Ofiarowany Maryi

Wspomnienie o o. Józefie Kozłowskim SJ

Zakonne zwołanie ojców jezuitów - Ad majorem Dei gloriam - o. Józef Kozłowski SJ wcielał w swoje życie kapłańskie i zakonne w sposób bardzo konsekwentny. Postawa wierności związana była w dużej mierze z jego zafascynowaniem Niepokalanym Poczęciem, z tajemnicą Wcielenia Słowa Bożego w ciało Maryi. Nieustannie starał się być blisko Matki Bożej, której Syn wiszący na Krzyżu polecił Kościół. Maryja była w rodzinie ojca Kozłowskiego czczona różańcem przez kilka pokoleń. 
Znaczącym dowodem miłującej uwagi Maryi wobec osoby o. Józefa jest ofiarowanie go w 40 dni po urodzeniu w świątyni parafialnej. Uczyniła to jego matka – nosząca imię Maria – przed obrazem przedstawiającym Bolesne Serce Maryi, w którym utkwione jest siedem mieczy. Mama ojca Józefa doświadczyła wówczas płomiennej modlitwy, natchnionej przez Ducha Świętego, płynącej z jej serca poruszonego łaską. 
Drugim ważnym momentem, wskazującym na upodobanie sobie przyszłego jezuity przez Maryję, jest to, że matka o. Józefa nie tylko nie sprzeciwiała się decyzji syna odnośnie do dalszej edukacji - mimo że w gospodarstwie rolnym pomoc młodego mężczyzny była bardzo cenna - ale też potrafiła czynnie zadbać o to, by pokonał zewnętrzne trudności i trafił do szkoły kształcącej młodych jezuitów.
Duch Święty już w trakcie studiów inspirował o. Józefa do zainteresowania się osobą Maryi i poznawania Jej poprzez modlitwę medytacyjną i lekturę. Dzięki temu zapoznał się z Traktatem o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny autorstwa św. Ludwika Marii Grignion de Montforta. Głęboko poruszony słowami św. Ludwika oddał się w niewolę Maryi. Kilka lat później na Jasnej Górze zawierzył Maryi grupy charyzmatyczne, którymi się opiekował. Jak sam też wspominał, był jedną z kilku osób (wśród których był też przedstawiciel ówczesnego rządu PRL – miało to miejsce w latach lata 80. XX wieku!), które oddały naszą ojczyznę Jasnogórskiej Pani. Spisany jest dokument na ten temat. 
Z inicjatywy Matki Bożej o. Kozłowski zorganizował w czasie swoich studiów grupę kleryków, która podjęła duchową formację przez zgłębianie życia Maryi. 
Zachwyt Jej postacią był impulsem, aby przybliżać wiernym Jej osobę. Czynił to w głoszonych homiliach i w czasie wielu rekolekcji (m.in. w zakonach żeńskich) w różnych miejscowościach  w Polsce i zagranicą. Sam wiernie praktykował codziennie modlitwę różańcową. Cenił ją bardzo, uczył jej w czasie pielgrzymek (m.in. grup Odnowy w Duchu Świętym z Torunia na Jasną Górę, do Świętej Lipki, na Święty Krzyż). Gdy był już tak zmęczony, że czuł potrzebę, by ktoś go wsparł w tej modlitwie, potrafił poprosić o pomoc, by zachować wierność Maryi w danym dniu. Ojciec był też wierny modlitwie ignacjańskiego rachunku sumienia, codziennej kontemplacji Słowa Bożego i modlitwie w językach. Lubił też śpiewać, co zaowocowało później przygotowywaniem młodych osób do oddawania czci Bogu w pieśniach pełnych Ducha.
W jednym ze spotkań z Maryją usłyszał: „Każdy dar jest dany dla wspólnego dobra”. Głęboka refleksja (charakterystyczna cecha o. Józefa) nad słowami Matki Bożej zmotywowała go do organizowania cyklicznych spotkań osób zaangażowanych w ruch Odnowy w Duchu Świętym w postaci Forum Charyzmatycznego w Łodzi. Jedno z tych ogólnopolskich, a z czasem także międzynarodowych spotkań, poświęcone było przybliżeniu osoby Maryi. Konferencje na forum głosili zapraszani znani na świecie ewangelizatorzy, a także polscy mówcy, którzy byli starannie dobierani przez o. Józefa i zaprzyjaźnionych młodych duchem jezuitów oraz świeckich. Każde wydarzenie było rozeznawane przez Ojca i jego współpracowników. Z szacunkiem i podziwem spoglądałam, jak klerycy, jezuici i świeccy rezygnowali z wakacyjnych urlopów, aby móc ofiarować swoją pomoc wolontariacką i służyć charyzmatami na rekolekcjach czy też w przygotowaniach do mszy św. dla chorych lub w czasie wyjazdów ewangelizacyjnych. Osoby te uczyły się ofiarności i odpowiedzialności i czynią to z potrzeby serca do dzisiaj. 
Ojciec Józef podkreślał często rolę, jaką Maryja – Niepokalane Poczęcie – spełniała, upraszając mu różne dary i talenty konieczne do pisania książek. W pozycji poświęconej Matce Bożej – Z Maryją w życie w Duchu Świętym – pisał, że Maryja oczekiwała na ukazanie Jej w Odnowie Charyzmatycznej, precyzując to pragnienie 8 grudnia 1993 roku. Ojciec wspominał, że w tym dniu, słuchając, co mówi Duch Święty, uświadomił sobie Jej szczególną asystencję w święto Niepokalanego Poczęcia. Poprosił Ją wówczas o scenariusz do książki, w której mógłby ukazać Jej obecność po to, aby spłacić potrójny dług wdzięczności wobec dokonującego się Bożego objawienia. We wstępie o. Kozłowski napisał: Dzień 8 grudnia stał się jakby stałym elementem w mojej współpracy z Bogiem jako dzień szczególnego udzielania się Ducha Świętego. W końcowej części książki stwierdził, że Maryi bardzo zależy na osobach konsekrowanych, bo zostały one powołane przez Jezusa do wyłącznej służby i przyjaźni z Nim, a przez to są Jego widzialnym znakiem we wspólnocie Kościoła. Są one posyłane do świata, by głosić Dobrą Nowinę o zbawieniu. Ojciec pisał: Tak jak Maryja przepełniona Duchem Świętym działała pod Jego wpływem, tak potrzeba, aby siostra zakonna czy osoba konsekrowana na nowo zaprosiła Ducha Świętego i przyjęła Jego dar dla świadectwa wiary.
Niewiele osób wie, że o. Kozłowski jako przedstawiciel Polski uczestniczył w spotkaniach formacyjnych europejskich jezuitów zaangażowanych w Odnowę Charyzmatyczną (C.E.L.).. Na jednym ze spotkań przedstawił referat na temat łączenia ćwiczeń duchownych św. Ignacego z elementami posługi charyzmatycznej. To prekursorskie doświadczenie stosowane na rekolekcjach ignacjańskich w Wolborzu, ich przebieg oraz owoce duchowe przyjęte zostały z dużym zainteresowaniem i aprobatą. Ten rodzaj rekolekcji, który w swojej istocie nie odbiegał od propozycji św. Ignacego Loyoli, lecz nasycony modlitwami do Ducha Świętego i posługą charyzmatami, którymi Duch Święty obdarzył dających rekolekcje, jest de facto realizacją słów Chrystusa: (…) każdy uczony w Piśmie, który stał się uczniem królestwa niebieskiego, podobny jest do ojca rodziny, który ze swego skarbca wydobywa rzeczy nowe i stare (Mt 13,52).
Miałam dar doświadczania duchowej opieki ojca Józefa przez 27 lat - comiesięczne spowiedzi, rozmowy duchowe zarówno indywidualne, jak i w grupach osób posługujących w różnych przedsięwzięciach wiary, homilie, rekolekcje w domu rodzinnym Ojca w Woli Lipienieckiej i w Wolborzu, wspólne wyjazdy ewangelizacyjne i gościny w domach zaprzyjaźnionych osób, a nawet w wydarzeniach rekreacyjnych w przerwach między tygodniami ćwiczeń. Był także gościem w moim miejscu pracy z racji jubileuszu grypy „Pojednanie”. Ten czas był wykorzystany na głębszą refleksję nad Odnową Charyzmatyczną. To bogactwo kontaktów upoważnia mnie do napisania słów o wyjątkowości osoby i dzieła Ojca. Ta wyjątkowość to nie tylko obfitość obdarowań charyzmatycznych ze strony Ducha Świętego i wyraźna asystencja Maryi. Można wiele otrzymać, a równocześnie niewiele starać się o królestwo Boże, dbając głównie o własne zyski duchowe czy materialne. Tego nie można powiedzieć o ojcu Józefie. Wyróżniała go postawa ciągłej gotowości do pomocy człowiekowi, nieustanna czujność i refleksja, co można uczynić lepiej, by pomóc mu poznać i pokochać Boga Ojca, pojednać go z Bogiem. Sam o sobie mówił, że nigdy nie udało mu się wyspowiadać więcej niż 15 osób dziennie. Na rekolekcjach każdy pragnął jego spowiedzi, modlitwy, rady. O ofiarności ojca Józefa świadczy także to, że gdy był wielokrotnie nękany telefonami przez liderkę grupy satanistycznej, budzącymi go w nocy, nie wyłączał telefonu, ale podejmował rozmowę, chociaż sytuacja powtarzała się każdej nocy przez dłuższy czas. Cierpliwa miłość zwyciężyła. Osoba przeżyła metamorfozę i znalazła się w jednej z grup Odnowy w Duchu Świętym. 
Zawsze dbał o innych bardziej niż o siebie. Pozwalał osobom, których nie upoważniał do mówienia mu po imieniu, aby to czyniły, uzasadniając: „Niech mówią, jak chcą, byleby tylko się nawrócili”. Mimo że świadomie skracał między sobą a nami dystans, cieszył się szacunkiem i wielkim autorytetem. Słuchał człowieka z wielką uwagą. Słuchał sercem w Duchu Świętym. Nie tyle identyfikował się z pełnioną rolą spowiednika czy ewangelizatora, proboszcza czy superiora, ile starał się rozumieć i współodczuwać bez czułostkowości. Nieustannie modląc się w Duchu Świętym, troszczył się o to, by ani jego, ani nasze serca nie stwardniały. Uniknął legalizmu, który przenika różne profesje, gdyż coraz bardziej czcimy bożka samorealizacji i sukcesu, słuchając przede wszystkim siebie. Ojciec podkreślał niszczącą rolę tzw. względów ludzkich, czynienia czegoś „ze względu na względy”. Nie bał się być posłuszny natchnieniom Ducha Świętego, świadomy, że wiatr wieje kędy chce, a nie pod dyktando ludzkich chęci i upodobań. Kochał i służył. 
Jedną z  cech wyróżniających Ojca była jego uważna troska o czystość własnych intencji. Natomiast o tym, że Pan Jezus uznawał go za człowieka czystego, miałam okazję usłyszeć od ojca Roberta Faricy’ego w czasie modlitwy nade mną i Zosią – siostrą o. Józefa. Kapłan przekazał nam te słowa, prosząc, abyśmy powiedziały o nich Ojcu. Chodziło o pokrzepienie jego serca, ponieważ był to dla niego szczególnie trudny czas podważania jego wiarygodności kapłańskiej przez ludzi złej woli tworzących zamęt wokół jego osoby. Był dla wielu znakiem sprzeciwu.
Wielu mówiło o Ojcu z podziwem jako o „uzdrowicielu”. Bardzo sprzeciwiał się tej tendencji, publicznie wyjaśniając, że to Jezus leczy. Podkreślał, że fundamentem naszego życia jest Jezus Chrystus, przypominając: Cóż masz, czego byś nie otrzymał? A jeśliś otrzymał, to czemu się chełpisz, tak jakbyś nie otrzymał? (1 Kor 4,7). Starannie korygował wypowiedzi, prostując nasz ludzki sposób myślenia tak, aby nie sobie, ale Bogu oddawać chwałę, nie przypisywać sobie zasług i nie chełpić się z powodu „sukcesów ewangelizacyjnych”. Przypominał nam: (…) nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie (Łk 10,20). Uważał, że właściwym kryterium naszej posługi powinno być to, czy nasz rozmówca po spotkaniu z nami czuje się bardziej radosny, jest życzliwiej i serdeczniej usposobiony do innych, odczuwa większy pokój serca niż przed rozmową.
Zwykle opanowany, reagował stanowczo, gdy ktoś traktował drugiego wyniośle, stawiając siebie na piedestale lepiej wiedzącego i tonem wyższości pouczającego o swojej racji. Był przeciwnikiem pychy. Potrafił przeprosić rozmówcę, gdy zreflektował się, że uczynił coś niewłaściwego. Czasem człowiek nie miał nawet pojęcia, za co został przeproszony, jeśli nie spytał o przyczynę.
Na początku swojej duchowej drogi ojciec Józef Kozłowski SJ w rozmowie z Ukrzyżowanym Jezusem poprosił: „Uczyń mnie przedłużeniem Twoich ramion” i został wysłuchany. Jego życie i śmierć to białe męczeństwo. Umiłował do końca, realizując zakonne wezwanie: „Na większą chwałę Bożą” i spełniając prośbę Maryi skierowaną do sług w Kanie Galilejskiej: „Uczyńcie, co wam mówi Syn” (por. J 2,5).

Kalina Adamowicz
Artykuł opublikowany w Posłanie 3/2017