Modlitwa w rodzinie ma wielką moc

Z ks. Piotrem Glasem rozmawia Katarzyna Ciesielska

Z ks. Piotrem Glasem rozmawia Katarzyna Ciesielska
Mówił ksiądz o ataku na rodzinę, małżeństwo. Jak rodziny czy małżonkowie mają się osłaniać, w jaki sposób ugruntowywać łaskę sakramentu, żeby mogli wzrastać, żeby ostać się wobec ataków złego?
Z mojego doświadczenia, z pracy z ludźmi widzę, że rodzina, która się modli razem, zostaje razem. Dzisiaj w domach brakuje modlitwy. Sami widzimy: rano się człowiek zrywa, dzieci małe, szkoła, śniadanie, wyjazd, stres, nerwy. Kto dzisiaj pomodli się rano? Nad dzieckiem, które idzie do szkoły? Nad mężem i żoną, żeby szczęśliwie wrócili z pracy? Nie zaczyna się dnia od modlitwy. Może gdzieś tam szybciutko paciorek, ale to tak nie działa. Dzisiaj nie ma modlitwy. Wieczorem: obiad, lekcje, dzieci, nerwy, stres, zmęczenie – kto się modli wieczorem? I tak dobrze, jeśli pamięta się o niedzielnej mszy, że idą na nią razem. A jeśli nie, to jak te rodziny mają funkcjonować, gdzie jest ochrona? Bierze ślub kościelny, bo taki jest zwyczaj, bo co powiedzą rodzinie, bo sąsiedzi – i co dalej? Minie pięć miesięcy, rok, dwa i wiadomo, jak to się wszystko dziś kończy. Nie ma modlitwy. Ale nie tylko w rodzinach, w kapłaństwie jest ten sam problem. Tam, gdzie nie ma modlitwy, tam się wszystko kończy. Można udawać, odprawiać sakramenty, ale być tylko „maszynką do robienia Eucharystii”. Wszystko niby jest dobrze, a w środku nic nie ma. Tak samo w rodzinie – niby fasada jeszcze jest, a w środku nie ma już nic, bo zabrakło modlitwy. Ona jest podstawą rzeczą, oddychaniem, rozmową. Najważniejsze są: uczciwość wobec Boga, wobec siebie, życie w prawdzie i modlitwa. Życie w prawdzie oznacza, że nawet gdy coś źle się dzieje, szczerze to rozwiązujemy, nie idziemy do łóżka zagniewani, wściekli. „Noga się powinęła” - mówimy jeden drugiemu, przebaczamy sobie przed zachodem słońca, jak mówi Pismo Święte. A w ludziach aż kipi ta złość, gniew, a potem wiadomo, co się dzieje. Pan Bóg wszystko przebaczy, wszystko jest ok.  - zdrada, skok w bok czy podwójne życie – przecież Pan Bóg jest miłosierny. Stąd potem świętokradzka komunia święta, sprawowanie sakramentów w grzechach ciężkich – wszystko jest ok. Diabeł wstrzykuje głupiego Jasia, znieczulenie i człowiek jest na haju. I albo otwieramy się, idziemy na całość, stajemy w prawdzie, albo wszystko się rozlatuje, nagle gdzieś to wybucha w środku. Szatan nienawidzi modlitwy i pracy. On nie walczy dzisiaj z Kościołem, tocząc oficjalną wojnę, ale od środka. Tak samo w małżeństwach - wchodzi delikatnie, bez bólu, jeszcze jak mu się pozwoli, jeszcze znieczuli, a próchnica się zaczyna. Tak samo w życiu kapłanów. Niby wszystko jest ok., a to tak naprawdę początek tragedii. Jeżeli ktoś się za kogoś modli, jest osłona, to Bóg daje sygnały, ale jeśli się nie modli, to jak Bóg ma przemówić? Jeśli nie będę się modlić, będę tylko urzędnikiem Kościoła. Ale jeśli się modlę, to Bóg do mnie przemawia w niesamowity sposób. Tak samo w małżeństwie. Jeśli małżeństwo się nie modli, jak Bóg ma przemówić? Jak ma ostrzec, że coś jest nie tak? „Ratujcie się i swoje dzieci”. Tutaj jest problem. Bóg przemawia w modlitwie. 
Chciałabym spytać o dzieci – jak rodzice mogą je osłaniać swoje dzieci przed różnymi zagrożeniami? Dziś się je atakuje przez zabawki, gry, wystosowana jest do nich cala oferta okultystyczna.
To dobre pytanie i duży problem. Standardowa odpowiedź to modlić się za nie. Wiemy jednak, że póki dziecko jest małe, mamy kontrolę, nie musimy kupować tych czy innych zabawek czy gier, możemy kontrolować komputer, to, co oglądają. Gorzej, kiedy ktoś ma kilkanaście lat i co dalej. Czasami przychodzą matki, bo straszliwa tragedia. Hormony zaczynają grać rolę, zaczynają się pierwsze inicjacje, ciekawostki. Mama mówi: „Słuchaj, tego nie wolno ci robić, bo Kościół zabrania”. „Kościół? O czym tym mówisz”. Koledzy, internet, prestiż, pierwszy raz. Kiedyś oglądałem na TVN-ie program „Szkoła” i natrafiłem na odcinek, w którym dziewczyna powiedziała chłopakowi, że jest dziewicą. Nie chciała, żeby się wydało, bo mając 16 lat była jedyną dziewicą w całej klasie. Oczywiście były dalsze perypetie, bo to wyszło i wszyscy się z niej śmiali, że jeszcze żaden chłopak jej „nie spróbował”. Teraz pytanie, co mają robić rodzice? Są dziś tak zapracowani - trzeba mieć dom, wszystko, a nawet, kiedy już się ma wszystko, co się powinno mieć, to chce się jeszcze więcej, bo trzeba mieć 2,3 samochody, willę w górach. Czasami też ludzie pracują ciężko, bo muszą związać koniec z końcem. A dzieci wchodzą, wychodzą i nie ma nad nimi żadnej kontroli. Dzisiaj już nie rodzice wychowują dziecko, tylko system. Już od przedszkola, od 5 roku życia pranie mózgu, to samo w Anglii czy w Ameryce. Potem idzie się do szkoły. W Anglii jak rodziców stać, to oddają trzynastolatków do boarding schools, więc właściwie nie ma żadnego wpływu na dziecko. Wychowuje je system taki czy inny, będzie się nazywać taką unia czy inną  -  to i tak będzie system. Tam nie będzie miejsca na moralność ani na Boga. Nie ma już grzechu, zła, dobra, diabła. Wszystko ci wolno, totalny hedonizm, byleby ci było fajnie. Odpowiedź jest ciężka. Zawsze mówię, że najmocniejsza jest modlitwa matki. Niektórzy mówią: „Pomodli się ksiądz, ma moc u Pana Boga”. „Słucham?! Ja mam moc od Pana Boga? Twoja modlitwa jako matki jest milion razy potężniejsza niż moja. Mogę odprawić mszę świętą za tę osobę, ale to twoja modlitwa i miłość jest potężna”. W dzisiejszym świecie nigdy nie było tak źle, jak jest w tej chwili dla rodzin, dla rodziców. Mamy małe dzieci, to harujemy ciężko, a potem widzimy, co się z nimi dzieje. Jest takie pranie mózgu. Zabronić dziecku komputera, wyjść? To co się dziś dzieje po bierzmowaniu – to wszystko jest dla mnie udawane, w wielu przypadkach, jak to się mówi, to uroczyste odejście od Kościoła w obecności biskupa wielu młodych ludzi. W Anglii 90 % Polaków rzuca Kościół. Pytanie, co jest nie tak? 10 % chodzi, a z tego człowiek by jeszcze odjął z parę procent. A co z pozostałymi? Przecież była religia w szkołach, sakramenty. Jezus powiedział, że drzewo poznaje się po owocach. Coś jest nie tak. Nie chcę nikogo oskarżać, Kościół pracuje ciężko i wielu kapłanów wypluwa sobie płuca, żeby coś zrobić, ale jaką mamy kontrole nad młodzieżą? Żadną. Kto nas chce słuchać? Jeden ksiądz powiedział, że na nasz towar już nie ma popytu. Ale z drugiej strony ludzie zaczynają się budzić, powstają ruchy. Czasami to wychodzi od kapłanów, ale najczęściej od ludzi, którzy chcą. Problem polega na tym, czy ci ludzie spotkają księdza, który ich poprowadzi czy stwierdzi, że to kolejna grupka charyzmatyków-wariatów, nawiedzonych. Oby spotkali kapłana, który ich mądrze poprowadzi, bo inaczej można odejść, pójść tylko w przeżycia duchowe. Spotkałem wspólnoty, które są wspaniałe, ale spotkałem też dużo takich, które totalnie sfiksowały. To się zamknęło, ludzi poranieni, ale nie było to oparte na solidnym fundamencie, tylko na uczuciach, przeżyciach. Pytanie jest ciężkie, żyjemy w ciężkich czasach. Współczuję rodzicom, doceniam dzisiaj celibat. Nie wyobrażam sobie, jak musiałbym walczyć ze swoimi dziećmi, mieć żonę i jeszcze prowadzić cudze. Po prostu psychicznie bym tego nie wytrzymał. A tak przynajmniej Pan Bóg mnie uwolnił od więzów rodzinnych. Oczywiście, jestem ojcem dla wielu innych ludzi, nie jestem tylko urzędnikiem. Kapłaństwo to ojcostwo. 
Spytam z perspektywy mamy, mam dwójkę małych dzieci. Rozumiem, że to, co możemy dla nich zrobić, to przede wszystkim modlitwa i błogosławieństwo?
Tak, błogosławić, gdy wychodzą do szkoły, zrobić krzyżyk, mieć w domu wodę święconą. Kiedy dziecko jest w szkole, skropić mu pokój. Przecież on przyniesie różne dziadostwa, nie da się go trzymać pod kloszem, ale jeśli matka ma wiarę… Warto mieć olej, poprosić księdza o egzorcyzmowanie, w Imię Jezusa wysmarować dom dookoła. Olej nie wyparuje. Sól egzorcyzmowaną po rożnych katach wysypać, gdzie się nie sprząta, nie odkurza, szczególnie u dziecka, młodego - to też jest jakaś ochrona. Wszystkiego się nie da zrobić, ale przynajmniej tyle, ile można. Modlitwa to naprawdę da dużo. 
Mówił ksiądz o znaczeniu błogosławieństwa matki, a z drugiej strony mamy czasami do czynienia z tym, że matka przeklina czy złorzeczy własnemu dziecku. Wiadomo, że to na nie wpływa. Jak człowiek , który doświadczył w swoim życiu odrzucenia, złorzeczenia – mówił ksiądz, że ono także jest furtką – może się chronić przed jego skutkami?
Czasem to przekleństwo mogło nastąpić w młodym wieku: „Idź do diabła, niech cię diabli wezmą, czort z tobą” – wielu ludzi tak przeklina, nawet babcie. Mogło być np. odrzucenie w łonie matki, dziecko niechciane. Nie możemy się przed tym chronić, są tylko konsekwencje. Bardzo często widać, że ci ludzie nie mogą się porozumieć z rodzicami, częste kłótnie, nie wiadomo dlaczego. Jeśli to wydarzyło się w późniejszym czasie, przekleństwo działa, ale oczywiście to nie jest tak, że ktoś rzucił przekleństwo i ręka mi uschnie. Jeżeli nie jestem w stanie łaski uświecającej, nie żyję z Bogiem, wówczas jestem bardzo narażony na przekleństwo. Jeżeli jednak jest inaczej, nie ma ono siły. Diabeł nie jest mocniejszy od Pana Boga. Oczywiście, mogę dostać rykoszetem, ale przekleństwo nie działa mechanicznie. Dzisiaj jednak ludzie przeklinają w sposób fachowy, idą do profesjonalistów i płacą straszne pieniądze, biznesy, interesy, konkurencje i rzeczywiście, po dwóch, trzech miesiącach firma konkurenta się zwija. Przekleństwo działa, jeśli są to nieczyste biznesy. Jeżeli ludzie są przeklęci - to często wychodzi w rozpoznaniu - to bardzo ważne jest przebaczenie tej osobie czy osobom. To bardzo często są rodzice - przeklinają dzieci czy źle im życzą. Wtedy trzeba przebaczyć i przyjąć modlitwy uwalniające. Pod te przekleństwa podczepia się cały szereg duchów. To problem bardziej złożony, nie jest tak, że weźmie się nożyczki, odetnie i już ktoś nie jest przeklęty. Bardzo dużo jest samoprzekleństw. Młodzież nie zdaje sobie z tego sprawy. Dziewczyna staje codziennie przed lustrem i mówi: „Jaka ja jestem brzydka, nienawidzę siebie, bo jestem gruba, chuda, brzydka, z dużym nosem, nie znoszę siebie”. Sama siebie przeklina. To ulubione wejście szatana. Dzisiaj się mówi, że trzeba być pięknym i cudownym. Potem jest problem wybaczenia sobie tych wszystkich samoprzekleństw. Wybaczenia innym, ale i sobie. Ludzie nie potrafią sobie wybaczyć błędów które popełnili, to pycha. Nieraz pytam: „Czy wybaczasz sobie?”. To bardzo trudne. Dwadzieścia lat życia straconych – wybaczasz sobie? I nagle wybuch płaczu. Niełatwe jest też wybaczenie komuś. Przekleństwa są dzisiaj na porządku dziennym. Przeklinamy innych, w domach, dzieci, rodzinę, bo majątków się nie dostało, podział był nie taki, przeklinamy brata czy siostrę, bo im się lepiej powodzi, rodziców, bo nie dali nam tyle, ile żeśmy się spodziewali, po prostu obłęd. Mało tego, nie widzimy w tym problemu, nie spowiadamy się z tego. Problem robi się bardziej skomplikowany.
Toruń, 21 listopada 2014 r.
Wywiad został opublikowany w Posłanie 5/15