Wzrastać w Duchu Świętym

Konferencja wygłoszona 15 października 2011 roku w Toruniu podczas rekolekcji „Życie w Duchu Świętym”

Chciałbym powiedzieć kilka rzeczy na temat tego, jak w praktyce wzrastać w Duchu Świętym. Mówiłem w moich konferencjach o modlitwie osobistej. Czego byście nie robili, np. chodzenie do szpitala, modlitwa za chorych, pomaganie biednym, głoszenie słowa, ewangelizacja – jeśli nie będziecie zakorzenieni w Chrystusie poprzez modlitwę – upadniecie. Potrzebujemy silnego fundamentu, a jedną z głównych podstaw jest modlitwa osobista. Mogę powiedzieć, czym ona jest, ale nie mogę was jej nauczyć. To jest coś osobistego. Sposób, w jaki ja się modlę, nie będzie tym samym sposobem, w jaki modli się Tomek. Wszystko zależy od naszej kultury, natury, wieku. To nie jest też odmawianie różańca ani koronki do Bożego Miłosierdzia, to nie jest czytanie Pisma Świętego. Osobista modlitwa to przebywanie sam na sam z Bogiem. Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie (Mt 6,6). O jakiej izdebce mówi Jezus? Wielu myśli, że to jest taki klimatyzowany pokój, jakie mamy dzisiaj. Musimy wiedzieć, że Jezus nigdy nie mieszkał w pokoju. Był włóczęgą, nie miał gdzie głowy położyć. O jakim pokoju więc mówi? O pokoju naszego serca. Wejdź do izby swojego serca. Modlitwę osobistą możesz praktykować wszędzie, nawet pośród tłumu w dużym mieście. Niektórzy mówią, że aby się modlić, potrzebują ciszy, samotności, nie może im nic przeszkadzać. Tymczasem modlitwą osobistą można się modlić na najbardziej zatłoczonej ulicy czy na targu. Potrzebujemy jedynie wejść do izby swojego serca i zamknąć drzwi. Czym są te drzwi? Oczy, uszy – nie tylko zewnętrzne, ale i wewnętrzne. Powiem wam jedną rzecz: osoba, która długo ogląda telewizję czy filmy, nie potrafi się modlić. Spotykałem kapłanów, którzy do mnie przychodzili i mówili: „Ojcze, nie potrafię się modlić”. Pytałem wtedy: „Jak długo oglądasz telewizję?”. Odpowiadali: „Nie mam za dużo pracy, więc oglądam dużo filmów, programów… oczywiście, nigdy nie oglądam pornografii, ale długo oglądam telewizję”. Kiedy wystawiamy swoje oczy przez długi czas na telewizję, komputer, gry komputerowe (które czasami mogą stać się uzależnieniem), niektóre osoby oglądają filmy z Hollywood (niektóre zresztą są dobre) - nie możemy się modlić. Jeśli nie zamkniesz drzwi, nie będziesz mógł wejść do tej izby. Będziesz narażony na to, co jest na zewnątrz. W twoim życiu powinna być pewna dyscyplina w związku z tymi rzeczami. Trzeba uważać nawet na czytanie powieści, różnych historii. 

Wyłącz telewizję!
Kiedyś przyszła do mnie pewna starsza pani, Szwajcarka - była na 9 moich rekolekcjach i skarżyła się, że nie może się modlić. Naprawdę jej współczułem. Była na 9 rekolekcjach!… Zacząłem się z nią modlić i spytałem, jak dużo czasu spędza, oglądając telewizję. Powiedziała, że mieszka sama, umarł jej mąż, dzieci dorosły i mają własne rodziny. Wcześnie rano idzie na mszę świętą, ale nie ma nic szczególnego do roboty, więc cały czas ogląda telewizję. „Jak długo?… Trudno mi powiedzieć, może nawet cały dzień…”. Odparłem: „Musisz przestać”. „To bardzo trudne, ojcze”. „Poświęć ten czas na modlitwę za młodych w Szwajcarii” – bo wcześniej wysyłała do mnie maile, pisząc: „Ojcze, módl się za młodych Szwajcarów, bo wpadają w homoseksualizm, módl się za nich…”. - „Zrób sobie takie poświęcenie, że nie będziesz oglądać filmów. W tym czasie odmawiaj za młodych różaniec, koronkę do Bożego Miłosierdzia. Wtedy będziesz w stanie modlić się sama, zamknąć drzwi”. Kiedy rozmawialiśmy, Duch Święty pokazał mi, że wieczorem spędzała dużo czasu, czytając powieści. Spytałem ją o to. „Tak – odpowiedziała – nie śpię za dużo, więc czytam i czytam”. „To teraz zamień te powieści na Pismo Święte albo żywoty świętych. Są piękne historie o świętych i męczennikach. To będzie dużo bardziej ekscytujące niż powieści”. Zgodziła się. Po kilku miesiącach, kiedy znów byłem na rekolekcjach w Szwajcarii, przyszła, ucałowała mnie i powiedziała: „Ojcze, teraz mogę się modlić modlitwą osobistą i to nie jedną godzinę, ale czasem nawet trzy. Nie mam żadnych rozproszeń! Wcześniej, kiedy próbowałam zacząć się modlić i zamykałam oczy, to wszystko, o czym czytałam, co widziałam w telewizji, przychodziło do mojego umysłu. Teraz kiedy zamykam oczy, zaczynam modlić się w językach, uwielbiać Boga i natychmiast staję w Jego obecności. ”. 

Stań w obecności Bożej
Tak, wejdź do izby w ciszy i uwielbiaj Boga. Tam, gdzie jest uwielbienie, tam również jest obecność Boża. Czytamy w Księdze Apokalipsy, że w niebie aniołowie i święci nieustannie wielbią Boga pięknym głosem. Dlatego psalmista mówi: Stańmy przed obliczem Jego z uwielbieniem (Ps 95,2). Gdzie jest miód, tam pojawią się muchy – gdzie jest uwielbienie, tam będzie Bóg. Tam, gdzie jest uwielbienie, On musi przyjść, bo to jest Mu miłe. Czasami, jeśli macie dar języków, w łatwy sposób możecie rozpocząć swoją modlitwę i łatwo też staniecie w Jego obecności. Jeśli nie macie tego daru, wypowiadajcie swobodne słowa uwielbienia: „Dziękuję Ci, Jezu, uwielbiam Cię, Jezu, kocham Cię…”. Wtedy poczujecie, że On przyjdzie. Jeździmy do miejsc pielgrzymkowych, jak Medjugorie, Lourdes czy Częstochowa, aby się modlić. Chodzimy na spotkania modlitewne albo do kościoła, aby to robić. Ale świątynią, w której masz się modlić codziennie, jest twoja własna świątynia. Niech twoje serce będzie pierwszym centrum pielgrzymkowym. Jak wiecie, Trójca Święta zamieszkuje wewnątrz was, w waszych sercach. Uwierz więc i poczuj obecność Ducha w tobie. A tam, gdzie jest Duch, jest również Ojciec i Syn. Zobacz Trójcę Świętą w tobie. Wiecie, co stało się z wieloma katolikami? Modlą się i są dobrzy w kościele, w centrach pielgrzymkowych, ale kiedy wracają do domu, to już są źli. Są dobrymi katolikami w kościele albo kiedy jadą na pielgrzymkę, ale w innych momentach już nie. Jesteśmy katolikami przez 24 godziny na dobę, 365 dni w roku! Zawsze powinniśmy być katolikami, chrześcijanami. Dlatego musimy też dostrzegać Trójcę Świętą w naszych sercach. 

Proś o przebaczenie
Teraz kilka elementów, które powinny być obecne w modlitwie: po pierwsze, powinien być w niej czas na akt skruchy. Piotr spotkał Jezusa na brzegu Morza Tyberiadzkiego, kiedy nie złowili żadnej ryby mimo tego że długo łowili. Jezus przyszedł i powiedział: „Wypłyńcie na głębię i zarzućcie sieci”. Piotr powiedział: Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci (Łk 5,5). Kiedy to zrobił, wyciągnął sieci pełne ryb. Wtedy Piotr rozpoznał, że to był Jezus. Do tego czasu nie wiedział, że to On. Jako rybak był prawie nagi. Wskoczył do wody i powiedział: „Nie jestem godny, aby trwać w Twojej obecności”. Nikt z nas nie jest godzien, aby przebywać w obecności Bożej. Kiedy modlimy się, uwielbiamy Boga i stajemy w Jego obecności, natychmiast czujemy w sobie smutek z powodu nawet najmniejszych grzechów i prosimy Go o przebaczenie. Jestem pewien, że może nie macie takich grzechów, jak alkoholizm, masturbacja, cudzołóstwo, ale będziecie mieli niedoskonałości, może rozproszenia, lęki, czasami wątpliwości, trochę gniewu w sercu w stosunku do kogoś. Czasami się niewystarczająco modliliście. Za te wszystkie rzeczy musicie prosić o przebaczenie. Być może w przeszłości popełnialiście poważne grzechy i nie czuliście żadnego smutku z tego powodu. Teraz jednak, kiedy jesteście w Duchu, nawet najmniejszy grzech będzie obrażał was i Boga. Kiedy teraz przechodziłem przez drzwi, jedna kobieta podeszła i pocałowała mnie, po czym pokazała mi małą plamkę na moim  habicie. Dlaczego ją zauważyła? Ponieważ jest biały. Być może osoby, które są ubrane na czarno, jak siostry tutaj, mają więcej plam na swoim ubraniu, ale nikt ich nie zauważa. Kiedy nasza dusza jest w łasce, jesteśmy odziani w biel świętości i możemy zauważyć nawet najmniejsze grzechy. Być może w przeszłości byliśmy w ciemności i nie zauważaliśmy nawet grzechów śmiertelnych. Teraz jesteśmy w łasce i nawet mała zła myśl będzie obrazą dla naszej duszy i dla Boga. Dlaczego dla Niego? Dlatego że nas ukochał i dał nam Swojego Ducha. Zapomniał o naszej przeszłości, przebaczył ją. A grzechów ich oraz ich nieprawości więcej już wspominać nie będę (Hbr 10,17). Pan przebaczył twoją przeszłość, jak obiecał, dał ci nowe serce i nowy umysł. Uwierz w to. Wtedy musisz zauważać nawet najmniejszą plamę i przyzywać Krwi Chrystusa, aby cię obmyła, prosić Pana, aby cię oczyścił. W końcu nie jesteśmy teraz jeszcze świętymi. Kościół beatyfikuje czy kanonizuje osobę jedynie po śmierci. Zawsze jesteśmy grzesznikami i musimy uznać naszą grzeszność. 

Dziękuj Bogu
W modlitwie musi być też czas na przelewanie łez radości, ponieważ Bóg przebaczył naszą przeszłość. Tradycja mówi, że w. Piotr miał dwa ślady pod oczami. Wiecie, z jakiego powodu? Kiedy Jezus spojrzał na Piotra, on gorzko zapłakał i żałował za swój grzech zaparcia się. I płakał aż do śmierci – ale nie z powodu zaparcia się, tylko dlatego, że Jezus przebaczył mu ten grzech, przywoływał więc na myśl Jego miłość. „Byłem gorszy niż Judasz, bo on zdradził raz, a ja zaparłem się trzykrotnie. Obiecałem, że nigdy Go nie opuszczę, ale się zaparłem. A mój Jezus przebaczył mi to. Po ludzku nikt by mi nie przebaczył, ale On tak”. Przywołując na myśl tę miłość, przelewał łzy do końca życia. Także ty i ja powinniśmy je przelewać. Często myślę o mojej przeszłości – kim byłem. Jako kapłan żyłem w grzechu, nigdy nie głosiłem, bałem się patrzeć na wiernych, miałem w sobie lęk, kompleks niższości, ciągle paliłem papierosy, nie troszczyłem się o moją świętość pod względem celibatu – ale mój Jezus przebaczył mi i dał mi obfitość łask i charyzmatów. Nigdy nie myślałem, że wyjadę z Indii, aby głosić Słowo, a Pan zaprowadził mnie do ponad stu krajów. Kiedy myślę o tej obfitości łask, które mi dał, po prostu przelewam łzy. Mówię: „Dzięki, Jezu, kocham Cię”. To pomaga mi bardziej Go kochać. 
Powinien więc być czas na akt skruchy, żal za grzechy, a to przyciągnie nas coraz bliżej Jezusa. Niektórzy myślą, że skrucha jest tylko dla wielkich grzeszników, a my potrzebujemy jej każdego dnia. Dlatego na początku każdej mszy świętej jest akt skruchy. To znaczy, że zbliżamy się coraz bardziej do Jezusa w miłości. 

Uważaj na pychę duchową
Powinien być też czas na uzdrowienie wewnętrzne. Teraz jesteśmy uzdrowieni (albo tak czujemy), ale żyjemy w tym świecie i każdego dnia jesteśmy ranieni, np. przez ludzi, z którymi żyjemy, przez różne okoliczności. Tak jak powiedziałem, żyjemy w świecie. Jesteśmy otoczeni przez moc szatana i ciemności. Zawsze może zdarzyć się coś, co spowoduje zranienie w naszej duszy. Czasami niektóre nałogi, których się wyrzekliśmy, mogą próbować wrócić (np. pycha, agresja, egoizm), chociaż wyrzekliśmy się ich, prosiliśmy o przebaczenie i wyspowiadaliśmy się. Być może znajdziesz w sobie główną niedoskonałość, np. dla mnie to może być agresja, dla kogoś innego – egoizm, dla jeszcze innego – pycha. Bóg czasami dopuszcza takie słabości. Dlaczego? Odpowiedź znajdziemy w 2 Liście do Koryntian: Zresztą choćbym i chciał się chlubić, nie byłbym szaleńcem; powiedziałbym tylko prawdę. Powstrzymuję się jednak, aby mnie nikt nie oceniał ponad to, co widzi we mnie lub co ode mnie słyszy. Aby zaś nie wynosił mnie zbytnio ogrom objawień, dany mi został oścień dla ciała, wysłannik szatana, aby mnie policzkował - żebym się nie unosił pychą. Dlatego trzykrotnie prosiłem Pana, aby odszedł ode mnie, lecz [Pan] mi powiedział: "Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali" (12,6-9). Jak wiecie, Paweł był większy niż 12 Apostołów. Więcej niż którykolwiek z nich podróżował i ewangelizował, a także bardziej niż którykolwiek z nich cierpiał. Wczoraj czytaliśmy tę listę cierpień. Był pełen Ducha Świętego, nauczał o Nim dużo więcej niż którykolwiek z ewangelistów. Chcecie się dowiedzieć czegoś na temat daru języków, proroctwa – o tym wszystkim nauczał św. Paweł. Miał wiele objawień. Z powodu tych wszystkich darów duchowych mógł stać się pyszny. Nazywamy to pychą duchową. To może się przydarzyć kapłanowi, siostrze zakonnej, ale i charyzmatykowi. Na przykład jeśli chodzicie na spotkania charyzmatycznej grupy modlitewnej, słyszycie czasami, że ktoś się modli: „Dziękuję Ci, Panie, że dałeś mi Ducha Świętego i tyle darów… Proszę, daj tego samego Ducha i te dary mojemu biskupowi”, a wszyscy odpowiadają: „Prosimy Cię, Panie”. Jeśli jednak to przeanalizujemy, zobaczymy, że jest to modlitwa pychy, jak u faryzeusza, który modlił się w świątyni: „Poszczę trzy razy w tygodniu, daję jedną dziesiątą część swoich dochodów na biednych, modlę się każdego dnia… Nie jestem jak ten grzesznik tam, przy drzwiach”. Czasami charyzmatycy mogą popaść w takie problemy w związku z pychą duchową. To właśnie powiedział kardynał Suenens, pionier Odnowy Charyzmatycznej, przed swoją śmiercią. Intencja Odnowy Charyzmatycznej była odnowa wszystkich chrześcijan, całego Kościoła. A dzisiaj okazuje się, że niewielu ludzi stało się charyzmatykami, którzy w dodatku czują się odrębni, oddzielają się od tych, którzy są „niecharyzmatyczni”. W ten sposób Kościół został podzielony. Kardynał był bardzo smutny w związku z tą sytuacją. Odnowa zaczęła odnawiać cały Kościół katolicki. Papież Jan XXIII modlił się o Pięćdziesiątnicę w całym Kościele, a papież Jan Paweł II nazwał Odnowę Wiosną Kościoła. To nie było skierowane tylko do garstki ludzi, którzy mówią: „Mam dar proroctwa… dar języków… dar modlitwy… Jestem charyzmatykiem, nie jestem tak jak reszta ludzi”. Czasami taka pycha może nas dotknąć. Nie powinnyśmy tak myśleć, ale pamiętać, że każdy chrześcijanin jest charyzmatykiem, ponieważ każdemu chrześcijaninowi Bóg daje łaskę. Nigdy nie powinniśmy oceniać biskupa czy kapłana jako niecharyzmatyka. Na mocy swoich święceń są oni charyzmatykami. Czasami może nie modlą się w taki sposób czy nie przyjmują „charyzmatyków”, ale są pełni charyzmatów, pełni łaski dzięki cnotom Kościoła. Nigdy ich nie osądzajmy. Oni są charyzmatykami, czy się do tego przyznają, czy nie. Musimy być pokorni, nie stawajmy się nigdy pyszni. 

Moc w słabości
Św. Paweł mówi, że został mu dany oścień dla ciała, aby nie unosił się pychą. Egzegeci w różny sposób to interpretują. Niektórzy mówią, że była to choroba fizyczna, inni o stygmatach (ponieważ Paweł mówił, że nosi w ciele ślady męki Chrystusa), być może to było po prostu cierpienie albo słabość duchowa, jakaś niedoskonałość. Nie wiemy, co to było, nie jest to nigdzie napisane - może agresja, pycha albo egoizm. Słowo Boże mówi, że św. Paweł trzykrotnie prosił Pana, aby to odebrał. W Piśmie Świętym liczby 3 i 7 oznaczają pełnię. Kiedy mówi, że modlił się trzy razy, znaczy to, że robił to wielokrotnie, może nawet całe życie. Ale Pan zawsze powtarzał: „Wystarczy ci Mojej łaski, moc bowiem w słabości się doskonali”. Poprzez słabość musimy polegać na łasce Bożej. Gdyby Paweł nie miał tych słabości, nie zawsze polegałby na łasce, ale na sobie. Jezus pragnie, abyśmy zawsze polegali na Jego łasce. On nie chce, abyśmy byli niezależni w życiu duchowym. A łaska to moc Ducha Świętego. Być może z tego powodu Paweł musiał coraz więcej się modlić, bo ten oścień nie odchodził. A jeśli coraz więcej się modlił, to łaska coraz bardziej zstępowała na niego. Spójrzmy na następne zdanie: Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa. Dlatego mam upodobanie w moich słabościach, w obelgach, w niedostatkach, w prześladowaniach, w uciskach z powodu Chrystusa. Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny (2 Kor 12,9-10). Należy zastosować to do siebie samych. Jeśli spojrzycie na zdjęcia z moich rekolekcji sprzed 18 lat, zawsze głosiłem na stojąco, tak jak lew. Trzymałem mikrofon w ręku, chodziłem po scenie, pośród ludzi – oczywiście, wtedy byłem młody, ludzie klaskali, to było wspaniałe. Teraz nie mogę tego zrobić. Muszę siedzieć jak staruszek na krześle. Pan dał mi ten oścień dla ciała – mój opuchliznę i rany w nodze i w ręce. Dlaczego do tego dopuścił? Moi przełożeni zabierali mnie do wielu lekarzy, nawet najlepszych w Stanach Zjednoczonych, ale nikt nie mógł tego usunąć. Wiele osób się za mnie modli i ja też się modlę: „Panie, odbierz ode mnie tę opuchliznę i ból”. Czasami ból jest okropny. Nie dzielę się tym z wami po to, żebyście mi współczuli, ale ostatniej nocy nie spałem nawet przez minutę. Nie jest łatwo nakładać ręce tysiąc razy. Stoję i chodzę w jedną i w drugą stronę. Nie jestem szczupły, ważę 96 kg. To wszystko spowodowało ból w całym ciele. Nie jestem też młody, mam 66 lat. Nie mogłem więc spać, ale całą noc się modliłem – najpierw za siebie, a potem Duch Święty pokazał mi dusze wielu z waszych przodków i objawił imiona niektórych z nich. Niektóre prosiły mnie, abym się za nie modlił. Inne z nich – wasi rodzice, dziadkowie – przedstawili się: „Jestem dziadkiem Piotra, jestem babcią Pauli…”, „Wnuczka jest chora, słaba, ponieważ babcia była czarownicą”. W ten sposób objawiali swoje grzechy. Niektóre z nich prosiły, abym je rozgrzeszył, inne o odprawienie mszy świętych. Modliłem się tak do rana. Ale nie jestem słaby, nie czuję się senny. Modlitwa jest dla nas odpoczynkiem. Naprawdę odpoczywam na modlitwie. Dlaczego Pan dopuszcza ten ból? Czemu pozwala mi nosić te rany na mojej ręce i nodze? Abym się więcej modlił i odnajdywał moc Bożą w moich słabościach. O tym mówi św. Paweł. Wszyscy więc możecie mieć słabości, np. fizyczne. Pewna kobieta powiedziała mi: „Byłam na kilku rekolekcjach charyzmatycznych w intencji uzdrowienia moich kolan i nigdy nie otrzymałam uzdrowienia. Na adoracji zwykłam się modlić długi czas na klęczkach, a teraz nie mogę tego zrobić. Muszę siedzieć na podłodze albo na krześle i czuję dużo bólu. Pan dał mi to upokorzenie, bo kiedy wszyscy klęczą, to ja muszę siedzieć. Dopuścił to i nie uzdrowił mnie, abym się więcej modliła”. Czasami choroba fizyczna, może słabość duchowa – ale nigdy grzech, Bóg nigdy nie pozwoli, aby ktoś popadł w grzech, jedynie niedoskonałość lub słabość – może być po to, aby się więcej modlić i być zależnym od łaski. Dlatego mówię o wadzie głównej, dominującej słabości. Zawsze w tym celu módlcie się więcej, aby Pan to odebrał – być może do końca waszego życia tak się nie stanie, ale On chce, abyście się więcej modlili i otrzymali więcej łaski. W swojej osobistej modlitwie przynoście te rzeczy do Pana.

Oddaj wszystko Panu
Kolejny punkt: oddajcie Panu wszystko, co macie i czym jesteście. Wasze plany, przyszłość, wszystko, co macie – pieniądze, pracę, miejsce pracy, rodzinę, dzieci, żonę, męża – plan na ten dzień i siebie samych w pełni. Może musicie iść do sklepu, spotkać się z przyjacielem, jedziecie na konferencję, macie jakieś spotkanie – o tym wszystkim mówcie Panu. Innymi słowy: nie róbcie nic bez zaplanowania tego z Bogiem. Powiedzcie: „Panie, dzisiaj chcę zrobić to czy tamto”, a potem słuchajcie. Spędźcie więcej czasu, słuchając Pana. Nasz Bóg żyje i mówi przez Ducha Świętego.  Oczy twoje patrzeć będą na twego Mistrza. Twoje uszy usłyszą słowa rozlegające się za tobą: „To jest droga, idźcie nią!”, gdybyś zboczył na prawo lub na lewo  (Iz 30,20-21). Pozwól Panu przemawiać. Przestań mówić i pozwól, żeby to On mówił do ciebie. W jaki sposób On mówi? Czasami daje radę, czasem napomnienie, czasem powie: „Nie rób tego, zrób to. Nie idź do tamtego miejsca, dzisiaj nie idź do tamtego przyjaciela… ”. Jeśli Duch Święty będzie mówił w tobie, może dawał ci natchnienie, jakieś słowo, czasami zobaczysz jakieś słowo napisane – bądź Mu posłuszny. Nie opieraj się Mu. Dam jeden przykład: kiedy skończyłem 50 lat, moja mama jeszcze żyła. Świętowaliśmy urodziny w moim domu. Mama dała mi w prezencie 1000 rupii. W Indiach to duża suma. Powiedziała też: „Ilekroć przyjeżdżasz, masz brudną, podartą sutannę i porozdzieraną torbę. Chcę, żebyś za te pieniądze kupił sobie nową sutannę i dwie porządne torby. To są pieniądze dla ciebie, a nie dla twojego zgromadzenia”. Odpowiedziałem, że jestem zakonnikiem i muszę uzyskać pozwolenie przełożonych. „Dobrze, ale to jest na twój osobisty użytek”. Wróciłem do zgromadzenia i powiedziałem przełożonym, że dostałem 1000 rupii od mojej mamy na moje cele. Przełożeni powiedzieli, że mogę wykorzystać je, jak chcę. Podczas modlitwy powiedziałem Panu: „Panie, mam 1000 rupii. Mama, która kocha mnie najbardziej, dała mi je na moje urodziny i powiedziała, żebym uszył sobie dobrą sutannę i kupił dobre torby”. Nagle Duch Święty powiedział: „Spójrz na sieroty w sierocińcu. Wiele z nich nie ma dobrych ubrań i pewnie ani jedno nie ma dobrej torby. Masz wiele sutann, chociaż starych i podartych, w twoim pokoju jest wiele toreb, chociaż starych. Daj te pieniądze dla sierot”. To było dla mnie trudne, bo to było coś cennego od mojej mamy. Miałem pewien sentyment, przywiązanie do tych pieniędzy i tego, jak je wykorzystać. Mama mnie prosiła, żebym kupił te właśnie rzeczy. Wiecie, że kiedy miałem 8 lat, straciłem ojca. Mama wychowywała mnie z wielkim bólem i ogromnym nakładem pracy. Znałem bardzo dobrze jej cierpienia. I właśnie ona dała mi ten prezent. Powiedziałem więc: „Panie, to zbyt trudne. To jest prezent od mojej mamy. Ona chce, abym miał nową sutannę i torbę”. Ale Jezus odparł: „Jeśli nie pełnisz Mojej woli, nie jesteś Moim uczniem”. Odpowiedziałem: „Dobrze, Panie, dam pieniądze dla biednych, dla sierot”. I bezpośrednio po modlitwie dałem te pieniądze przełożonemu sierocińca. Po kilku miesiącach, kiedy znowu odwiedziłem mamę, była trochę zdenerwowana: „Znowu przyjechałeś w podartej sutannie, dlaczego nie kupiłeś nowej!?”. Powiedziałem, co się stało. Ze łzami radości mama przytuliła mnie i powiedziała: „Jestem bardzo szczęśliwa, że żyjesz zgodnie z wolą Bożą” - do tej pory jestem w stanie zobaczyć to, jak przelewała łzy radości. – „Mam nadzieję, że również ja będę miała udział w tym błogosławieństwie poprzez tę ofiarę”. Moi drodzy bracia i siostry, kiedy słuchamy Boga i pełnimy Jego wolę, inni również będą mieli udział w tej radości i błogosławieństwie. Dlatego podzieliłem się tym z wami. Róbcie wszystko jedynie po konsultacji z Jezusem, wtedy nie będziecie popadać w grzechy. Jeśli zdarzy się okazja pójścia do miejsca, w którym można zgrzeszyć, Pan powie: „Nie idź tam”. Jeśli naprawdę będziesz szczery w modlitwie, Pan będzie kierował twoim życiem tego dnia, mówił, co robić, a czego nie. Ale bądź Mu posłuszny. Nie myśl, że twoja mądrość jest większa niż Boża. Czasami myślimy: „To może nie jest od Boga, zrobię po swojemu”. To jest jedna ze słabości naszego umysłu – wolimy bardziej pełnić naszą wolę niż Bożą, mimo tego że modlimy się „Bądź wola Twoja”. Nasze wnętrze skłania się ku naszej woli. Powtarzam więc: całkowicie oddaj się Jego woli i rób to, o co cię prosi.

Proś o Ducha Świętego i uwielbiaj Boga
W twojej osobistej modlitwie powinien też być czas napełnienia Duchem Świętym. Tak jak wczoraj modliłem się o napełnienie, otwierając swoje serce i duszę, proś Boga, aby przyszedł ze Swoimi darami, charyzmatami i owocami. Każdego dnia musimy się o to modlić. Podczas modlitwy osobistej można nucić różne pieśni. Masz w sercu jakieś pieśni uwielbienia. Nie trzeba być muzykiem, aby to robić. Znasz słowa niektórych piosenek i śpiewaj to w swoim sercu. Módl się, aby Duch Święty cię napełnił. Potem módl się o uzdrowienie wewnętrzne, oczyszczenie i oddaj każdą część twojego ciała Panu. Oddaj je łasce. Kiedy modlisz się o Ducha Świętego, łaska przychodzi, przepływa, abyś w tym dniu doświadczał mocy.
To tylko kilka elementów. Niektóre osoby mogą rozpoczną modlitwę osobistą od wezwania Ducha Świętego, inne od modlitwy o uzdrowienie wewnętrzne. Modlitwa osobista różni się w zależności od osoby. Ale bardzo ważne jest to, że w takiej modlitwie powinno być dużo czasu na uwielbienie. Kiedy wielbisz Boga, diabeł nie może się zbliżyć, ucieka. To jedyna taka modlitwa. Jemu bardzo się nie podoba, kiedy wielbimy Boga, nie znosi uwielbienia. Niech więc będzie więcej uwielbienia. Złemu się nie podoba, żebyś spędzał półtorej godziny na modlitwie – będzie przychodził z rozproszeniami, ciemnością, dlatego często musisz wielbić Boga. Kiedy przyjdzie i zobaczy, że to właśnie robisz, ucieknie. Po otrzymaniu Ducha Świętego, po modlitwie o uzdrowienie wewnętrzne trwaj w uwielbieniu. 

Nie opuszczaj źródła wody żywej!
Modlitwa osobista to nie czas modlitwy za innych,  ale za ciebie. Osobiście czerpiesz moc od Pana. W końcu bądźcie mocni w Panu - siłą Jego potęgi (Ef 6,10). Największym grzechem świata dzisiaj jest to, że ludzie odeszli od źródła mocy. Bo podwójne zło popełnił mój naród: opuścili Mnie, źródło żywej wody, żeby wykopać sobie cysterny, cysterny popękane, które nie utrzymują wody (Jr 2,13). Źródłem mocy, źródłem żywej wody, źródłem łaski jest obecność Boga. A to źródło jest w nas i musimy je odnaleźć. Nie szukajcie innych źródeł, np. swojej własnej siły, innych ludzi, pieniędzy, sił ezoterycznych. Wiecie, że dawniej kapłani, siostry zakonne odprawiali medytacje, np. terezjańskie, ignacjańskie, biblijne… a teraz mają medytacje jogi, zen… Wiele sióstr i kapłanów zamieniło tradycyjne chrześcijańskie modlitwy na modlitwy wschodnie czy pogańskie. Medytacja zen pochodzi z buddyzmu, a joga i medytacja transcendentalna z hinduizmu. Słyszałem, jak księża czy siostry mówią: „Teraz mogę się modlić, bo uprawiam jogę… medytację transcendentalną…”. A Pan mówi: „Opuściłeś Mnie, źródło wody żywej”. Nie można przyjść do źródła żywej wody, do źródła mocy, którą jest Jezus, poprzez medytacje hinduizmu czy buddyzmu. Mówię to z doświadczenia wielu ludzi, których słyszałem. Niedawno zakonnica z Kerali popełniła samobójstwo. Ta wiadomość obiegła media. Znałem ją, kiedy była w nowicjacie, ponieważ wtedy głosiłem tam rekolekcje. Była moją córką duchową. Kiedy wyjechałem z Indii, pisała do mnie i zawsze miała problem z modlitwą. Nie mogła się skupić, nie była w stanie rozmyślać. Pewnego razu napisała jednak mejla, w którym stwierdziła, że odnalazła najlepszą formę modlitwy: medytację jogi. „Moja matka przełożona sprowadziła mistrza jogi, mieliśmy kurs i wiele z nasz zaczęło modlić się w ten sposób. Teraz mogę się skupić, mogę się modlić. Ojcze, to nie jest hinduska joga, to joga chrześcijańska!”. No cóż, wielu katolików ochrzciło szatana i mówią o chrześcijańskiej jodze, reiki czy akupunkturze. Nawet jeśli dacie inną etykietę, trucizna pozostaje trucizną. Możecie przykleić etykietkę „cukier”, ale to nie zmieni substancji. Kiedy przeczytałem gazetę, dowiedziałem się, że to była właśnie ta siostra. Kilka dni wcześniej otrzymałem list od przełożonej, w którym pisała: „Teraz wiem, co doprowadziło siostrę Teresę do samobójstwa”. Przeczytała jej dziennik, z którego wynikało, że miała głęboką depresję i przykrywała ją jogą, mówiąc, że może się modlić. To była moc złego, która dawała skupienie umysłu, powierzchowny pokój. W związku z tą depresją targnęła się na życie. Gdyby medytowała w taki sposób, jak wam teraz mówiłem, mimo depresji wzrastałaby coraz bardziej w łasce. W słabości odnajdywałaby więcej siły. Tak jak mówił św. Paweł: „W mojej słabości odnajduję siłę”. Siostra Teresa chciała usunąć tę słabość. Nie była w stanie tego zrobić w życiu chrześcijańskim, w medytacji chrześcijańskiej, więc skorzystała z innej i w ten sposób wystawiła się na działanie mocy szatana. To właśnie mówi dokument z Rzymu Jezus Chrystus dawcą wody żywej. Wszystkie te „leczenia” alternatywne, wschodnie medytacje pochodzące z pogaństwa, wystawiają chrześcijan na działanie złego. Dokument nie mówi: „Nie róbcie tego” – dzisiaj Kościół daje nam wolność, kiedyś zakazywał pewnych rzeczy – ale wskazuje na niebezpieczeństwo, abyśmy mogli zadecydować. Dlatego kiedy przeczytacie ten dokument, by może dojedziecie do wniosku, że ten dokument nie zakazuje nikomu korzystać z reiki czy homeopatii, ale bardzo wyraźnie pokazuje zagrożenie: narażenie się na świat ciemności. Dlatego nie powinniśmy z tego korzystać. Szukajmy źródła żywej wody, czyli Serca Jezusa, obecności Jego Oblicza. Czerpmy moc z Niego – to jest osobista modlitwa. W niej Bóg będzie ci doradzał, napominał, prowadził. Dlaczego to tak podkreślam? Bo jest to jedno z głównych źródeł mojej mocy. 

Pan jest twoją mocą
Wielu biskupów i kapłanów, nawet mój przełożony generalny pytają, dlaczego nie odpoczywam, nie jadę na wakacje. Od 36 lat mojego kapłaństwa nigdy nie miałem wakacji. Zobaczcie mój program: wszyscy mówią, że zwariowałem. Odpowiadam im, że rzeczywiście zwariowałem dla Chrystusa i odpoczywam dużo bardziej, niż oni, bo mój odpoczynek jest w obecności Bożej. Tam otrzymuję moc. Dlaczego śpimy, odpoczywamy? Aby uzyskać moc i ciężej pracować następnego dnia. Zazwyczaj jeśli się dobre nie wyśpimy, nie możemy pracować. Ale ja mam zupełnie inne doświadczenie, dlatego moi przełożeni mówią, że o. James jest sprzecznością. Kiedy nie śpię, więcej się modlę i mam więcej mocy. Następnego dnia mogę więcej pracować. To jest moje osobiste doświadczenie. Chrześcijanin potrzebuje mocy Bożej, szczególnie mocy Jezusa, przychodzącego w Duchu Świętym. Jeśli zaczerpniemy tej mocy rano – bo najlepszym czasem na modlitwę jest poranek – będzie ona przenikać cały dzień, chronić was od złego, strzec od grzechu i okazji do niego, a od czasu do czasu Pan będzie do ciebie mówił. Przez cały dzień będziesz w stanie wznosić swoje serce do Boga w modlitwie, nawet prowadząc samochód, pracując, chodząc. Be dzieci widzieć, jak moc przychodzi z tego głównego źródła - z Oblicza i Serca Jezusa, tak jak prąd elektryczny, płynący w przewodach. Kiedy te przewody są odcięte od głównego źródła, są martwe. To były słowa Matki Teresy. Mówiła: „Wcześnie rano modlę się przez godzinę i podłączam się do źródła mocy, tak abym cały dzień miała moc w swoim ciele, do swojej pracy. Włączam się w ten główny włącznik, jest nim Serce Jezusa, a mocą jest Duch Święty”. To właśnie czerpiemy w modlitwie osobistej. Podejmijmy więc decyzję. Znajdźmy najlepszy czas na modlitwę. Jeśli spojrzymy na Ewangelię, widzimy, że Jezus modlił się wcześnie rano, a czasami chodził na modlitwę późno w nocy. Modlił się z Apostołami, czasami z grupą Apostołów – Janem, Jakubem, Piotrem – ale było to bardzo szczególne, ze każdego dnia udawał się gdzieś sam. 

Nie bój się pustyni
Jest coś jeszcze, o czym powinniście wiedzieć: kiedy zaczniecie wzrastać w modlitwie, czasem będziecie mieli doświadczenie pustyni, czuli się sucho, nie słyszeli Słowa Bożego, żadnego pocieszenia czy pokoju. Będziecie czuli, że Bóg jest daleko. Pustynia to znaczy żadnej zieleni, zwierząt, żadnego życia. Kiedy będziecie wzrastać w modlitwie, Bóg dopuści to doświadczenie, abyście mogli wytrwać w modlitwie. Są osoby, które, doświadczając pustyni, przestają się modlić albo szukają innych metod. To się właśnie stało z siostrą, o której mówiłem: modliła się na sposób chrześcijański, katolicki, ale nie udawało jej się to, więc zaczęła korzystać z medytacji jogi. Wiele osób tak postępuje. Dlaczego Bóg to dopuszcza? Abyśmy mogli Go bardziej kochać. Teraz stoję przed wami, wiem, że mnie kochacie, jeśli podejdę do kogoś z was, to mnie przytuli, przywita, uściśnie dłoń, wyrazi swoją miłość. Wszyscy mówią: „Ojcze Jamesie, kocham cię”. Ale to, czy naprawdę mnie kochacie, będzie przeegzaminowane, kiedy będę daleko, kiedy nie będę przed waszymi oczyma, nie będziecie słyszeli mojego głoszenia, nie będziecie się ze mną modlili czy śpiewali. Będę w Indiach albo w Zatoce Perskiej – czy w tym czasie będziecie mnie kochać? To jest prawdziwa miłość. W naszym życiu modlitwy Bóg dopuści doświadczenie pustyni, czyli Swoją nieobecność, brak pocieszenia, aby sprawdzić, czy wytrwamy w miłości do Niego. Nie zawalcie tego egzaminu. Siebie samych badajcie, czy trwacie w wierze, siebie samych doświadczajcie! Czyż nie wiecie o samych sobie, że Jezus Chrystus jest w was? Chyba żeście odrzuceni (2 Kor 13,5). Mam nadzieję, że zrozumieliście znaczenie tych słów. Przez 24 godziny na dobę bądźcie przekonani, że Jezus jest z wami. To jest wiara. Jeśli w tym odniesiecie porażkę, nie zdacie całego testu. Nawet przez jedną chwilę nie powinniście myśleć, że Jezusa nie ma z wami. Powtarzam raz jeszcze: w modlitwie szukajcie Pana, a nie pociechy. Nieraz nie doświadczycie pocieszenia, ale trwajcie i szukajcie. Nigdy nie przestawajcie szukać. Szukajcie, a znajdziecie. Nawet w ciemności duszy, nawet w doświadczeniu pustyni. 

Zerwij z pokusą
Na zakończenie musimy podjąć decyzję. Tylko wtedy będziecie mogli wzrastać w charyzmatach i innych darach. Na tym kursie szkoły modlitwy osobistej Pan daje inne charyzmaty. Czytamy u św. Marka: Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony. Tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą: w imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą; węże brać będą do rąk, i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić. Na chorych ręce kłaść będą, i ci odzyskają zdrowie (16,16-18). Tak, Pan dał nam moc, aby wypędzać demony. Czasami podczas modlitwy zdajesz sobie sprawę, że zły duch przychodzi z rozproszeniem. Musisz wiedzieć, że masz moc, aby nakazać mu odejść. Kiedy zaczynasz się modlić, stajesz się senny. Niektórzy tak mają, że jak tylko zaczynają się modlić, od razu zaczynają ziewać. Inni z kolei zaczynają kaszleć lub zaczynają je boleć… uszy albo żołądek. To przynosi diabeł. On nie chce, abyś był w zjednoczeniu z Chrystusem. Musisz to zrozumieć i nakazać złemu, aby odszedł. Natychmiast naznacz oczy albo brzuch znakiem krzyża (tam, gdzie czujesz to rozproszenie) i powiedz: „Ty, duchu rozproszenia, duchu bólu, w Imię Jezusa nakazuję ci stąd odejść”. Uwierz i zobaczysz uwolnienie. I wielbij Boga. Mówię to wszystko z mojego własnego doświadczenia. Czasami nie macie żadnych problemów, a jak tylko klękniecie do modlitwy – pojawia się ból pleców albo jakieś inne rozproszenie. Nakaż więc złemu duchowi, aby odszedł. Masz tę moc. W tym celu nie potrzebujesz zgody żadnego kapłana ani biskupa, nie tylko w osobistej modlitwie, także w innych momentach. Czasami masz silną pokusę – szczególnie ci, którzy rzucili nałogi. Kiedy znów przyjdzie pokusa zapalenia, wypicia alkoholu albo masturbacji, nakaż tej pokusie, bo za każdą z nich stoi diabeł. „Ty, duchu niemoralności, duchu alkoholizmu, duchu agresji w Imię Jezusa nakazuję ci stąd odejść”. Uczyń to szczerze i z wiarą. Naznacz znakiem krzyża np. narządy seksualne i zobaczysz, że ta pokusa odejdzie. Tak musimy walczyć z diabłem. W tym celu nie potrzebujesz zgody od nikogo. Jedynie aby egzorcyzmować innych, modlić się o uwolnienie innych potrzebujesz zgody, ale żeby nakazać, żeby zły duch odszedł od ciebie, nie potrzebujesz niczyjej zgody. To właśnie mówi Pan: W imię moje złe duchy będą wyrzucać. Ale z tego powodu nie idźcie teraz do innych i nie nakazujcie, aby zły duch od nich odszedł, bo to jest praca kapłanów i egzorcystów, a nie wasza. 

Bądź świadkiem Chrystusa
Następnie Pan mówi: Na chorych ręce kłaść będą, i ci odzyskają zdrowie. Macie moc uzdrawiania innych, uwierzcie, że Bóg ją daje i korzystajcie z niej. Pan będzie przychodził i to potwierdzał. Ale oczywiście jeśli będziemy robić co dla Pana, On będzie z nami szedł. Spójrzcie na następne słowa: Po rozmowie z nimi Pan Jezus został wzięty do nieba i zasiadł po prawicy Boga. Oni zaś poszli i głosili Ewangelię wszędzie, a Pan współdziałał z nimi i potwierdził naukę znakami, które jej towarzyszyły (Mk 16,19-20). Charyzmaty nie będą dane leniuchom, którzy wygodnie siedzą i śpią, ale tym, którzy mają w sobie entuzjazm, ogień, aby ewangelizować. Przez charyzmaty Kościół umacnia się i rozszerza. Po tym, jak Jezus to obiecał, wstąpił do nieba, a Apostołowie z pełną mocą poszli głosić. Głoszenie zaś było potwierdzane tymi znakami: uzdrowienia, uwolnienia, nowego życia, modlitwy w językach i mówienia nimi; pojawiały się niebezpieczeństwa, a nic im się nie stało, bo byli okryci łaską. Nawet trucizna nie mogła ich dotknąć. Doświadczyli tego jednak dopiero wtedy, kiedy poszli. Kiedyś był czas, kiedy głosiłem wiele rekolekcji dla sióstr w Kerali. Pytały one: „Ojcze, czemu nie otrzymujemy tych charyzmatów, jak świeccy?”. Odpowiadałem im, że świeccy chodzą i głoszą Ewangelię, a one siedzą w zakonie i nic nie robią. „Idźcie ewangelizować, a Pan pójdzie z wami”. Jedna siostra stwierdziła: „Przecież się modlimy…”. „I dobrze, Pan dał wam dar modlitwy, a nie dar uzdrawiania, głoszenia czy nauczania. W tym celu trzeba wyjść.”. Najpierw trzeba pójść, a Pan będzie z tobą. Nie czekaj, aż On przyjdzie, a dopiero ty pójdziesz. Tak zawsze działa Bóg. Dajemy swoją współpracę, a On idzie z nami. Idź, jestem z tobą – to mówi Pan. Zobaczycie, że coraz bardziej będziecie wzrastać w charyzmatach. Ale ilekroć myślicie o nich, na pierwszym miejscu postawcie owoce, bo to właśnie one upodabniają was do Chrystusa. Nie wiem, czy już o tym opowiadałem, ale kiedyś, kiedy leciałem z Indii do Europy, obok mnie w samolocie siedział hinduski fanatyk, parlamentarzysta, który chciał wprowadzić ustawę zakazującą nawracania wyznawców hinduizmu. Nie bardzo wiedziałem, jak z nim rozmawiać, ale oczywiście modliłem się za niego. On przełamał lody i zaczął mówić. Spytał mnie, czy jestem chrześcijaninem. „Jestem księdzem katolickim, przecież widzisz” – odparłem. Zapytał: „Czy widziałeś Jezusa?”. Odpowiedziałem, że zawsze Go widzę. „Ja również Go dwukrotnie spotkałem”. Hinduski fanatyk mówi, że dwa razy spotkał Jezusa! Byłem bardzo zaciekawiony, więc spytałem, kiedy i gdzie. „Spotkałem Go dwukrotnie w Kalkucie”. Wiecie, że jaki czas temu to miasto było utożsamiane z Matką Teresą. Natychmiast zrozumiałem, że to właśnie ją spotkał. Opowiedział mi, że podróżował tam wraz z premierem i ochroniarz powiedział mu: „Weź lornetkę i spójrz na kobietę tam, na ulicy”. „Zrobiłem tak i zobaczyłem siostrę, która oczyszczała trędowatego. Nie używając rękawiczek, zbierała robaki, czyściła rany. Powiedziałem premierowi: »To nie jest kobieta, to jest Chrystus«. Od tej chwili chciałem zobaczyć ją z bliska. Poszedłem do jej domu starców i tam zobaczyłem Jezusa bezpośrednio. Zobaczyłem, jak chodziła wokół chorych, obmywała rany, czyściła je, całowała. Zapytałem: »Dlaczego nie używasz rękawiczek, złapiesz infekcję«. Odparła: »Jestem w Jezusie, a On jest we mnie. Żadne zakażenie mnie nie dotknie«”. Ten minister powiedział: „Gdyby ludzie chcieli mi dać miliard dolarów, nie byłbym w stanie tego robić”, a Matka Teresa na to: „Gdybym miała dostać miliardy dolarów, też bym tego nie robiła. Robię to, ponieważ w nich widzę Chrystusa. Ja również jestem w Chrystusie”. I ten fanatyk hinduski pokazał mi torebkę z ziemią i powiedział: „To jest ziemia, po której chodził Jezus”. Ilekroć Matka Teresa mówiła, była utożsamiana z Jezusem. To nie była ziemia z Jerozolimy, tylko z Kalkuty, z otoczenia tego domu starców. Ten minister powiedział: „Ilekroć mam ze sobą tę relikwię (w tym czasie Matka Teresa jeszcze żyła, ale mimo wszystko ten hinduista miał szacunek dla tej ziemi i przechowywał ją jak relikwię), jestem bezpieczny i widzę obecność Jezusa”. Spytałem więc, dlaczego nienawidzi chrześcijan i wprowadził ustawę przeciwko nawróceniom. Jego twarz się zmieniła: „Ojcze, w żadnym chrześcijaninie nie widzę Chrystusa. Gdyby wszyscy oni byli jak Matka Teresa, całe Indie byłyby chrześcijańskie”. Nie mogłem nic powiedzieć. To był punkt do mojej medytacji, refleksji. Jest wielu anonimowych chrześcijan pośród wyznawców hinduizmu, także wśród muzułmanów, ale publicznie nie chcą się do tego przyznawać, ponieważ chrześcijanie dają zły przykład, ich zachowanie nie jest właściwe. To się dzieje również dzisiaj. Anonimowo wierzą w Chrystusa, tak jak Mahatma Ghandi. Zawsze powtarzał, że kocha Chrystusa, idzie za Nim. Nawet kiedy umarł, pod jego poduszką było Pismo Święte. Kiedy jego uczniowie przychodzili, też je otwierał i czytał. Ale nie został ochrzczony, ponieważ jego doświadczenie w Europie oraz z Europejczykami w Ameryce Południowej było sprzeczne z nauczaniem Chrystusa. Pewnie znacie tę historię: kiedy mieszkał w RPA, kupił bilet na pociąg i podróżował w przedziale dla pierwszej klasy. Angielski policjant wykopał go z tego przedziału, bo „czarnym” nie wolno było podróżować pierwszą klasą. Pokazał bilet, ale tamten wołał: „Czarni poza pierwszą klasą!”. Upadając, wybił dwa zęby. Ghandi dotknął stóp tego policjanta i powiedział: „Przebacz mi, nie wiedziałem”. Kto okazał się chrześcijaninem? Policjant, który go wykopał, czy Ghandi? To się dzieje dzisiaj na świecie. 
Idźmy więc za Jezusem i bądźmy autentycznymi chrześcijanami. Tylko wtedy ludzie w naszych domach, w naszym otoczeniu, którzy nie wierzą, pomyślą o tym, żeby jednak uwierzyć w Chrystusa i wrócić do Kościoła. Musimy dawać dobry przykład. Muszą widzieć drugiego Chrystusa w tobie i we mnie. Pomyślmy o tym. 

Podejmij decyzję
Zamknijmy oczy. Dziękujmy Panu za ten dzień, za te rekolekcje. Podejmijmy decyzję o modlitwie osobistej, czasie w samotności z Panem. Tam będziecie wzrastać w owocach, darach i charyzmatach. Znacie swoje życie. Być może jesteś nauczycielem, lekarzem., pielęgniarką, gospodynią domową, rolnikiem, pracujesz w biurze, a może nie masz pracy, może żyjesz w małżeństwie albo jesteś osobą samotną, siostrą zakonną, kapłanem. Wiesz, kim jesteś. Zobacz 24 godziny twojego dnia i znajdź czas na modlitwę w samotności. Daj Panu najlepszy czas. Nie mów: „Jeśli będę miał czas, to się pomodlę”. To oznacza: „Jeśli mi zostanie trochę czasu, to…”. Pan nie chce resztek. Być może wcześnie rano chciałbyś wygodnie spać pod kołderką, bo najlepszy czas twojego snu to wczesny poranek; może późno wieczorem – Pan prosi, abyś w tym najlepszym czasie był z Nim. Daj Mu to. Zdecyduj się na porę, pytając Pana, a On ci powie teraz albo za jakiś czas. Ustal ten czas wraz z Nim. Potem On będzie cie regularnie budził o tej porze. 
Panie Jezu, wielbię Cię, dziękuję Ci. Pomóż każdemu tutaj dzięki Twemu Duchowi wybrać porę na modlitwę osobistą. Wiele osób myśli w swoim sercu, że nie ma czasu. Panie, Ty każdemu dałeś 24 godziny, także papieżowi czy mnie. Nikogo nie dyskryminujesz pod tym względem. Panie, pozwól nam korzystać ze swojego czasu, nie pozwól nam źle go używać. Pomóż moim braciom i siostrom ustalić porę, aby weszli do izby swojego serca, by trwać w samotności, modlić się i odnaleźć źródło mocy i siły, a dzięki temu żyć jako autentyczni katolicy i chrześcijanie, bez kompromisów z szatanem i z ciemnością, z grzechem; chodząc w świetle, w łasce. Maryjo, dobra Matko, módl się za tych ludzi, aby każdy z nich znalazł dobry czas na rozmowę z Twoim Synem, Jezusem. Przyjdź, Duchu Święty i daj dar modlitwy każdemu z nich, obudź ich o porze, którą sobie wybrali. Pomóż, aby rozpoczynali dzień od powitania Ciebie i cały dzień spędzali w Twojej mocy i w ten sposób stali się święci, zawsze żyli zgodnie z wolą Bożą. Dziękuję Ci, Duchu Święty, dziękuję, Panie.