Chcę was odbudować!

„Uwolnienie i uzdrowienie mocą miłości Jezusa” – taki tytuł nosiły rekolekcje odbywające się w dniach 24-26 maja tego roku w Toruniu. W Centrum Dialogu im. Jana Pawła II zgromadziło się blisko 200 osób, które trwały na modlitwie i słuchały konferencji wygłaszanych przez ks. Artura Szymczyka.
Spotkanie rozpoczęło się w piątek uwielbieniem za dar życia wszystkich uczestników oraz za to, że Bóg w swojej miłości i łaskawości chce pisać historie każdego człowieka na nowo, uzdrawiając to, co zostało w nim złamane i zranione. W konferencji otwierającej te dni skupienia rekolekcjonista podkreślał, że uzdrowienie jest procesem, zaś głębokość noszonych przez nas ran zależy od stopnia naszej wrażliwości. Dlatego też im głębsza jest historia naszych zranień (powstałych na różnych etapach życia), tym proces ten może być dłuższy. Bóg jest w stanie uzdrowić nas w jednym momencie, bo dla Niego nie ma nic niemożliwego, jednak znacznie częściej dokonuje się to w czasie. Rola człowieka nie jest tutaj bez znaczenia: potrzeba zaufania Bogu i temu, jak On w tym doświadczeniu go prowadzi, cierpliwości, a także poznania siebie i mechanizmów własnego reagowania oraz sposobu działania szatana, który zwykle żeruje na ranach, jakie zostały nam zadane. Świadomość, że nasze życie jest w rękach Pana i to On wybiera właściwy czas, powinna wzbudzać w nas pragnienie uzdrowienia, rodzić w sercu decyzję i rozbudzać determinację, by je otrzymać. 
Zatrute słowa
Ks. Artur zwrócił też szczególną uwagę na oddziaływanie na nas Słowa Bożego i zatrutych zdań (logismoi). Ewargiusz z Pontu (jeden z pierwszych ojców pustyni), autor Nauki o ośmiu duchach zła (rozumianych też jako namiętności, grzechy), naucza, że wspomniane logismoi to zatrute myśli, namiętności, afekty, pragnienia i pożądania, zamiennie używane zamiast słowa „demony”. Atakują one wnętrze człowieka, stopniowo natężają swoje działanie, aby odciągnąć go od działania zgodnego z jego naturą. Ich celem jest doprowadzenie duszy do choroby. Takie logismoi w historii naszego życia zostały wypowiedziane przez osoby nam bliskie, jakieś uznane przez nas autorytety i dlatego spowodowały tak silne zakodowanie skrzywionego myślenia o sobie i reagowania nieadekwatnego do sytuacji. Zatrute myśli żyją w naszej świadomości i degradują poczucie własnej wartości, przez swą toksyczność powodują często niezdolność do realizowania woli Bożej, wypełnienia zadań nam powierzonych, a nawet powołania i są źródłem ran serca. Zły duch – aby użyć pewnego obrazu – wykorzystuje te miejsca w nas i działa jak pudło rezonansowe dla strun gitary: wzmacnia ich brzmienie, wyolbrzymia wpływ. Dlatego pierwszym krokiem uzdrowienia – kontynuował myśl rekolekcjonista – jest odważne stanięcie w prawdzie, by zobaczyć i nazwać to, co nas boli, odrzucając infantylizm czy maskowanie ran, aby dostrzec nasze chore sposoby reagowania i odkryć ich praźródło. Dzieje się to przy pomocy Ducha Świętego, którego powinniśmy wtedy przyzywać. Słowo Boże stanowi broń w tej walce duchowej - która w dużej mierze polega na odrzucaniu takich logismoi – i jest antidotum na truciznę tych kłamliwych słów: gdy nasila się odbierająca radość życia i nadzieję moc ich rażenia, wówczas ono pociesza, nie pozwala wpadać w panikę, leczy, dźwiga nas i ochrania. Wieczorna adoracja była modlitwą, w której uwielbialiśmy Boga obecnego w całej historii naszego życia i w Krwi Jezusa zanurzaliśmy każdą swoją słabość, aby jej mocą zostały złamane wpływy wszelkich zatrutych zdań w nas.
Chore relacje
Konfrontacja z ranami serca – kontynuował kolejnego dnia swoje nauczanie ks. Szymczyk – jest możliwa tylko wówczas, kiedy człowiek podejmuje decyzję, że chce iść w kierunku życia, a nie śmierci i tę właśnie drogę wybiera. Oznacza to też dostrzeżenie w sobie pewnych modelów relacji, które w naszym życiu były lub są niszczące i odbierają szanse realizacji Bożego planu w nas. Te chore układy, modele zachowań mogą być wyniesione także z domu rodzinnego. Rekolekcjonista analizował tu poszczególne przykłady, aby uwydatnić ich skrzywiony mechanizm. Zadał też pytanie, czy potrafimy zachować w tych relacjach, w których jesteśmy, równowagę między braniem a dawaniem: czy jesteśmy zdolni i tak samo otwarci na przyjmowanie, jak i ofiarowanie z siebie? Pokazywał w tym kontekście błędne rozumienie miłości w rożnych układach rodzinnych, które wypaczyły w nas prawidłowe proporcje w postawie dawcy-biorcy, a tym samym zdeformowały postrzeganie rozmaitych związków w dalszym życiu.
Chcę żyć!
Uzdrowienie, jak wskazywał już wcześniej rekolekcjonista, jest procesem obejmującym określone etapy i rozkłada się w czasie. Rozpoczyna go decyzja: „Chcę żyć!”, która prowadzi do konkretnego nazwania bólu (rozpoznania emocji, które wiążą się z określonymi ranami). W tym momencie niezwykle istotne jest niewypieranie swoich uczuć z przeszłości, które w związku z tym się w nas budzą, niezaprzeczanie im i nie usprawiedliwianie naszych krzywdzicieli. Chodzi tu o spotkanie z realnym doświadczeniem swojej krzywdy i dobrze, by ktoś kompetentny mógł nam na tym etapie towarzyszyć. Bardzo pomocna staje się wtedy modlitwa wstawiennicza, czasem modlitwa uwolnienia od władzy złego ducha, który związał człowieka z tymi ranami albo uwolnienia od mocy przekleństwa, które ktoś wypowiedział nad nami. Istotną przeszkodą w tym procesie może się okazać lęk (przed Bogiem, przed sobą, przed zmianą). Ks. Szymczyk wskazał na jego istotę, rozróżniającą go od strachu. Lęk maskuje prawdę i wyolbrzymia to, co nierzeczywiste. Jego skutki mogą być bardzo destrukcyjne: powoduje pomniejszenie miłości w nas, poczucie poniżenia, niedowartościowania, niegodności aż do agresji skierowanej także wobec samego siebie (depresji). Kolejny etap uzdrowienia następuje wówczas, gdy pojawia się świadomy wybór własnego życia, zgoda na nie takie jakie ono jest i zawierzenie go w pełnej wolności Bogu, a co za tym idzie – rezygnacja z kontroli (lub raczej „nadkontroli”) swojego życia. To ufne oddanie się Panu przynosi też zgodę na upadki i porażki, które mogą się jeszcze wydarzyć, a które nie powinny determinować naszego postrzegania siebie samych. Rekolekcjonista mówił również o roli żalu i gniewu, a także przebaczenia w procesie zdrowienia wewnętrznego.
Determinacja i radykalizm
Ilość - z pewnością trudnych - treści usłyszanych na poszczególnych konferencjach uczestnicy mogli rozważać w czasie przeznaczonym na refleksję osobistą. Wielu z nich skorzystało z nawiedzenia Najświętszego Sakramentu, aby w obecności Jezusa zmierzyć się z tym, co ich szczególnie poruszyło. Wielkie znaczenie miała też wieczorna adoracja i modlitwa o przebaczenie i uzdrowienie wszystkich tych miejsc, w których zostały nam zadane rany i o złamanie ich konsekwencji w całej historii naszego życia. Bóg obficie rozlewał swoją łaskę, obdarzając wolnością, miłością i błogosławieństwem. Wielu doświadczyło podniesienia i odbudowania, zgodnie z obietnicą, jaka została wypowiedziana w słowach poznania już na początku tych rekolekcji. 
Ks. Artur podkreślał, że skuteczność procesu uzdrowienia zależy także od naszej determinacji i podjęcia nieraz radykalnych kroków: przemiany swojego życia, sposobu funkcjonowania, a czasem zerwania toksycznych więzi. Kładł też duży nacisk na niedocenianą z reguły rolę wyobraźni, która powinna być nam podporządkowana, a nie zniewalać poprzez nagromadzone w niej obrazy i rozbudzone przez to lęki. Podkreślał, że dbałość o czystość w tej sferze, unikanie „zatrutych” treści płynących z telewizji, internetu, prasy ułatwia porządkowanie myśli i walkę choćby z rozproszeniami na modlitwie. Jest też naszym sprzymierzeńcem w procesie uzdrowienia.
Odbudowanie
Przed niedzielną Eucharystią zamykającą czas rekolekcji trwała modlitwa o nowe namaszczenie Duchem Świętym. Prosiliśmy Go o święty ogień gniewu, który przeciwstawi  się marazmowi uniemożliwiającemu realizację zadań, do których zostaliśmy wyznaczeni. Zawierzaliśmy też naszą drogę powołania, aby – wyzwolona i uzdrowioną mocą łaski Bożej – mogła zostać wypełniona na chwałę Pana. Wierzymy, że miłość Boża przemieniała i odnawiała wiele serc, budząc wdzięczność za ten święty czas, w którym się dokonały cuda uzdrowienia. Słowa: Bo myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami – wyrocznia Pana (Iz 55,8), które towarzyszyły tym dniom, spełniły się dla wielu z tych, którzy otrzymali łaski, jakich się nawet nie spodziewali. Niech Pan będzie uwielbiony w tym, czego wówczas w swojej zaskakującej hojności dokonał! 
Agnieszka Kozłowska
Artykuł opublikowany w Posłanie 5/19