W poszukiwaniu szczęścia
Dla Boga nie ma człowieka straconego, dla którego nie ma nadziei powrotu. Są sytuacje, kiedy ludzie mówią: „Nic już z niego nie będzie, szkoda wysiłku…” A Bóg czeka i wspomaga swą łaską.
Znana jest postać matki – św. Moniki, która ponad 30 lat wznosiła swe modlitwy i błagania do Boga w intencji nienawróconego syna. Augustyn miał ojca, który był poganinem, ale miał też gorliwą w wierze matkę. To ona, jak pisze po latach Augustyn w swoich „Wyznaniach”, nie ustawała dniem i nocą pukać do nieba o łaskę nawrócenia dla syna, wzdychając i lejąc łzy z powodu bólu duchowego, jaki jej sprawiało życie dziecka. Augustyn zaś rósł, kształcił się na retora, potem wykładał nauki krasomówcze – zbierając podziw i sympatię wielu dostojników tego świata, zdobywając zadatek na kolejne stopnie kariery publicznej. Zachwycał swymi zaletami i zdolnościami, a pragnienie wiedzy pociągało go do poznawania nowych dziedzin nauki humanistycznej i nie tylko. Zagłębiał się w tajnikach ideologii manichejskiej (nauki łączącej elementy zarostratyzmu, buddyzmu i nauk chrześcijańskich), pochłonęła go astrologia (a szczególnie przepowiadanie z niej zdarzeń ziemskich, na które jakoby miały wpływ zjawiska kosmiczne) i inne tajemne nauki oraz filozofie. Nie stronił też od towarzystwa, z którym spędzał niejedną noc na ucztach, piciu i hazardzie. Uciechom cielesnym poddawał się z wielką przyjemnością, żyjąc z różnymi kobietami, nie żeniąc się z żadną z nich, mimo, że doczekał się z jednego związku syna, Adeodata i nawet zaręczył się - pod naciskiem opinii - z pewną dziewczyną… Młodość i jej nęcące uciechy wabiły Augustyna, a on pragnął czerpać z niej garściami, wykorzystując każdą sposobność do dogodzenia swemu ciału i pragnieniom umysłu, wikłając się przy tym w różnorakie zależności i mącąc umysł.
Bóg nie przyszedł do serca Augustyna jako nagłe olśnienie, lecz wytrwała modlitwa matki owocowała, rozkruszając stopniowo mur duchowej śmierci i przygotowując na poznanie Prawdy. Monika przeżywała kolejne lata światowego życia swego syna i momentami traciła nadzieję, żeby cokolwiek można było zdziałać ku jego przemianie. Gdy już osłabła w modlitwie – widząc jej bezowocność - Bóg pocieszył ją snem, w którym matka zobaczyła chrzest swego dziecka. To wystarczyło, by uspokoić ją, napełnić siłą i dodać wytrwałości w żarliwych błaganiach. Jeszcze kilka lat musiało jednak upłynąć, nim Augustyn rzeczywiście przyjął chrzest i nawrócił się.
Droga do Kościoła - dzisiaj jednego z największych jego świętych - nie była prosta. Augustyn po latach pisze w swoich „Wyznaniach”, że pierwsze poruszenie i poszukiwanie sensu życia sprowokowała nagła choroba jego bliskiego przyjaciela i towarzysza światowych uciech. Zmożony nagłą niemocą, po powrocie do przytomności, przyjął on – ku zdziwieniu wszystkich - chrzest, który w sposób cudowny wrócił mu na jakiś czas zdrowie. Moc tego sakramentu i jego Dawcy zastanowiła Augustyna cierpiącego w tym czasie z powodu udręk swego bliskiego druha. Jego śmierć w niedługim czasie okazała się być wielkim ciosem dla niego. Ból i pustka kazały szukać Augustynowi samotności, w której zaczął on reflektować nad sensem świata i życia. Po raz pierwszy posmakował wówczas Słowa Bożego, które wydało się mu być w tych dniach smutku balsamem na obolałą duszę. Jednak nie zagłębił się zbytnio w Jego treść, bo oczy miał jeszcze „zamknięte” i umysł zmącony – niezdolny do rozumienia zawartych w Biblii treści. Po jakimś czasie dotychczasowe życie zaczęło znowu mamić i Augustyn poddał się tym pokusom. Wrócił na drogę dotychczasowego trybu życia, jednak wspomnienie śmierci przyjaciela przypominało się czasami, a pragnienie poznania Boga było coraz większe. Walkę o dalsze życie duszy przegrał, przyznając po latach, że nie czuł się wtedy jeszcze na siłach oddać całkowicie na służbę Bogu, choć przeczucie Prawdy i jej źródła w Słowie Objawionym zaczynało w nim wzrastać. Pisał w „Wyznaniach”: Aby wyruszyć w tę podróż, a nawet dotrzeć do celu, wystarczyłoby tylko chcieć tam iść – ale chcieć mocno i rzetelnie. Nie nadawała się do tego kulawa wola, która raz w jedną, raz w drugą stronę się miotała i musiała sama ze sobą walczyć, gdy jedna jej część się podnosiła, aby iść, a druga upadała.
Przełom nastąpił, kiedy Augustyn wraz z przyjacielem poznał w Mediolanie – dokąd przyjechał po licznych podróżach, głównie w celach naukowych, z Rzymu – wysokiego urzędnika cesarskiego, Pontycjana. Ten odwiedził go w domu i pod koniec rozmowy spostrzegł leżące na stole „Listy św. Pawła”, co nakłoniło go do opowieści o św. Antonim i jego towarzyszach, którzy nawróciwszy się wiodą życie pustelnicze. Poruszony tymi nowinami Augustyn wziął Listy Pawłowe i poszedł do ogrodu. Tam w mrokach nocy toczył walkę ze sobą, swoim sumieniem, które w całej prawdzie pokazało mu obrzydliwości jego dotychczasowego życia, wyciskając z niego potok łez, gdy usłyszał nagle wewnętrzny głos, by czytać otwarte w księdze słowa. Natrafił tam na fragment Listu do Rzymian: „… nie w ucztach i pijaństwie, nie w rozpuście i rozwiązłości, nie w zwadzie i zazdrości. Ale przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa, a nie ulegajcie staraniom o ciało i jego pożądliwości” (por. 13,13-14). Augustyn doświadczył w ten sposób oświecenia umysłu i pokoju. Od tej chwili rozpoczął nowe życie, przyjmując po kilku miesiącach chrzest i zrywając z grzechem i błędnymi drogami. Modlitwy Moniki zostały wysłuchane po ponad 30 latach. Wkrótce potem matka Augustyna umarła. Augustyn wspomina jedną z ostatnich rozmów z nią w przeddzień ich podróży do Afryki, w którą popłynął już sam: … staliśmy tylko we dwoje, oparci o okno, skąd się roztaczał widok na ogród wewnątrz domu, gdzieśmy mieszkali (…). W odosobnieniu rozmawialiśmy jakże błogo. Zapominając o przeszłości, a wyciągając ręce ku temu, co było przed nami, w obliczu prawdy, którą jesteś Ty – wspólnie zastanawialiśmy się nad tym, czym będzie wieczne życie zbawionych, to, czego oko nie widziało ani ucho nie słyszało, i co w serce człowiecze nie wstąpiło. (…) Doszliśmy w tej rozmowie do rozpoznania, że żadna rozkosz cielesna, choćby największa i najpromienniejszym światłem doczesnym rozjarzona, nie zasługuje nawet na wspomnienie, a cóż dopiero na porównanie z błogością życia wiecznego. (…) I gdy tak w żarliwej tęsknocie mówiliśmy o niej, dotknęliśmy jej na krótkie mgnienie całym porywem serca.
Odtąd Augustyn z człowieka światowego i cielesnego staje się gorliwym wyznawcą Chrystusa. Bóg wykorzystał jego przyrodzone umiejętności w wykładaniu trudnych myśli filozoficznych i umiejętność posługiwania się słowem. W „Wyznaniach” późniejszy święty i doktor Kościoła tłumaczy błędność swoich poszukiwań z czasów młodości i wskazuje na źródło Prawdy i szczęścia. Sam doświadczywszy goryczy pozornych radości światowych, staje się świadkiem odnalezionego w Bogu szczęścia, które nie przemija i ma swój ciąg dalszy w przyszłym życiu. Przedsmak tego szczęścia dane mu było skosztować pamiętnej nocy podczas rozmowy ze swoją matką, której wytrwałość w wierze i ufnej modlitwie stoi dziś za wzór do naśladowania.
Agnieszka Kozłowska
Artykuł opublikowany w Posłanie 1/2008
Czytelnia
Polecane artykuły
Najemnik czy syn?
Przypowieść o miłosiernym ojcu (zob. Łk 15,11-32) odsłania - wśród wielu płaszczyzn interpretacji – motywacje i ...
Siedem mieszkań
W swoim traktacie o modlitwie nazwanym Twierdzą wewnętrzną św. Teresa od Jezusa przeprowadza czytelników przez ...
Dzieci Króla
Podczas jednej podróży z dziećmi zauważyliśmy bilbord z reklamą zajęć z jogi, a na nim tekst, że jeśli szuka się ...