróciłem do tego wszystkiego, co kiedyś. Znowu wpadłem w narkotyki, życie przestępcze. Było coraz gorzej, naprawdę źle. Trafiłem do ośrodka odwykowego, jednego, drugiego, trzeciego, stałem się bardzo agresywny, zacząłem napadać na ludzi, wyrywać torebki kobietom, robiłem straszne rzeczy. Pismo Święte mówi, że kiedy człowiek odwraca się od Boga, wchodzi w niego siedem gorszych demonów, i to jest prawda. Było ze mną o wiele gorzej niż wcześniej. Ale Bóg mimo wszystko okazał mi łaskę po raz drugi. Pojechałem do siódmego z kolei ośrodka odwykowego. Okazało się, że to był ośrodek chrześcijański. Codziennie czytaliśmy tam Pismo Święte, modliliśmy się. Tam też na nowo oddałem swoje serce Chrystusowi, a On całkowicie je zmienił. Dał mi nowe życie i żyję nim już 9 lat. Od tego czasu nie ćpam, nie pije, nie palę, nie kradnę. Żyję innymi wartościami. Skończyłem liceum, zrobiłem sobie różne uprawnienia, szkolenia. Spotkałem wspaniałą, cudowną kobietę, która dzisiaj jest moją żoną i kocha Jezusa bardziej niż mnie – a ja kocham Jezusa bardziej niż ją. To jest właśnie udane małżeństwo, kiedy kochamy bardziej Boga niż siebie. Mamy wspaniałego synka, drugie dziecko jest w drodze. To wszystko uczynił Bóg w moim życiu, dał mi nowe życie i jestem Mu za to wdzięczny. Chwała Jezusowi!
Świadectwo wygłoszone w czasie spotkania modlitewnego wspólnoty „Posłanie” 18 lutego 2013 r.