Doświadczyłam wolności serca

O rekolekcjach ignacjańskich usłyszałam na spotkaniach wspólnoty Posłanie. Wtedy narodziło się w moim sercu pragnienie nawiązania osobistej relacji z Jezusem. Przed samym wyjazdem pojawiły się jednak trudne sytuacje, które wstrzymywały mnie. To była choroba dziecka, złośliwości bliskich, ale zawierzyłam ten wyjazd Jezusowi i Maryi i… pojechałam na Fundament. 
Na miejscu  po raz pierwszy usłyszałam o medytacji chrześcijańskiej. „Wchodzenie” w ten rodzaj modlitwy wymagało ode mnie wysiłku. Wydawało mi się, że nie tak to robię, że za mało się staram, że brak mi skupienia, cierpliwości. Powoli  zaczęłam doświadczać miłości żywego Boga, który chce ze mną rozmawiać, uczyć mnie, prowadzić. Dowiedziałam się, że jestem popękanym, glinianym naczyniem, w którym znajduje się Skarb. I zobaczyłam, że do tej pory tym skarbem była dla mnie rodzina - mąż, dzieci. I dlatego, tak jak Abraham, ofiarowałam „mojego Izaaka” Bogu. Zostawiłam więc wszystko, co mam i… zostawiłam siebie.  
Podczas kolejnej medytacji zrozumiałam jak wielką łaskę otrzymałam - wolność serca! Wolność od dobra i zła, przywiązania do czegokolwiek, otrzymałam świętą obojętność! Jestem wolna! To było jak objawienie. Radość wypełniała mnie, niosła mnie!
Z wszystkich moich medytacji powstała  modlitwa wierności, która towarzyszyła mi cały rok,  aż do wyjazdu na I tydzień ćwiczeń duchownych. Przez ten cały czas Duch Święty wlewał w moje serce pokój, radość, nawet w trudnych  sytuacjach. Byłam spragniona Boga, mogę powiedzieć, że czułam „głód” Boga! I tak wytrwałam do rekolekcji I tygodnia, które odbywały się na przełomie tego roku. Obawiałam się, jak przyjmie to rodzina - mąż, dzieci. Tym razem miałam jej wsparcie, co bardzo mnie ucieszyło. Sylwester do tej pory spędzaliśmy zawsze hucznie, tym razem miało być inaczej… Czułam jednak w sercu pokój i zawierzyłam wyjazd Maryi i Jezusowi. Pomimo, że syn znowu się rozchorował, to bez większych trudności pojechałam.  
Podczas pierwszych  medytacji  Pan dał mi poznać, ile przez ten cały rok otrzymałam! To, co dobre: modlitwa, rekolekcje, spotkania we wspólnocie, spotkanie nowych ludzi, uzdrawianie mojego małżeństwa, mojej rodziny, dało mi wzrost duchowy. Ale największy wzrost duchowy otrzymałam poprzez trudności, problemy, które pojawiały się i kształtowały we mnie ufność w Panu. Zaufanie Jezusowi, wielkiemu przyjacielowi - takie proste i takie trudne!… Zaufałam całym moim marnym sercem Temu, który przemienia moje myślenie, uczy interpretować okoliczności, pokazuje logikę Boga. I choć jestem już starsza wiekiem (tylko trochę… bo mam 49 lat), to jednak młoda duchowo, bo od trzech lat jestem nawróconą chrześcijanką, inaczej myślącą, idącą za głosem Jezusa. Widzę, jak On mnie zaskakuje, łamie stereotypy w myśleniu, działaniu, nie pozwala wchodzić w schematy. Z Nim każdy dzień jest przygodą! Pan Bóg porządkuje chaos w moim małżeństwie, rodzinie, otoczeniu.
Bycie sam na sam z Bogiem pozwoliło mi zrozumieć, że wolność dla mnie to wolność „do” wypełniania woli Boga i wolność „od” wypełniania mojej woli. Tego właśnie chcę!
Medytacje, które przygotowywały do spowiedzi generalnej, były ogromnym przeżyciem dla mnie. Wstrząsnęło mną to, że zbuntowane anioły po jednym grzechu zostały strącone do piekła, a ja, która tyle razy zgrzeszyłam, otrzymałam przebaczenie. Szok! Co by było ze mną, gdyby stało się tak jak z aniołami zbuntowanymi?! Bóg mnie usynowił, stworzył na Jego podobieństwo,  jestem dzieckiem Bożym! Ojciec cały czas wołał mnie: „Gdzie jesteś?”. Ogarnął mnie wstyd i żal. Zrozumiałam, że to ja ukrzyżowałam Chrystusa! Dziękowałam Bogu, że uświadomił mi, jaką jestem nędzną duszą. Uwielbiałam Go za to, że pokazał mi mój grzech i jego źródło - brak wdzięczności za moje życie, za to wszystko, co otrzymałam! Tyle czasu zmarnowałam! I… nie mogło być inaczej, oddałam Jezusowi moje życie i moją śmierć!
Spowiedź generalna, do której przygotowywaliśmy się przez kolejne medytacje, była oczyszczeniem, po którym usłyszałam: „Jesteś już tylko moja!” Odpowiedziałam wtedy: „Jak to dobrze wrócić do domu! Do Ojca, który czekał na mnie!”. Podziękowałam Bogu za śmierć mojego dotychczasowego życia  i otrzymanie nowego w Duchu Świętym. To, czego teraz  pragnę, to naśladować Jezusa i wypełniać tylko Jego wolę . 
Jezus ma duże poczucie humoru i pokazał mi, jak bardzo buduję na sobie, jak moja gorliwość obraca się przeciwko mnie. Usłyszałam w sercu „Ty nie nawracasz, to Ja nawracam.” I oczywiście, niedługo po tym wydarzyła się sytuacja, potwierdzająca słowa Pana! Otóż mieliśmy w czasie rekolekcji napisać świadectwo nawrócenia i tak się rozpisałam, zatraciłam się wręcz w opisywaniu mojej historii, że zapomniałam o wprowadzeniu do następnej medytacji, która odbywała się w sali konferencyjnej. Usłyszałam w sercu: „ Widzisz, znowu budujesz na sobie!” Była to dobra nauczka! Teraz za każdym  razem proszę Ducha Świętego o łaskę  wypełnienia woli Ojca. Tak zrobiłam, pisząc nowe, krótkie i konkretne świadectwo, według schematu podanego przez o. Remigiusza i zmieściłam się w czasie. Świadectwo zostawiłam w Porszewicach jako wyraz mojej wdzięczności Maryi i Jezusowi za łaskę nawrócenia.
Dziękuję Ci Abba, Tatusiu, że wierzyłeś we mnie bardziej niż ja sama. Niech wszystko, co robię będzie na Twoją chwałę!       
Lidka 
Świadectwo opublikowane w Posłanie 2/16