Contemplazione
Daj Mi pić!
Jezus zmęczony drogą siedział sobie przy studni. Było to około szóstej godziny. Nadeszła [tam] kobieta z Samarii, aby zaczerpnąć wody. Jezus rzekł do niej: „Daj Mi pić!” (J 4, 6-7).
Chrześcijaństwo jest religią szczególnej relacji – miłości. Słowo Boże przychodzi na świat, aby przywrócić nam utracone dziecięctwo, aby człowiek mógł być sobą, zaznać szczęścia, pełni. Jesteśmy wezwani, aby kochać Tego, który pierwszy nas umiłował: Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym (Ef 1,4b-6). Ten, kto czuje się kochany, wzrasta i sam wybiera to, co buduje. Znamienne, że Samarytanka, którą Jezus spotkał przy studni Jakuba (można wręcz powiedzieć, że jakby sam zaaranżował to spotkanie, wysyłając uczniów do pobliskiego miasteczka), przychodzi po wodę o godzinie szóstej, a więc w samo południe, w największy skwar, kiedy każdy kryje się w cieniu. Taki upał w tej szerokości geograficznej może być śmiercionośny, ale ona nie dostrzega wartości swojego życia, które otrzymała jako dar. Jest przygnieciona cierpieniem – choć pragnie miłości, doświadcza tylko płytkich, niestałych relacji, o czym zresztą mówi jej sam Jezus: Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem (J 4,18). Dopiero rozmowa z Jezusem sprawia, że na nowo pojawia się nadzieja w jej życiu: Czyż On nie jest Mesjaszem?! (J 4,29).
Modlitwa chrześcijańska nie jest sprawą lepszej czy gorszej techniki, ale jest spotkaniem. W nurcie New Age przemycane są formy modlitwy wzięte z religii wschodnich: joga, reiki, mantra, medytacja transcendentalna. Teoretycznie mają one prowadzić do doskonałości, w praktyce – oprócz rozbudzania egoizmu – otwierają na działanie złego ducha. Jezus nie wymagał od Samarytanki skomplikowanych ćwiczeń oddechowych. Nie czekał, aż skoordynuje pracę obu półkul mózgowych. Powiedział: Daj Mi pić!
W ostatnim zaś, najbardziej uroczystym dniu święta, Jezus stojąc zawołał donośnym głosem: „Jeśli ktoś jest spragniony, a wierzy we Mnie – niech przyjdzie do Mnie i pije! Jak rzekło Pismo: Strumienie wody żywej popłyną z jego wnętrza”. A powiedział to o Duchu, którego mieli otrzymać wierzący w Niego (J 7,37-39).
Do bliskości z Bogiem zaproszony jest każdy. Doskonale obrazuje to ikona Trójcy Świętej – trzech aniołów siedzących u stołu, przy którym pozostaje jeszcze czwarte miejsce – dla komtemplującego ikonę. Jednocześnie te postacie wyglądają tak, jakby zaraz miały ruszyć w drogę na poszukiwanie tego, kto się zagubił, bowiem u Boga patrzeć to kochać i obdarzać miłosierdziem (św. Jan od Krzyża).
Duch Święty sam wychodzi nam naprzeciw, kształtując w nas modlitwę, zwłaszcza wtedy, kiedy nie umiemy się modlić. Czy doświadczyliśmy kiedyś sytuacji, kiedy za bardzo nie wiedzieliśmy, jak mówić do Boga? Jedyne, co nam przychodziło do głowy, to proste słowa dziecka: „Dziękuję, że przyszedłeś do mojego życia”, „Dziękuję Ci, że mnie kochasz”, „Jesteś dobry”, „Kocham Cię”. A może wystarczało samo wymawianie Imienia Jezus albo tylko trwanie przed Bogiem w ciszy? Tych, którzy wiernie się modlą – początkowo wkładając w to dużo wysiłku, pracy rozumu – Bóg stopniowo zaprasza do prostego przebywania w Jego obecności, do modlitwy kontemplacyjnej.
Pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go do swego domu. Miała ona siostrę imieniem Maria, która siadła u stóp Pana i przysłuchiwała się Jego mowie. Natomiast Marta uwijała się koło rozmaitych posług. Przystąpiła więc do Niego i rzekła: „Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła”. A Pan jej odpowiedział: „Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba [mało albo] tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona (Łk 10, 38-42).
Jezus przychodzi do osób, wśród których bardzo dobrze się czuje. Św. Jan napisze, że miłował Martę i jej siostrę, i Łazarza (J 11,5). Chce z nimi rozmawiać, słuchać o ich radościach i problemach, po prostu przebywać z przyjaciółmi. Jest dla nich Nauczycielem, ale także kimś, kogo obdarzają pełnym zaufaniem. On rozumie, że Marta poprzez posługiwanie – podanie Mu wody do obmycia nóg, zatroszczenie się o pokarm i napój – chce okazać swoją radość z powodu Jego przybycia, miłość i szacunek. Pan jednak zaprasza ją, aby - podobnie jak siostra - siadła u Jego stóp i przysłuchiwała się Jego mowie, bo inaczej zatraci się w swojej pracy, w swojej wizji życia, modlitwy, w swoich planach, a jej posługiwanie stanie się ważniejsze od samego Boga i Jego woli! Bóg nie oczekuje od niej wielu wielkich dzieł, ale prostoty dziecka.
Troski i niepokoje o wiele można rozumieć także jako to, co nas rozprasza na modlitwie. Wskazują one, jakich sfer życia nie poddaliśmy jeszcze Jezusowi jako Panu. Jednak wszystkie te wspomnienia, uczucia możemy oddawać Bogu w chwili, kiedy do nas przychodzą i spokojnie powracać do trwania przed Nim. Możemy powierzać Stwórcy to, co nas zraniło, osoby, relacje z innymi. Wyobrażając sobie, że Jezus był obok nas właśnie w tych trudnych sytuacjach, kontemplujmy Jego obecność w naszym życiu.
Święty Ignacy w Ćwiczeniach duchownych zachęca do kontemplowania scen z życia Jezusa – Jego narodzenia, ukrytego życia w Nazarecie, działalności publicznej, Męki i Zmartwychwstania – aby Go lepiej poznać, pokochać i naśladować. Jednak podczas gdy w modlitwie medytacyjnej zastanawialiśmy się nad wybraną sceną ewangeliczną, pytając np. co osoby robią, mówią, dlaczego zachowują się tak, a nie inaczej i jaki jest z tego pożytek duchowy dla mnie – tutaj niejako mamy odłożyć na bok nasz aktywizm i pozwolić Bogu, aby to On sam do nas przemawiał i napełniał Swoim światłem. Wystarczy, abyśmy trwali przed Nim z miłością.
Jeśli Bóg nas doświadcza, kryjąc się przed oczami naszej duszy, to czyni to dlatego, iż wie doskonale, że teraz już miłujemy Go zbyt mocno, aby Go opuścić. Niech więc swoje słodycze i pociechy daje innym duszom, aby je do siebie pociągnąć, a my kochajmy tę ciemność, która nas do Niego prowadzi (bł. Elżbieta od Trójcy Świętej).
Wiele osób, mimo iż modli się wytrwale, przeżywa swoistą pustynię: oschłość, rozproszenia, niechęć do modlitwy, bezradność. Bóg pozwala na takie doświadczenie, abyśmy nie przywiązywali się do niczego poza Nim. Mogą nas bowiem rozpraszać nie tylko myśli o planach, obowiązkach czy też wspomnienia przeszłości. Nicią, która nas trzyma na uwięzi, może być także zbytnie przywiązanie do własnych schematów modlitwy oraz nadmierne pragnienie doznań i pocieszeń. Jeśli Bóg nas nimi obdarza, należy je z wdzięcznością przyjąć, ale nie przywłaszczać sobie tego daru.
W tym czasie oczyszczenia uczymy się wybierać nade wszystko Boga, kochać Go dla Niego samego, a nie dla tego, co nam daje. Wszak miłość nie polega na odczuwaniu tego, że się kocha, ale na tym, że chce się kochać: jeśli chce się kochać ponad wszystko, to kocha się ponad wszystko (bł. Karol de Foucauld). Z drugiej strony Bóg działa w nas w ciemnościach w Sobie wiadomy sposób, uzdalniając naszą duszę do wiernej miłości, poprzez oczyszczenia i pocieszenia przygotowując nas do zjednoczenia z Sobą. Pan przede wszystkim wzywa mnie, abym Mu ufał, abym wierzył w Jego dla mnie miłość i troskę, abym wierzył, że On działa we mnie w sposób tajemniczy, przekraczający moje pojmowanie; abym wiedział, że On jest Panem mojego życia i mojej modlitwy.
Renata Czerwińska
Na podstawie: Robert Faricy SJ, Dar kontemplacji i rozeznania
Polecane artykuły
Strategia na trudne czasy
Zwykle osoby, które prowadzą życie duchowe, znają i stosują różnorakie środki, dzięki którym radzą sobie z ...
Najemnik czy syn?
Przypowieść o miłosiernym ojcu (zob. Łk 15,11-32) odsłania - wśród wielu płaszczyzn interpretacji – motywacje i ...
Pokusa zniechęcenia
Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe. (Mt 26,41) Uczeń ...