Siedem mieszkań

W swoim traktacie o modlitwie nazwanym Twierdzą wewnętrzną  św. Teresa od Jezusa przeprowadza czytelników przez siedem mieszkań, które są etapami wędrówki duchowej prowadzącej do zjednoczenia duszy z Bogiem. Pisała ona w oparciu o własne niezwykłe przeżycia. Otrzymała tak wiele łask mistycznych na tej drodze, że można zastanawiać się, jak jej doświadczenia odnieść do naszego życia. Jednak istotą duchowości nie są nadzwyczajne dary, ale stopniowe wchodzenie w zażyłość z Bogiem.
Przedgrodzie, czyli życie na powierzchni
Przez chrzest święty zostaliśmy włączeni w Ciało Chrystusa, jakim jest Kościół, staliśmy się dziećmi Bożymi. Od samego początku tak dużo dano nam i zadano. A jednak wiele osób ochrzczonych nie rozwija w sobie życia duchowego. Pozostają na poziomie wyłącznie zmysłowym, zabiegając jedynie o sprawy doczesne. Św. Teresa, porównując duszę do twierdzy, w której mieszka Bóg, pisała, że wchodzi się do niej poprzez modlitwę i rozważanie. Może tu wyda się komu, że mówię od rzeczy, bo jeśli tą twierdzą jest sama dusza, tedy rzecz jasna, że nie ma potrzeby troszczyć się o sposób dostania się do niej, skoro już w niej jest, i jest nią samą; byłaby to taka sama niedorzeczność, jak gdybyśmy kogo zapraszali do pokoju, w którym on już się znajduje. - Ale trzeba wam wiedzieć, że wielka jest różnica przebywać a przebywać. Wiele jest dusz, które przebywają w zewnętrznym tylko ogrodzeniu, tam gdzie stoi straż strzegąca twierdzy i ani im w myśli wnijść do wnętrza i zobaczyć, co też tam jest w tym wspaniałym pałacu i jakie w nim są mieszkania. Czytałyście pewno nieraz w księgach duchowych tę radę, że potrzeba wejść w siebie; otóż tu właśnie o to chodzi. Jak sami możemy zaobserwować, wiele osób nie podejmuje wysiłku refleksji nad sobą, a co dopiero trudu systematycznej modlitwy. Wyrobienie od dzieciństwa nawyku zastanawiania się nad życiem, szukania głębszego znaczenia wydarzeń i otaczającej nas rzeczywistości jest bardzo pomocne w późniejszym praktykowaniu rozmyślania. Są w rzeczy samej dusze tak zniedołężniałe i tak nawykłe do obracania się wyłącznie w rzeczach zewnętrznych, iż straciły niejako wszelką możność oderwania się od nich choćby na chwilę i wejście w siebie stało się dla nich prawie niepodobieństwem. Ciągłe przestawanie z gadzinami i bydlętami krążącymi wokoło twierdzy przeszło u nich w nałóg i same stały się niemal nimi. A choć z przyrodzenia swego tak są bogato uposażone, iż z takim wysokim Panem, jakim jest Bóg sam, mogłyby przestawać, to przecież od tego niesławnego towarzystwa oderwać się nie mogą. Św. Teresa bardzo dosadnie i obrazowo ukazuje dusze zatopione wyłącznie w doczesności, ale czyż nie spotykamy takich na co dzień? Trudno z nimi nawiązać dialog na jakiekolwiek głębsze tematy, a co dopiero rozmawiać wprost o rzeczach duchowych. Żyją tak z własnego wyboru i czują się zadowolone dogadzając ciału i jego pożądliwościom.
Mieszkanie pierwsze, czyli nawrócenie
Pierwszym mieszkaniem określa św. Teresa stan duszy, która zerwała z grzechem śmiertelnym i podjęła się rozmyślania. W odniesieniu do naszego życia jest to niewątpliwie moment nawrócenia. Wiążę się on zwykle z doświadczeniem miłości Bożej i daje siłę do wkroczenia na drogę wiodącą do doskonałości. Trudno byłoby wejść komukolwiek na dalsze etapy, w których dokonuje się oczyszczenie duszy, bez tego przełomowego wydarzenia. Niestety wiele osób - pomimo tych pięknych i niezapomnianych przeżyć związanych z nawróceniem - kręci się w kółko, tracąc czas lub w skrajnych przypadkach cofa się do życia zmysłowego i grzechu. Dzieje się tak, gdy nie podejmują one wytrwałej współpracy z łaską Bożą, nie poddając się prowadzeniu Ducha Świętego. Polegając tylko na własnych siłach, nie szukając środowisk, w których mogliby wzrastać, stają się łatwym celem dla przeciwnika naszego zbawienia, który wie, że jeśli nie zawróci człowieka na tym początkowym etapie, to potem trudno mu będzie go zwieść. Św. Teresa, opisując stan duszy w pierwszym mieszkaniu, zaznacza, że wraz z nią przedostały się tam liczne przywiązania do spraw doczesnych, które nazywa jadowitymi gadzinami i płazami. Musi więc koniecznie każdy, kto chce dostać się do mieszkania drugiego, starać się, według stanu swego, oswobodzić się od trosk i zajęć niepotrzebnych. Jest to warunek tak nieodzowny, że kto nie przyłoży się mocno do tej pracy, ten według mojego przekonania, nie dojdzie do mieszkania głównego; nawet trudno, by i w tym pierwszym ostał się bezpiecznie, bo wśród tego mnóstwa płazów jadowitych być nie może, by który dziś lub jutro go nie ukąsił.  
Mieszkanie drugie, czyli podjęcie walki duchowej
Pisząc o mieszkaniu drugim, św. Teresa ma na myśli etap, w którym osoby zaczynają oddawać się modlitwie wewnętrznej. Trzeba pamiętać, że chodzi tu o modlitwę w ujęciu terezjańskim, będącą przyjacielską rozmową z Bogiem - Tym, o którym wiemy, że nas miłuje. Stawiają one pierwsze kroki w życiu duchowym, doświadczając jeszcze wielu pokus, wzlotów i upadków na tej drodze. Zaczynają jednak zdawać sobie sprawę z niebezpieczeństw stanu, w jakim się znajdują. To moment, w którym jesteśmy wezwani do podjęcia walki duchowej z licznymi namiętnościami, które ciągną nas do świata. Dopóki ich nie przezwyciężymy, pozostajemy - podobnie jak ów Eutych z Troady, który przebywał na oknie, słuchając do nocy św. Pawła - na pograniczu światła i ciemności. W jakiż to odmęt, w jakie udręczenie wtrąca tu zły duch biedną duszę, tak iż sama nie wie, co począć, czy iść naprzód, czy też do pierwszego mieszkania zawrócić. Ale z drugiej strony, rozum odkrywa przed nią te zdrady diabelskie, ukazując jej, jako wszystkie te powaby świata niczym są w porównaniu z tą szczęśliwością, do której ona dąży. Wiara objawia jej, kto jest Ten, który jej tę szczęśliwość gotuje. Decydujące staje się dokonanie wyboru - czy chcemy iść rzeczywiście za Panem, czy dajemy się miotać falom namiętności i pokus, kierując się to tu, to tam. 
Mieszkanie trzecie, czyli początek prawdziwego życia duchowego
W tym mieszkaniu znajduje się ten, kto przezwyciężył słabości natury i zaczyna prowadzić świadome życie duchowe poddane łasce Bożej. Na płaszczyźnie modlitwy zaczyna on słyszeć głos Boga w swoim sumieniu. Według św. Teresy, dusz pozostających w tym mieszkaniu jest wiele na tym świecie: pragną one nie obrazić w niczym Boskiego majestatu, wystrzegają się nawet grzechów powszednich, spełniają chętnie uczynki pokutne, mają swoje godziny wyznaczone do skupienia się w duchu, czasu dobrze i pożytecznie używają; ćwiczą się w uczynkach miłosiernych względem bliźnich, powściągliwe są w mowie i w ubraniu; domem też, jeśli go mają, pilnie zarządzają. Widzimy, że są to osoby utwierdzone na drodze Bożej i zabiegające o cnoty chrześcijańskie. Jednak to nie wystarczy, aby mogły pójść dalej, nawet jeśli tego bardzo by pragnęły. Św. Teresa uważa, że aby Pan całkowicie wziął duszę w posiadanie, potrzeba czegoś więcej, nie starczą tu same pragnienia, jak nie starczyły młodzieńcowi w Ewangelii, którego Pan wezwał do doskonałości. Może się to wydawać niezrozumiałe i prowadzić do fałszywych wniosków, że skoro dalszy postęp od nas nie zależy, a wyłącznie jest dziełem łaski, to my już nie mamy nic do zrobienia. Wtedy często następują też oschłości na modlitwie. Znałam niektóre dusze, a nawet mogę powiedzieć, że znałam ich wiele, które doszedłszy do tego stanu, lata już całe żyły w tej prawości duszy i ciała, o ile o tym człowiek sądzić może, a potem jednak, choć powinny by były już mieć świat pod nogami swymi albo przynajmniej znać się na nim dokładnie, skoro spodobało się Panu wystawić je na próby, w taki wpadały stan niepokoju i udręczenia wewnętrznego, że wydziwić się temu nie mogłam i niemałą nawet o dusze te powzięłam obawę. Ten okres trwa czasem bardzo długo, zanim dusza podda się woli Bożej. W każdym z nas żyje ten młodzieniec, który nie poszedł za Jezusem z powodu posiadanych bogactw. Nie chodzi tu oczywiście jedynie o dobra materialne, ale jeszcze bardziej o te subtelne przywiązania do nas samych - tego, co nas stanowi: zasobów intelektualnych, emocjonalnych i tym podobnych. W gruncie rzeczy toczymy nieuświadomioną walkę z Bogiem o samostanowienie, o kierowanie się własnym zdaniem i upodobaniem. A On poprzez wewnętrzne oschłości i zewnętrzne porażki w różnych dziedzinach życia pokazuje nam, że sami nic nie możemy. W gruncie rzeczy przechodzimy twardą szkołę pokory i posłuszeństwa. Jeśli się poddamy, zwyciężyliśmy, w przeciwnym razie pozostaniemy w trzecim mieszkaniu. 
Mieszkanie czwarte - początki modlitwy nadprzyrodzonej, czyli poddanie się woli Bożej 
Kiedy już zrozumiemy, że nie możemy pokładać ufności w sobie, że musimy całkowicie oprzeć się na Bogu, rozpoczyna się nowy etap w naszym życiu. Poddajemy się Jego prowadzeniu i wykonujemy Jego natchnienia, nawet jeśli wymaga to od nas zapierania się siebie. Opór bowiem może pojawiać się nawet z tak banalnych przyczyn jak zmęczenie, czy inne zdanie na dany temat, ale to w niczym nie umniejsza faktu, że zaczynamy odnajdywać i pełnić wolę Bożą, a nie kierować się jedynie swoim osądem i wyborem. Staje się to możliwe nie tylko z racji urobienia nas w poddawaniu własnej woli Bogu, co też z czasem się dokonuje, ale przede wszystkim sprzyja temu wewnętrzne skupienie, w którym zaczynamy wyraźnie rozróżniać, czego On oczekuje od nas. Pośród szumu świata, rozlicznych obowiązków dusza pozostaje wyciszona i jakby zawsze ukierunkowana na Boga i Jego głos. 
Św. Teresa opisuje w mieszkaniu czwartym początki modlitwy nadprzyrodzonej -odpocznienia. Zaczyna się kontemplacja wlana, czyli modlitwa, która może nam zostać przez Pana udzielona, ale własnymi wysiłkami jej nie osiągniemy. Nasze tu działanie całe zasadza się na tym, byśmy stawali przed Bogiem jak ubodzy i żebracy przed wielkim, bogatym monarchą, a zaniósłszy prośbę naszą, z oczyma spuszczonymi pokornie wyglądali zmiłowania Jego. Jeśli Pan ukrytymi drogami i jakim znakiem wewnętrznym da nam uczuć, że nas słucha i że raczył nas dopuścić do siebie, wówczas dobra rzecz milczeć, a nieźle będzie starać się i o zawieszenie działania rozumu - jeśli zdołamy. - Lecz gdybyśmy takiego znaku, dającego nam uczuć, że on, Król niebieski, nas słucha i na nas patrzy, nie otrzymali, zgubnym byłoby umyślne trzymanie się w bezmyślności. 
Mieszkanie piąte, szóste i siódme - stany mistyczne, czyli ku zażyłości z Bogiem
Kolejne mieszkania dotyczą wyłącznie stanów mistycznych: od modlitwy zjednoczenia, poprzez zaręczyny duchowe, aż do zaślubin duchowych. Są to łaski udzielane wybranym duszom, o których możemy poczytać, ale nawet trudno je sobie wyobrazić. Tego przynajmniej pewna jestem, że kto nie chce temu dać wiary, że Bóg mocen jest także i większe jeszcze rzeczy uczynić, i że nieraz się podoba boskiej hojności Jego użyczyć stworzeniom swoim nadzwyczajnych darów i łask swoich, ten własną duszę swoją od przyjęcia podobnych łask na trzy zamki trzyma zamkniętą. Co do was, siostry, strzeżcie się, byście kiedy takim wątpliwościom przystępu do siebie nie dały, ale raczej na coraz żywszą wiarę się zdobywajcie i o wielmożności Boga, która nie ma granic, coraz wyższe myśli miejcie. Żeby nie ulec zniechęceniu, iż są to rzeczy dla nas niedostępne, bo zależne tylko od Boga, musimy odnieść całą koncepcję twierdzy wewnętrznej do rozwoju życia duchowego. Przechodzenie poszczególnych etapów prowadzi nas stopniowo od poznania i umiłowania Boga, poprzez proces oczyszczenia, aż do całkowitego wydania się do Jego dyspozycji. Na płaszczyźnie modlitwy jest to początkowo odnajdywanie Boga w swojej duszy, uczenie się modlitwy będącej przyjacielską rozmową dwojga zakochanych, aż po zażyłe przebywanie bez potrzeby słów. Taki stan osiągają małżonkowie, którzy, będąc razem w mieszkaniu, nie muszą komunikować się ze sobą werbalnie, wykonują różne czynności, a jednocześnie odczuwają swoją obecność, która buduje ich więź, zaspokajając wszelkie potrzeby serca. Niech taki właśnie ideał nam przyświeca, abyśmy stali się domownikami Boga, wszystko czyniąc z Nim i w Nim. A czy udzieli nam On nadzwyczajnych łask, czy też nie, to już Jego sprawa.
Dagmara Krzyżanowska
Cytaty za: św. Teresa od Jezusa,Twierdza wewnętrzna
Artykuł opublikowany w Posłanie 4/2019