Cudowny ratunek
Św. Maksymilian Kolbe nazywał go pierwszorzędną bronią i kulką, którą godzi wierny Rycerz nieprzyjaciela, tj. zło, ratując tym sposobem złych. Zalecał też, aby medalik rozdawać, gdzie się tylko da: i dzieciom, by zawsze go na szyi nosiły, i starszym, i młodzieży zwłaszcza, by pod Jej opieką miała dosyć sił do odparcia tylu pokus i zasadzek czyhających na nią w naszych czasach. A już tym, co do kościoła nie zaglądają, do spowiedzi boją się przyjść, z praktyk religijnych szydzą, z prawd wiary się śmieją, zagrzęźli w błoto moralne albo poza Kościołem w herezji przebywają - o tym, to już koniecznie medalik Niepokalanej ofiarować i prosić, by zechcieli go nosić, a tymczasem gorąco Niepokalaną błagać o ich nawrócenie. Wielu nawet wtedy radę znajduje, gdy kto nie chce w żaden sposób przyjąć medalika. Ot, po prostu wszywają go po kryjomu do ubrania i modlą się, a Niepokalana prędzej czy później okazuje, co potrafi... Dużo jest zła na świecie, ale pamiętajmy, że Niepokalana potężniejsza i Ona zetrze głowę węża piekielnego.
Historia „niepozornego” medalika, dzięki któremu Maryja wyprasza szczególne łaski, rozpoczęła się prawie sto lat wcześniej, niż działalność św. Maksymiliana.
Bądź moją matką
Cudowną moc medalika Matka Boża ukazała światu za pośrednictwem cichej, nieznanej światu dziewczyny, młodej nowicjuszki zakonu szarytek, Katarzyny Laboure. Jej życie nie było usłane różami. Urodzona 2 maja 1806 r. w rodzinie Magdaleny i Piotra Gontard, miała dziesięcioro rodzeństwa. Już jako dziewięciolatka straciła matkę – kobietę znaną w otoczeniu z prawości i wielkiej pobożności. Po pogrzebie jedna z pracownic domu była mimowolnym świadkiem sceny, gdy osierocona Zoe (bo takie Katarzyna dostała imię na chrzcie) weszła do pokoju, w którym stała na komodzie figura Matki Bożej, a sądząc, że jej nikt nie widzi, wspięła się na krzesło, przycisnęła figurę do siebie i powiedziała do niej: Teraz Ty, droga i błogosławiona Matko, będziesz moją mamą. Można to wydarzenie traktować jako przejaw ogromnej pustki, jaką dziewczynka odczuła po stracie rodzicielki, jednakże akt ten okazał się niezwykle dojrzały i trwały. Maryja przyjęła to ofiarowanie się i zagościła w jej życiu w szczególny sposób.
Ojciec Zoe - właściciel dobrze prosperującego gospodarstwa w Fain-les-Moutiers, małej wiosce w Burgundii - musiał podjąć się teraz sam opieki nad liczną rodziną. Początkowo dziewczynę zabrała do siebie jej siostra, Małgorzata. W tym samym czasie jej druga siostra, Maria-Ludwika wstąpiła do zakonu szarytek (Sióstr Miłosierdzia, założonego przez św. Wincentego a Paulo). Wkrótce jednak ojciec sprowadził Zoe do domu, aby pomogła mu w prowadzeniu gospodarstwa. Jako dwunastoletnia dziewczynka musiała w tym czasie przejąć wszystkie obowiązki gospodyni, takie jak: dbanie o piec chlebowy, stan spiżarni, gotowanie, podawanie do stołu, zmywanie naczyń, pranie, sprzątanie. Zajmowała się też sadem, oborą, kurnikiem, gołębnikiem (w którym znajdowało się 800 ptaków), a także opieką nad kalekim bratem i młodszą siostrą oraz zarządzaniem kilkunastoma pracownikami domu. Zoe umiała pracować z zapałem, a równocześnie prowadzić życie kontemplacyjne pośród licznych obowiązków. Utkwiła w pamięci mieszkańców Fain-les-Moutiers jako osoba, z której „modlitwa tryskała jakby z dobrego źródła”. Siostra Tonia, która jej zwykle towarzyszyła we mszy św., wspominała, że Zoe modliła się jak anioł, a po przyjęciu komunii św. „wyglądała, jakby już nie należała do tej ziemi”. Znana była również z pomocy ubogim i chorym, których nawiedzała.
Bóg ma pewne plany
Dziewiętnastoletnia Zoe miała sen: w kościele podczas modlitwy zjawił się starszy, nieznany jej kapłan, który skinieniem zachęcał ją, by podeszła. Jednak zalękniona dziewczyna tego nie uczyniła. Kiedy w drodze z kościoła nawiedziła chorego, tam znowu zobaczyła owego kapłana, który podszedł do niej i powiedział: „Moje dziecko, dobrze jest troszczyć się o chorych. Teraz przede mną uciekasz, ale któregoś dnia będziesz rada, że do mnie idziesz. Bóg ma pewne plany co do ciebie. Nie zapominaj o tym”. Kiedy Zoe pewien czas potem przyjechała do przytułku prowadzonego przez siostry szarytki, ujrzała na ścianie portret przedstawiający kapłana ze swego snu. Okazało się, że był nim św. Wincenty a Paulo, założyciel Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia. Jej spowiednik, któremu zwierzyła się z treści owego snu, rozeznał, że Bóg powołuje ją do życia zakonnego, czemu ojciec początkowo był bardzo przeciwny. W końcu jedna z jego córek była już szarytką. Wysłał więc 21-letnią wówczas Zoe do Paryża, gdzie mieszkał jej brat, Karol. Tam pracowała przez jakiś czas jako kelnerka w jadłodajni, której był on właścicielem, ale bardzo cierpiała z powodu zbyt swobodnej atmosfery tamtego miejsca. Pod wpływem namowy Joanny Antoniny, żony drugiego brata Zoe, Huberta, który był podporucznikiem żandarmerii, ojciec przystanął w końcu na wstąpienie córki do zakonu.
Zoe, która przyjęła imię zakonne Katarzyna, odbyła trzymiesięczny postulat u szarytek w Chatillon-sur-Seine, gdzie miała nadrobić braki w pisaniu i czytaniu. Po nim została odesłana na nowicjat do domu macierzystego zgromadzenia przy ulicy Rue de Bac w Paryżu. Przybyła tam 21 kwietnia 1830 r. Już w tamtym czasie zaczęła mieć wizje mistyczne, np. w trakcie odprawiania nowenny przed przeniesieniem relikwii św. Wincentego codziennie objawiało jej się serce tego świętego. Każdego dnia spotykała się też z Jezusem. Pisała potem: Obdarowano mnie wielką łaską: mogłam oglądać Pana w Najświętszym Sakramencie. Widywałam Go przez wszystkie dni mego seminarium. O wszystkim informowała swego spowiednika, ks. Jana Marie Aladela. Kapłan początkowo traktował rzecz bardzo sceptycznie, tłumacząc wizje jako owoc wybujałej wyobraźni dwudziestoczteroletniej nowicjuszki. Faktem jest, że znamy bardzo mało przypadków, w których Bóg już na początku drogi zakonnej wprowadza wybraną duszę w tak bliskie ze Sobą przebywanie i okazuje tyle mistycznych łask. Najbardziej znane światu są objawienia, w których Katarzyna spotykała się z Matką Bożą. Spośród pięciu najważniejsze wydają się dwa z nich.
Pierwsze zjawienie się Maryi przy Rue de Bac miało miejsce w nocy z 18 na 19 lipca 1830 r. Kiedy Katarzyna już spała w swojej celi, gdy usłyszała, jak ktoś woła ją po imieniu. Obudziła się i ujrzała anioła, który wyglądał na cztero lub pięcioletnie dziecko w bieli. Wzywał ją: Chodź do kaplicy, Najświętsza Panna czeka na ciebie. Kiedy tam poszła, wiedziona przez posłańca z nieba i trwała w klęczącej postawie przed ołtarzem, koło północy usłyszała najpierw szmer, jakby szelest jedwabnej sukienki. Piękna Pani usiadła w fotelu księdza Dyrektora. (…) Spojrzałam na Maryję - wyznała Katarzyna - i jednym skokiem znalazłam się na stopniach ołtarza u Jej nóg, z rękami złożonymi na Jej kolanach. Nie wiem, jak długo tak trwałam, straciłam rachubę czasu. To były najsłodsze chwile w moim życiu - dodała. W trakcie tego objawienia Matka Boża skarżyła się zakonnicy na publiczne łamanie przykazań przez naród francuski, zapowiedziała straszne kary, jakie za to spadną na ten kraj i zachęciła nowicjuszkę do modlitwy i uczynków pokutnych. Wskazując ręką na ołtarz, powiedziała: Przychodźcie do stopni tego ołtarza. Tu będą spływać łaski na każdego, kto o nie prosi z ufnością i żarliwością: na dorosłych i dzieci. (…) Najświętsza Panna odeszła jako światło gasnące. Katarzyna nie mogła już zasnąć tej nocy, poruszona słowami, że Maryja chce jej powierzyć specjalną misję. Zapowiedzi strasznych wydarzeń we Francji wkrótce się spełniły. Kraj spłynął krwią już po kilku dniach - w czasie rewolucji lipcowej, w której został również zamordowany król Karol X, a czterdzieści lat później, w trakcie wydarzeń związanych z Komuną Paryską w bestialski sposób zabito w stolicy kilkadziesiąt tysięcy ludzi.
Medalik Niepokalanego Poczęcia
Kilka miesięcy po pierwszym objawieniu, w sobotę 27 listopada 1830 r. Katarzyna klęczała podczas wieczornej modlitwy w kaplicy, kiedy usłyszała znowu szelest sukni jedwabnej. Pojawienie się Maryi opisała potem: Ujrzałam Najświętszą Dziewicę obok obrazu św. Józefa; była wzrostu średniego, a tak nadzwyczajnej piękności, że jej opisać niepodobna. W postawie stojącej, odziana była w czerwonawo połyskującą białą szatę, taką jaką zwykle noszą dziewice, tj. zapiętą u szyi i mającą wąskie rękawy. Głowę Jej okrywał biały welon, aż do stóp po obu stronach. Czoło Jej zdobiła obszyta drobną koronką opaska, ściśle do włosów przylegająca. Piękna Pani stała na kuli ziemskiej, depcząc głowę węża, a ręce Jej, aż do pasa podniesione, trzymały lekko drugą kulę ziemską (symbol całego wszechświata), oczy wzniosła ku niebu składając jakby w ofierze cały wszechświat Panu Bogu (…). Nagle zjawiły się na Jej palcach kosztowne pierścienie wysadzane drogimi kamieniami; z tych wychodziły na wszystkie strony jasne promienie, które Ją taką jasnością otoczyły, że twarz Jej i szata stały się niewidzialne. Drogie kamienie były różnej wielkości, a promienie z nich wychodzące stosunkowo więcej albo mniej jaśniejące. (…)
Gdym olśniona widokiem Najświętszej Maryi Panny wpatrywała się w Jej majestat, zwróciła Najświętsza Panna swój łaskawy wzrok na mnie, a głos wewnętrzny mówił mi: kula ziemska, którą widzisz, przedstawia cały świat i każdą osobę w szczególności. (…) Wtenczas Najświętsza Panna rzekła do mnie: „Promienie, które widzisz spływające z mych dłoni, są symbolem łask, jakie zlewam na tych, którzy mnie o nie proszą” - i dała mi przez to do zrozumienia, jak hojna jest dla tych, którzy się do Niej uciekają. Ileż to łask wyświadcza tym wszystkim, którzy Jej wzywają. Mówiła też ze smutkiem o tym, że część tych łask nie jest wykorzystywana, bo ludzie nie chcą lub zapominają o nie prosić. Dalej Katarzyna opowiadała: Następnie otoczył Najświętszą Pannę, która miała ręce zwrócone ku ziemi, podłużnookrągły pas, a na nim znajdował się napis złotymi literami: „O, Maryjo bez grzechu poczęta, módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy”.
Matka Boża wezwała Katarzynę do wybicia medalika z takim obrazem, jaki został jej ukazany. Dodała przy tym, że wszyscy, którzy będą go nosili, dostąpią wielkich łask, szczególniej jeżeli go będą nosili na szyi. Tych, którzy we mnie ufają, wielu łaskami obdarzę – podkreślała Maryja. W dalszej części objawienia tej nocy ukazała, co znajdować się powinno na rewersie owego medalika: Ujrzałam - pisała św. Katarzyna - literę M z wyrastającym ze środka krzyżem, a poniżej monogramu Najświętszej Panny - Serce Jezusa otoczone cierniową koroną i Serce Maryi przeszyte mieczem. Symbolika tych znaków wskazuje na współodkupieńcze życie i posłanie Maryi – pośredniczki łask, a także miłość, jaką mają z Jezusem wobec ludzkości. Medalik miał się okazać szczególnym jej wyrazem.
Spowiednik Katarzyny, który jako jedyny poznał treść objawienia i polecenie Maryi dotyczące rozpowszechnienia medalika, długo ociągał się z wykonaniem tej woli. Dopiero po dwóch latach, za aprobatą arcybiskupa Paryża, którego radził się w tej sprawie, zlecił wytłoczenie 1500 medalików Niepokalanego Poczęcia – bo tak je zaczęto nazywać. Kilka miesięcy przed tym wybuchła w Paryżu epidemia cholery, która zbierała liczne żniwo (zmarło wówczas w stolicy 20 tysięcy ludzi). Szarytki masowo rozdawały wiernym medaliki, które od razu stały się bardzo popularne, tym bardziej, że zaczęto obserwować niezliczone przypadki uzdrowień z tej śmiertelnej choroby, wiele nawróceń i świadectw szczególnej opieki Maryi.
Cudowne łaski
W pierwszych pięciu latach po całej Francji i innych krajach rozeszło się 10 milionów sztuk medalików. Oblicza się, że w ciągu 10 lat w samym tylko Paryżu wybito ich - różnej wielkości - ponad 60 milionów, zaś w następnych latach - dziesięciokrotnie więcej! Lawina cudownych uzdrowień i przedziwnych nawróceń, która towarzyszyła niezwykłemu rozpowszechnianiu się tego - zdawałoby się - niepozornego, malutkiego medalika, sprawiła, że nazwano go „cudownym”. Nazwę tę zatwierdziła też wkrótce Stolica Święta, a 23 lipca 1894 r. papież Leon XIII specjalnym dekretem zezwolił na coroczne obchodzenie święta Objawienia Cudownego Medalika, które przypada 27 listopada. Szacuje się, że od czasów św. Katarzyny Labouré do dzisiaj Cudowny Medalik przyjęło około miliarda wiernych na całym świecie. Nikt nie jest w stanie zliczyć łask, które dzięki niemu wyprosiła Niepokalana.
Cudem, o którym trzeba przy tej okazji wspomnieć, było też przyspieszenie ogłoszenia dogmatu o Niepokalanym Poczęciu. Uczynił to papież Pius IX już w 1854 r. Warto dodać, że cztery lata później (w 1858 r.) Matka Boża objawiła się św. Bernadetcie Soubirous w Lourdes jako Niepokalane Poczęcie. Dziewczyna wskazywała, że postać Maryi, którą wówczas widziała, wyglądała tak samo, jaką znamy z Cudownego Medalika.
Łaski związane z niespodziewanymi nawróceniami wśród tych, którzy przyjęli Maryjny znak, są niezliczone. Warto wymienić te najbardziej spektakularne historie. Pierwsza dotyczy Alfonsa Ratisbonne, prawnika i spadkobiercy bogatej, arystokratycznej rodziny żydowskich bankierów, zatwardziałego przeciwnika Kościoła katolickiego. Sam o sobie pisał, że szczególnie gwałtownie lubił występować przeciw religii i księżom, nie szczędząc bluźnierstw pod ich adresem. Jego niespodziewane i bardzo poruszające liczne środowiska nawrócenie, które miało miejsce jeszcze za życia św. Katarzyny, bo 20 stycznia 1842 r. w Rzymie, jest odnotowane w tekstach przeznaczonych na święto Cudownego Medalika. Zostało ono zbadane przez Stolicę Apostolską i uznane jako dowód na cudowność medalika. Wikariusz Generalny Papieża Grzegorza XVI, Kardynał Patrizi, ogłosił to już 3 czerwca 1842 r.
Sto lat później, w 1944 r. w Missisipi czarnoskóry więzień, dwudziestojednoletni Claude Newman, który został skazany za okrutne morderstwo na śmierć na krześle elektrycznym, założył na szyję Cudowny Medalik, który jego współwięzień zerwał w złości i rzucił na ziemię. W jakiś czas potem, na kilka dni przed wykonaniem wyroku, miał on w nocy widzenie Matki Najświętszej i nawrócił się. Przyjął chrzest, komunię św. i z radością szedł na spotkanie z Panem, ofiarowując swoje życie w intencji nawrócenia innego więźnia, Jamesa Hughsa. Był to biały, również skazany na śmierć za morderstwo, który go bardzo nienawidził. Hughsowi, siedzącemu już w celi śmierci i buntującemu się nawet wobec obecności przy nim księdza, na chwilę przed wykonaniem wyroku ukazał się nieżyjący już Newman z Maryją, która trzymała rękę na jego ramieniu. Powiedział do niego, że Matka Boża pokazała mu w piekle miejsce, do którego trafi, jeśli nie będzie żałował za uczynione zło i nie nawróci się i tym przekonał go do odbycia długiej spowiedzi.
Znane są również przypadki interwencji Matki Bożej za sprawą Cudownego Medalika wśród wysoko postawionych członków masonerii. W Polsce zaskoczenie wzbudziło publiczne wyznanie wiary w 1952 r. przez Stanisława Stempowskiego, wielkiego mistrza masońskiego, członka Wielkiej Loży Narodowej Polskiej i zaciekłego wroga Kościoła, który otrzymał Cudowny Medalik od św. Maksymilina Kolbego. Z kolei w latach 80. XX w. dzięki Cudownemu Medalikowi nawrócił się inny mason - Tindal-Robertson. Do szuflady umierającego już ojca Medalik wsunął w tajemnicy jego syn, znany dziś badacz objawień fatimskich…
Święta milczenia
Niemal do końca życia św. Katarzyna Laboure pozostała nieznana światu. O jej objawieniach wiedział jedynie spowiednik. Nawet siostry ze zgromadzenia nie miały pojęcia o tym, że wśród nich żyje ta, dzięki której Maryja dała światu cudowną szansę ratunku i zwycięstwa nawet w beznadziejnych sytuacjach. Siostra Katarzyna przez następne czterdzieści sześć lat pracowała w podparyskim przytułku d'Enghien, gdzie była najpierw kucharką, potem praczką i garderobianą, wreszcie opiekunką starców. Wiodła życie pozornie monotonne, zapomniane i skupione na trudnej, wymagającej posłudze, równocześnie praktykowała cnoty w stopniu heroicznym. Dopiero na pół roku przed śmiercią została przez Matkę Bożą zwolniona z zachowania tajemnicy i wyjawiła ją siostrze przełożonej oraz spisała dzieje objawień. Odeszła do wieczności 31 grudnia 1876 r. Kiedy w 1933 r. – ponad 50 lat po śmierci - ekshumowano jej ciało, okazało się ono nienaruszone. Pozostaje w takim stanie do dziś. Beatyfikacji Katarzyny dokonał papież Pius XI 28 maja 1933 r., nazywając ją „świętą milczenia”, a do chwały świętych w 1947 r. wyniósł ją Pius XII.
Przesłanie, które zostawiła Maryja światu za pośrednictwem św. Katarzyny, pozostaje ważne do dziś. Mówi w nim bowiem, że nadejdą „trudne czasy”, a „niektórzy uznają, że wszystko stracone. Wtedy - zapewnia Matka Boża - też będę z wami. Ufajcie, uznajcie moje odwiedziny. Doznacie opieki Boskiej”.
Agnieszka Kozłowska
Na podstawie: www.adonai.pl, www.apostolat.pl, www.katolik.pl, www.swzygmunt.knc.pl
Polecane artykuły
Najemnik czy syn?
Przypowieść o miłosiernym ojcu (zob. Łk 15,11-32) odsłania - wśród wielu płaszczyzn interpretacji – motywacje i ...
Z mądrości Ojców Pustyni
Mądrość Ojców Pustyni, do której dzisiaj coraz częściej wracają ci, którzy chcą prowadzić świadome życie duchowe, ...