Nauka Krzyża

Kto chce być Barankowi poślubiony, musi dać się wraz z Nim przybić do krzyża. Wszyscy oznaczeni Krwią Baranka, to znaczy wszyscy ochrzczeni, jesteśmy do tego powołani, lecz nie wszyscy rozumiemy Jego wezwanie. Iść za Chrystusem to coraz wierniej Go naśladować; to wezwanie brzmi przenikliwie w duszy i żąda jednoznacznej odpowiedzi.
                                              św. Teresa Benedykta od Krzyża (Edyta Stein), Z własnej głębi

Jako uczniowie Jezusa chcemy naśladować swojego Mistrza, ale na ile jesteśmy radykalni w naszym postępowaniu? Czy jesteśmy gotowi na przyjęcie nauki krzyża? Temat cierpienia, chociaż znany każdemu z autopsji, nie wydaje się zbyt pociągający. Czyż nie wystarczy, że Jezus umarł za nasze grzechy i otworzył nam na nowo bramy raju? Św. Edyta Stein w Wiedzy krzyża, odwołując się do nauczania św. Jana od Krzyża, ukazuje nam Boży plan: Chrystus zbawia dusze i sobie poślubia tymi samymi środkami, przez jakie ludzka natura uległa zepsuciu i zatraceniu. Jak przez owoc zakazanego drzewa w raju została ona skażona i wydana na zagładę, tak na drzewie krzyża dokonało się jej odkupienie i naprawienie. 
Jeśli się chce uczestniczyć w życiu Chrystusa, trzeba wraz z Nim przejść śmierć krzyżową: podobnie jak On ukrzyżować własną naturę przez umartwienie i zaparcie się siebie oraz wydać się na ukrzyżowanie w cierpieniu i śmierci, tak jak je Bóg ześle lub dopuści. Im doskonalsze będzie to czynne i bierne ukrzyżowanie, tym głębsze zjednoczenie z Ukrzyżowanym i bogatszy udział w życiu Boga.

Ten proces rozciągnięty jest na całe nasze życie. Na mocy chrztu świętego wszyscy jesteśmy wezwani, aby pójść tą drogą ku pełnej wolności. Czyż nie wiadomo wam, że my wszyscy, którzyśmy otrzymali chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć? Zatem przez chrzest zanurzający nas w śmierć zostaliśmy razem z Nim pogrzebani po to, abyśmy i my wkroczyli w nowe życie - jak Chrystus powstał z martwych dzięki chwale Ojca (Rz 6,3-4). A zatem od momentu chrztu świętego mamy wzrastać w zrozumieniu i wypełnieniu tych zadań. Niestety, skłonność do grzechu trwa w nas i musimy podjąć świadomą współpracę z łaską, aby stawać się nowym stworzeniem. To wiedzcie, że dla zniszczenia grzesznego ciała dawny nasz człowiek został razem z Nim ukrzyżowany po to, byśmy już więcej nie byli w niewoli grzechu (Rz 6,6). Jednak nie wystarczy sama świadomość, że zostaliśmy wyzwoleni z jego jarzma, musimy otworzyć się na moc Ducha Świętego, aby doświadczyć wolności w Nim. On też stopniowo wprowadza nas w proces oczyszczenia, który jest niezbędny do realizacji nowego życia na wzór Syna Bożego. 
Nie można poprzestać tylko na nawróceniu. Aby wytrwać trzeba nieustannie umierać dla siebie, każdego dnia pokonywać opór skażonej natury. Poddanie się procesowi oczyszczenia zmysłów i ducha jest niezwykle bolesne. Św. Jan od Krzyża w Drodze na Górę Karmel daje ciekawą interpretację słów Jezusa z Ewangelii św. Mateusza: „Jakże ciasna brama i wąska jest droga, która wiedzie do żywota i jak niewielu jest takich, którzy ją znajdują”. W tych słowach musimy zwrócić uwagę na podkreślenie i nacisk zawarty w wykrzykniku: jakże! - co innymi słowy znaczy: zaiste bardzo jest wąska droga, węższa, niż sądzicie. Niewiele osób chce dać ukrzyżować swoje ciało z jego namiętnościami. Na różne sposoby próbujemy zachować coś dla siebie – własnej wygody, przyjemności czy próżności. Znajdujemy szereg sposobów na samousprawiedliwianie takich zachowań. Należy również zauważyć, że najpierw jest mowa o „ciasnej bramie”. Albowiem dusza, jeśli chce wejść w tę bramę Chrystusową, która jest początkiem drogi, musi najpierw uwolnić i ogołocić wolę ze wszystkich rzeczy zmysłowych i doczesnych, i ukochać Boga ponad nie wszystkie. Odnosi się to do nocy zmysłów, jak już mówiliśmy. Z tłumów, które szły za Jezusem, gdy uzdrawiał, uwalniał, cudownie rozmnażał chleb, niewielu znalazło się pod Jego Krzyżem. Nawet spośród licznie zgromadzonych na Górze Oliwnej i oglądających na własne oczy Zmartwychwstałego, tuż przed Jego Wniebowstąpieniem wielu w Niego powątpiewało. Mimo upływu dwóch tysięcy lat nic nie zmieniło się w tej materii. Ludzie masowo szukają uzdrowienia, ale tylko nieliczni chcą wdrożyć w życie zasłyszane nauki Jezusa. Następnie mówi, że „wąska jest droga”, rozumie się doskonałości. Dla postępu bowiem na drodze doskonałości nie tylko trzeba wejść przez ciasną bramę oczyszczenia zmysłowego, lecz również ograniczyć się, wyzbywając się i uwalniając całkowicie od tego, co odnosi się do części duchowej. Słowa „ciasna brama” możemy bowiem odnieść do części zmysłowej człowieka, a „wąska droga” możemy stosować do części duchowej, czyli rozumowej. Słowa zaś „niewielu jest tych, którzy ją znajdują” wskazują na przyczynę; jest nią to, iż tylko mała liczba dusz umie i chce wejść w owo oderwanie się i ogołocenie duchowe. 
Oczyszczenie duchowe jest jeszcze głębsze i bardziej bolesne od zmysłowego. Dotyczy osób, które idą już za Jezusem, chcą Mu służyć, ale z wielkim trudem przyjmują oschłości jako naturalny przejaw życia duchowego. Na tym etapie ujawnia się to, czy szukamy Boga dla Niego samego, czy jest w nas jakaś przymieszka pragnienia własnej chwały. Jeśli jednak damy się przeprowadzić przez ten ogień oczyszczający - który św. Jan od Krzyża porównuje z czyśćcowym - dochodzimy do samego korzenia grzechu w nas, do zastarzałych plam na duszy, jakimi są złe skłonności, które mocą żaru Miłości zostają unicestwione. Owocem tego procesu jest głęboka, wewnętrzna wolność, uzdalniająca nas do coraz większej dyspozycyjności w pełnieniu woli Bożej.
W Dzienniczku św. Faustyny znajdujemy słowa, które rzucają pewne światło na jedno ze źródeł tego, że odczuwamy w życiu cierpienie. Wielka miłość rzeczy małe umie zmieniać na rzeczy wielkie i tylko miłość nadaje czynom naszym wartość, a im miłość nasza stanie się czystsza, tym ogień cierpień mniej będzie miał w nas do trawienia, i cierpienie przestanie być dla nas cierpieniem. – Stanie się nam rozkoszą. Za łaską Bożą teraz otrzymałam to usposobienie serca, że nigdy nie jestem tak szczęśliwa, jak wtenczas, kiedy cierpię dla Jezusa, którego kocham każdym drgnieniem serca. Miłość własna sprawia, że często odczuwamy cierpienie wtedy, gdy inni ją ranią świadomie lub nieświadomie. Proces oczyszczenia prowadzi nas poprzez oderwanie się od siebie do przemiany serca w taki sposób, że bolesne słowa czy sytuacje przestają nas dotykać. Duch Święty, który ukierunkowuje naszą miłosną uwagę wyłącznie na Boga, sprawia, że przekraczamy samych siebie i wznosimy się w coraz większej wolności duchowej ponad rzeczy przemijające.
Św. Teresa Benedykta od Krzyża przypieczętowała swoją drogę naśladowania Chrystusa śmiercią męczeńską w komorze gazowej Oświęcimia. Ukazuje to nam jeszcze jeden wymiar cierpienia, który - jak to sama określiła - nie wszyscy rozumiemy. To udział w zbawczej misji Jezusa, o której On tak mówił do św. Faustyny: Kiedy konałem na krzyżu, nie myślałem o sobie, ale o biednych grzesznikach i modliłem się do Ojca za nimi. Chcę, ażeby i ostatnie chwile twoje były zupełnie podobne do Mnie na krzyżu. Jedna jest cena, za którą się kupuje dusze – a tą jest cierpienie złączone z cierpieniem moim na krzyżu. Miłość czysta rozumie te słowa, miłość cielesna nie pojmie ich nigdy. Odpowiedź na to wezwanie leży na dnie naszych serc i zarysowuje się w miarę poddawania się oczyszczeniu oraz przeobrażeniu mocą Ducha Świętego. Dokonuje się ono w sposób całkowicie wolny i nieograniczony w czasie, który jest nam, przez Bożą Opatrzność, dany.

Dagmara Krzyżanowska
Artykuł opublikowany w  Posłanie 6/2019