Rozpalić serce

Z ks. Rafałem Krauze MIC, duszpasterzem młodzieży przy  sanktuarium Matki Bożej Bolesnej Królowej Pokoju w Licheniu i opiekunem duchowym wspólnoty „Ekipa dla Jezusa”, rozmawia Tomasz Kalniuk.

Cz. I

Księże Rafale, o nowej ewangelizacji słyszymy już od długiego czasu. To wyrażenie jest odmienianie przez wszystkie przypadki, może już niektórych irytować. Czym dla Księdza jest nowa ewangelizacja i jak Ksiądz zetknął się z tym nurtem?

Zacznę od drugiego pytania: wynika to z życia. Gdy przez 5 lat pracowałem w Lublinie, w mojej pierwszej parafii, przygotowywałem młodzież do bierzmowania. Chociaż starałem się robić to dobrze, szukałem animatorów, programów, to jednak po 5 latach przyszła mi refleksja: kto z tych młodych pozostał w Kościele?

Niepokoiło to Księdza, że wiele osób odchodzi z Kościoła?

Bardziej martwiłem się tym, że chcąc przygotować osoby do bierzmowania, nie mam narzędzi. Czy Ewangelia nie działa? Przecież nie. Co więc robię nie tak, że z tych 150 osób niewiele zostaje? Do Kościoła chodzą te osoby, które i tak chodziły wcześniej. Z tej niewiedzy zaczęły się poszukiwania. Potem, kiedy byłem na drugiej parafii, w Elblągu, jeden z księży powiedział, że chce wziąć udział w Ogólnopolskiej Szkole Ewangelizatorów. To wieloletnia już inicjatywa Zespołu Komisji Episkopatu Polski do spraw Nowej Ewangelizacji. Postanowiłem, że też z tego skorzystam, bo czułem, że to jest coś, co jest dla mnie ważne, potrzebne. Na początku, będąc na parafii, nie myślałem o ewangelizacji. Owszem, w ogólnym sensie wszyscy się nią zajmujemy, ale, przychodząc na parafię, chciałem robić to, co tam się robi najlepiej, jak potrafiłem. Miałem pracę z młodzieżą, więc szukałem jej, próbowałem ją zebrać, coś dla nie j zrobić, miałem też inne grupy, uczyłem w szkole. Z czasem jednak przychodziła mi refleksja, że chociaż staram się to robić, to jednak do końca to nie działa. Potrzebuję nowych narzędzi, perspektywy. Dlatego właśnie wziąłem udział w  Szkole Ewangelizatorów. Trwała ona dwa lata, i to było dla mnie bardzo dobre doświadczenie. Zetknąłem się ze środowiskami, które zajmują się nową ewangelizacją w całej Polsce. Mogłem też coś sobie uściślić: Nowa Ewangelizacja jest terminem używanym dzisiaj w wielu różnych miejscach, ale jeśli zastanowimy się, do kogo jest kierowana, to trzeba zauważyć, że odbiorą jest ten, kto był ochrzczony, ale stracił wiarę, nie ma go w Kościele. Nie znajdziemy go w kościelnych ławkach, nie siedzi z nami. Przychodzi czasem na wielkie święta, na święconkę, pasterkę, pogrzeb, ślub, ewentualnie do kancelarii po jakieś zaświadczenie. Nie trzeba się na to obrażać – wtedy możemy nawiązać z nim kontakt. Tu jest kierowana nowa ewangelizacja. Przyszła mi taka refleksja, że większość mojej posługi parafialnej zazwyczaj dzieje się w kontekście parafii, czyli tych, którzy przychodzą. Staram się im służyć, pracuję z nimi, ale nie myślę o tych, których nie ma. Bardzo mocno dotarły do mnie słowa Jezusa (Łk 15), że pasterz zostawia w zagrodzie 99 owiec i szuka jednej zagubionej. Gdzie jest Jezus, tam jest zagubiona. Zagroda jest symbolem Kościoła. W Elblągu do Kościoła chodzi 20% parafian, reszta – nie, wiec zgodnie z logiką Ewangelii powinienem się zająć tymi 80%, pójść do nich, a ja zajmuję się tą resztą. 

A do tego trzeba innych narzędzi…

Innej perspektywy. Zaczęło to do mnie mocno docierać, podobnie jak to, co mówi Ojciec Święty Franciszek o nawróceniu pastoralnym. W Ewangelii gaudium napisał, że chciałby, aby cały Kościół stał się misyjny. W mojej rzeczywistości oznaczało to: „cała parafia”. Tymczasem parafia nastawiona jest na to, aby obsłużyć tych, którzy do niej przychodzą. Żeby przestawić ją na misyjność, czyli żeby wyszła do tych, których w Kościele nie ma, trzeba by przestawić całe nasze duszpasterstwo. Potrzeba nawrócenia, zmiany sposobu myślenia na ewangeliczny. Kiedy czytam Ewangelię, widzę jak całe miasto jest wzburzone, bo Jezus poszedł do Zacheusza, grzesznika. Powinien zostać z nimi, być dla nich. Jezus idzie mimo to. Mówi też do uczniów: Idźcie (…) do owiec, które poginęły z domu Izraela (Mt 10,6). Mocno to do mnie dociera. Nie chcę negować misji parafii, bo tymi, którzy są w Kościele, też trzeba się zająć, ale papież Franciszek zwraca uwagę, że zamiast obsługiwać, trzeba ich rozbudzić, aby wyszli razem z tobą: „Wyjdź z ławki kościelnej, idź do zagubionych. Ty możesz tam dotrzeć”. Rekolekcje szkolne to rzeczywistość, w której widać, że wiele osób nie chodzi do kościoła. Potem, przygotowując rekolekcje, dawałem duże pole młodzieży. To oni głosili, dawali świadectwo, robili scenki, podchodzili i rozmawiali, rozmowy przenosiły się na Facebooka… – i widziałem, że to działa. To nie ja jako kapłan mam tylko iść, ale jako kapłan odpowiedzialny za Kościół mam go przygotować, zachęcać i motywować, aby wyszedł razem ze mną. 

Zdiagnozował więc Ksiądz, całkiem słusznie, niedobory tego, co zastał na parafii. Stwierdził, że nie ma odpowiednich narzędzi, zmienił perspektywę patrzenia na to, do kogo ma wychodzić. Czy Księdza to nie przerosło, nie podłamało, że jest taka sytuacja, a Ksiądz jest sam, może z garstką osób? Jak Ksiądz w takiej sytuacji się zachował?

Ojciec Święty Franciszek pisał o tym w Evangelii gaudium: czasami jest tak w Kościele, że wolimy być generałami pokonanych wojsk niż przywódcami małej jednostki, która jednak ciągle walczy. Spójrzmy, od czego to się zaczęło: od Dwunastu, którzy się rozproszyli pod Krzyżem. Został tylko jeden. Po ludzku to słabe komando. A potem doświadczenie zmartwychwstania Chrystusa, zesłania Ducha Świętego – i ich wyjście do ludzi. Początek Kościoła to małe wyspy pośród świata, na początku tylko wspólnoty w miastach. A jednak po jakimś czasie ten ogień rozszedł się. Dlatego nie ma poczucia klęski. Wolę pracować z tymi, którzy są rozpaleni i wychodzą, stają się ambasadorami tam, gdzie są i zapalają innych - niż mieć rzesze. Nie neguję tłumów, takie spotkania również są ważne i potrzebne, wtedy też głosi się kerygmat, natomiast wydaje mi się, że Jezusowi chodziło o to, żeby formować uczniów, i to takich, którzy będą misjonarzami. O tym mówi papież Franciszek: bądź uczniem i misjonarzem. Jezus głosił do tłumów, ale miał 72 uczniów, 12 Apostołów, a wśród nich wybrał trzech: Piotra, Jana i Jakuba - i z nimi pracował najbardziej. Taka jest logika pracy Jezusa.

A jak praktycznie wygląda ewangelizowanie? Jak docierać do młodych i pozyskiwać ich do współpracy? I jak iść z nimi do tych, którzy potrzebują dzisiaj ewangelizacji?

Najprościej – najpierw ewangelizować, np. organizując jakieś rekolekcje kerygmatyczne. Wprowadzić w doświadczenie osobistego spotkania z Jezusem, otwarcia się na Jego miłość, przyjęcia tego, co On chce dziś dla nich uczynić. 

Co zrobić, by zachęcić ich do udziału w takich rekolekcjach?

Można wyjść, porozmawiać, zachęcić: „Przyjdź, zapraszam”. Tam, gdzie mogę dotrzeć. Najczęściej wśród młodzieży są jakieś osoby, które coś przeżyły, potem jeden zaprasza drugiego. Są różnego rodzaju narzędzia rekolekcyjne, np. kurs Alfa – z tego względu, że jest mało inwazyjna - najpierw kolacja, film, potem się rozmawia, tworzy relacje, a zarazem rozmawiamy o Bogu, odkrywamy Go. Ci, którzy doświadczyli, tak jak ja kiedyś, miłości Pana Boga, najczęściej chcą się tym dzielić. To już jest ewangelizacja. Ojciec Święty Franciszek przypomina o rozmowie Jezusa z Samarytanką (zob. J 4,1-42). Kobieta przy studni nie znała w ogóle Jezusa, przeżyła to spotkanie bardzo osobiście, jej życie przedtem było mocno pokiereszowane. Pobiegła do swojej wioski i od razu opowiadała o Nim innym. Za chwilę wszyscy mieszkańcy wioski przyszli i mówili: „Wierzymy już nie dzięki twemu opowiadaniu, bo na własne oczy zobaczyliśmy, że On jest Mesjaszem” (por. J 4,42). Ojciec Święty przypomina, że  jest w nas taka mentalność, by oceniać, kto może ewangelizować. Trzeba być przygotowanym, mieć kursy… Na jaki kurs ona poszła?

Ksiądz poszedł na kurs.

Mnie był potrzebny, żeby się rozpalić i żebym zobaczył, że mogę to robić, bo czułem się bezradny. Ale ona nie przeżyła kursu. Każdy z nas może dzielić się świadectwem, ktoś drugi się tym zaciekawi. Tak jak w Ewangelii, gdy Andrzej spotkał Piotra i powiedział: „Znaleźliśmy Mesjasza, chodź i zobacz!” (zob. J 1,41). Potem, kiedy tworzy się jakieś grono, wśród nich zazwyczaj są też ci, którzy są zapaleni do tego, aby coś się działo. Młodzież lubi akcje, robić coś dobrego dla innych, wyjść na ulice. 

Proszę Księdza, młodych jest łatwo rozpalić, ale czy ten ich pierwotny entuzjazm, rozpalenie równie szybko nie gaśnie? Co zrobić, żeby nie zgasł?

Nie mam takiego doświadczenia, żeby gasł. Myślę, że to problem wszelkich wspólnot, że można się rozpalić i szybko zgasnąć. Na początku spotkania z Chrystusem, nawrócenia jest pewien rodzaj zakochania, takiego wow. Kiedy się nawróciłem, zacząłem codziennie chodzić do kościoła. Dzisiaj też chodzę codziennie, ale już z innych powodów. Moje serce płonie, ale w już inny sposób. Czasem bywają osoby, które przychodzą do wspólnoty, a potem odchodzą ze wspólnoty. Najważniejsze, by nie tylko głosić rekolekcje, ale także dać jakąś przestrzeń, gdzie ktoś będzie mógł wzrastać.

I tą przestrzenią jest wspólnota?

Tak. Kiedy pracowałem w Elblągu, były tam dwie wspólnoty młodzieżowe, w których mogli wzrastać, dzielić się swoją wiarą, rozbudzać ją.

A jak wygląda formacja pod kątem ludzi młodych? Wydaje mi się, że to nie może być nauczanie kierowane jak do osoby dorosłej.

I tak, i nie. Kiedy zacząłem prowadzić wspólnoty młodzieżowe, zacząłem też szukać jakiegoś pomysłu formacyjnego. Co robić na tych spotkaniach, żeby nie była to tylko modlitwa, ale żeby ktoś stawał się uczniem Jezusa? Na pewno taka formacja powinna być biblijna, bo uczeń Jezusa to ten, który słucha Jego Słowa. Ostatnio pojawiło się kilka ciekawych podręczników, np. diecezja tarnowska wydała Pełne zanurzenie - bardzo fajny podręcznik dla animatorów do prowadzenia spotkań młodzieżowych. Robiłem w ten sposób, że po moich doświadczeniach różnych wspólnot młodzieżowych stawiałem na modlitwę, często robiłem wystawienie Najświętszego Sakramentu nawet, modlitwę spontaniczną, aby sięgała serca. Potem były katechezy przygotowane przez młodzież. To było podwójnie dobre, bo ten, kto się przygotował, to skorzystał, a zarazem mówił ich językiem. Nie oszukujmy się - po wielu latach teologii mój język może być precyzyjnie teologiczny, ale nietrafiający do młodych. Czuwałem nad tym, żeby katechezy były zgodne z nauczaniem Kościoła, ale oni potrafili to przekazać własnym językiem, świadectwem. I to działało. W pewnym momencie młodzieżowa wspólnota, którą prowadziłem, rozrosła się do 70 osób. Stawiałem więc na małe grupy, bo w dużych wspólnotach  zaczyna brakować relacji, stajemy się anonimowi, możemy się schować. W grupie 5-10 osób łatwiej wymienić się swoim doświadczeniem, wiarą, podzielić Słowem Bożym.

Rozumiem, że ta wspólnota funkcjonuje. Także tutaj - w Licheniu - prowadzi ksiądz wspólnotę?

Tak, ale nie stricte młodzieżową. Mam Wspólnotę Męki Pana Jezusa - to jest grupa, która powstała 4 lata temu, kiedy w Licheniu był ks. John Bashabora. Wtedy w ludziach powstało pragnienie uwielbiana Jezusa w Najświętszym Sakramencie i przekonali miejscowych księży, że to jest potrzebne. Zaczęły się comiesięczne spotkania przed wystawionym Najświętszym Sakramentem ze spontaniczną modlitwą uwielbienia. Jak modlitwa, musiał powstać zespół. Jak zespół, to spotkania zespołu, jak spotkania zespołu, to w końcu wspólnota… Obecnie w ramach wspólnoty działa sekcja młodzieżowa, prócz tego stworzyłem w tym roku Ewangelizacyjny Licheński Ośrodek (ELO). Zaprosiliśmy młodzież, z którą pracowałem głównie w Elblągu, ale nie tylko, aby byli tu na stałe w Licheniu w czasie tzw. sezonu, czyli od maja do września. Oni już mieli doświadczenie głoszenia kerygmatu w różnych przestrzeniach, więc robiliśmy ewangelizację na terenie Lichenia oraz w miastach i wioskach dookoła.

Czy zdaniem Księdza ewangelizacja uliczna jako narzędzie docierania do współczesnego człowieka jest niezbędna? Czy są inne formy?

Form jest wiele i są równorzędne. Nie przekreślałbym ani nie podkreślałbym żadnej. Miałem wiele pięknych spotkań, przemienionych serc poprzez ewangelizację uliczną, wiele osób dzięki temu trafiało do wspólnot. Piękna jest praca na ulicy, ale jestem daleki od tego, żeby mówić, że to jest jedyna  ewangelizacja. Ewangelizacja to każde spotkanie z kimś, kto nie zna Chrystusa. Dzielę się świadectwem i to jest już forma ewangelizacji. Ona może się dziać na stadionach, bezpośrednio na ulicy czy przez media. Jeden chłopak we wspólnocie młodzieżowej nawrócił się, słuchając w internecie świadectw na YouTube. Kiedyś oglądał relację z jakiegoś spotkania i doświadczył uzdrowienia. Oglądając filmik, trafił do wspólnoty. 

Czyli trzeba działać wielokierunkowo?

Oczywiście!

Licheń, 2019 - Tekst został zautoryzowany
Wywiad opublikowano w Posłanie 2/2019