Aniołom swoim dał rozkaz o tobie...

W tym roku zrodziło się w moim sercu i w sercu mojej koleżanki pragnienie, aby wybrać się na półwysep Gargano we Włoszech. W tej części Włoch znajdują się dwa święte miejsca. Jedno z nich to San Giovanni Rotondo, gdzie żył i posługiwał ojciec Pio (w tym roku wspominamy w kościele 100-lecie otrzymania stygmatów i 50-lecie śmierci tego świętego zakonnika). Drugim miejscem jest oddalone o 25 km od San Giovanni Rotondo - Monte Sant'Angelo - miejsce objawień Archanioła Michała. Przed pielgrzymką, przygotowując się duchowo do odwiedzenia tych miejsc, wyczytałam w jednej z książek, że ojciec Pio pytał często swoich wiernych, czy byli już u Archanioła Michała. Jeśli odpowiadali negatywnie, prosił, aby udali się najpierw tam, a dopiero później wrócili do niego.
Bogusia i ja bardzo lubimy piesze pielgrzymowanie, więc postanowiłyśmy, że powędrujemy od świętego ojca Pio do Michała Archanioła. Przed podróżą nie mogłyśmy znaleźć zbyt wielu informacji w internecie o szlaku dla pielgrzymów pieszych, więc postanowiłyśmy znaleźć te informacje już na miejscu. W biurze pielgrzyma w San Giovanni Rotondo poinformowano nas, że nie ma takiego typowego szlaku dla pielgrzymów, że musimy iść głównie krętą szosą, bez pobocza. Jedna z sióstr zakonnych tam mieszkająca powiedziała, że bliżej góry Gargano jest możliwość pójścia ścieżką, górami, ale odradziła nam iść tamtędy ze względu na pojawiające się tam watahy psów. Poza tym niektórzy dziwili się, że chcemy iść w taki upał, z plecakami, pod górę, bez możliwości pobrania wody gdzieś po drodze. Pan w sklepie ostrzegał nas przed burzą, która miała nadejść około godziny 13:00. Panicznie wręcz boję się tego żywiołu, ponieważ przeżyłam już kiedyś  burzę w górach, a w dzień pobytu w mieście ojca Pio rozpętała się tak wielka burza, że świata nie było widać, ulice zamieniły się w rzeki, a w mieście na godzinę wyłączono prąd.
Te zniechęcające, choć pełne troski informacje próbowały odebrać nam radość i pokój serca z wędrowania. Dostałyśmy również propozycję od jednego młodego Polaka, że może nas zabrać samochodem do miasta Anioła. Mimo tego postanowiłyśmy jednak pójść pieszo do Monte Sant'Angelo asekuracyjnie wzdłuż drogi, tak by w razie osłabienia czy burzy zatrzymać jakieś przejeżdżające auto i podjechać samochodem.
Aby zdążyć przed burzą, wyszłyśmy w drogę przed wschodem słońca. Już na początku naszej drogi na rynku w San Giovanni Rotondo zaatakował nas czarny, dość duży pies. Biegł za nami, głośno szczekał, a nawet lekko pogryzł. Bałyśmy się iść dalej, ale nie mogłyśmy go przepędzić, więc szedł z nami. Po  jakimś czasie przyzwyczaiłyśmy się do niego, przestałyśmy się go bać i nawet mogłyśmy go pogłaskać. Gdy odpoczywałyśmy, kładł się obok nas i czekał.
Moją ulubioną księgą z Pisma świętego jest Księga Tobiasza, w której młodzieniec Tobiasz wędrował z Aniołem Rafałem (opiekunem osób podróżujących i pielgrzymujących) „a także pies podróżował razem z nimi” (por. Tb 6,1). Pamiętając tę biblijną scenę, nadałyśmy psu imię Tobiasz. A Tobiasz nie szedł za nami, nie szedł obok nas, ale szedł cały czas przed nami, co chwilę oglądając się i sprawdzając, czy idziemy za nim. Prowadził nas, obszczekując każdy nadjeżdżający zza zakrętu samochód, każdy nadjeżdżający motor czy rower, narażając nawet czasem swoje życie.
W pewnym momencie pies usiadł obok tablicy z napisem Camino Michel (droga Michała). W tym miejscu było wejście na szlak wiodący przez góry, krótszy, ale siostra zakonna ostrzegała nas dzień wcześniej, aby tamtędy nie iść. Popatrzyłyśmy na siebie i podjęłyśmy decyzję, że idziemy, wierząc, że nie może nam się nic stać, ponieważ jest z nami Tobiasz, Archanioł Rafał, a Archanioł Michał na pewno obroni nas swoim mieczem.
Po przejściu kilku kilometrów usłyszałyśmy w oddali szczekanie psów. Na chwilę się zatrzymałyśmy. Co robić? Cofnąć się? Ale za daleko już uszłyśmy, nie zdążymy dojść przed burzą. Padła decyzja - idziemy dalej. W sercu modlitwa: „Święty Michale Archaniele wspomagaj nas w walce...” Powtarzałam ją raz po raz. Zresztą w życiu często proszę Go o pomoc. Psów nie było.
Tobiasz prowadził nas nadal według słabo oznakowanego i nieprzetartego szlaku. Na kamieniach namalowane były tylko małe symbole, ale nie musiałyśmy nawet  ich specjalnie szukać, ponieważ nasz pies przewodnik szedł pewnie, jakby znał już tę drogę.
Chwilę po południu zaczęło grzmieć. Byłam przerażona, przyspieszyłyśmy kroku. Znów w sercu pojawiła się modlitwa „Święty Michale Archaniele...”. Byłyśmy już blisko Monte Saint’Angelo, widziałyśmy w oddali miasto, ale nagle zgubiłyśmy oznakowania. Tobiasz chciał iść w inną stronę, my w inną (wydawało się, że krótszą). Nie posłuchałyśmy go, a on nie zostawił nas, choć później śmiałyśmy się, że mogłyśmy go posłuchać, ponieważ nasz wybór spowodował, że szłyśmy po kamienistym, nierównym pastwisku, a na końcu musiałyśmy przechodzić przez ogrodzenie z drutu kolczastego. 
Kiedy burza już była bardzo blisko, a my miałyśmy około 3 km do celu pielgrzymowania, pojawiła się pierwszy raz na szlaku przydrożna restauracja. Weszłyśmy do środka, aby się schronić przed ulewą, napić się wody, której już nie miałyśmy w butelkach i pysznej włoskiej kawy. Kiedy wyszłyśmy stamtąd po pół godzinie, Tobiasz leżał i czekał na nas przed wejściem. Byłyśmy wzruszone.
Burza była wciąż w tym samym miejscu, jakby góra zatrzymała ją z drugiej strony i nie dosięgnęła nas. A nasz kochany pies-przewodnik zniknął nam z oczu 200 metrów przed sanktuarium, celem naszego pielgrzymowania. Pojawił się jeszcze wieczorem, kiedy jadłyśmy w mieście kolację, a na drugi dzień po południu czekał na nas przy bazylice i odprowadził na przystanek autobusowy.
Tej pięknej przygody nie zapomnę nigdy. Opowieść trochę jak z bajki, podobnie jak historia z Księgi Tobiasza. Bóg pozwolił nam bezpiecznie dotrzeć do celu, a na miejscu po trudach 25-kilometrowej pielgrzymki obdarzył błogim pokojem serca. Pan pozwolił nam doświadczyć, że działa i troszczy się pomimo naszego strachu, obaw i lęku. Czasem go nam nie zabiera, ale chroni nas i zsyła anielską pomoc. Tego dnia pomógł nam poprzez psa. W życiu często wyciąga rękę przez drugiego człowieka. Głęboko wierzę, że w tej krótkiej pielgrzymce towarzyszyło nam trzech Archaniołów. Z Archaniołem Rafałem podążaliśmy do Archanioła Michała, a Ewangelia z tego dnia mówiła o Archaniele Gabrielu.
Słowa Psalmu 91: bo aniołom swoim dał rozkaz o tobie, aby cię strzegli na wszystkich twych drogach będą dla mnie już zawsze bardzo bliskie. Doświadczyłam tego na górze Gargano, a to była tylko jedna z dróg. Pan daje obietnicę, że przy pomocy swoich aniołów strzeże nas na każdej z naszych życiowych dróg, bez wyjątku. Chwała Panu i Jego Aniołom!    
Justyna
Świadectwo opublikowane w Posłanie 5/2018