Mieć udział w misji Jezusa
Dzisiaj św. Juda w swoim bardzo krótkim liście przychodzi w sukurs temu, o czym mówimy. Podpowiada nam, jak praktycznie ma wyglądać postawa chrześcijanina: w Duchu Świętym się módlcie i w miłości Bożej strzeżcie samych siebie, oczekując miłosierdzia Pana naszego Jezusa Chrystusa, [które wiedzie] ku życiu wiecznemu. Dla jednych miejcie litość, dla tych, którzy mają wątpliwości: ratujcie [ich], wyrywając z ognia, dla drugich zaś miejcie litość z obawą, mając w nienawiści nawet chiton zbrukany przez ciało (Jud 1,20b-23). Również w postawie Jezusa w dzisiejszej Ewangelii jest ogromna jednoznaczność. To nie jest ktoś przestraszony, zalękniony, który wchodzi w rozmowę z arcykapłanami, obawiając się tego, co ta rozmowa Mu przyniesie. On przenika ludzkie serca, to Syn Boży, który zna doskonale prawdę o tym, co dzieje się w sercu człowieka. Z drugiej strony mamy arcykapłanów, uczonych w Piśmie, którzy nie są w stanie odpowiedzieć na proste pytanie i kombinują, jak tu znaleźć kompromis, który ich ustrzeże od konsekwencji.
Jezus wie
Przechodzimy do drugiego kielicha – mieć udział w misji Jezusa. Doskonale wiemy, po co - po spożyciu Ostatniej Wieczerzy ze swoimi uczniami i ustanowieniu Sakramentu Eucharystii - udał się On na Górę Oliwną. Przypomina nam o tym święty Mateusz: Wtedy przyszedł Jezus z nimi do ogrodu, zwanego Getsemani, i rzekł do uczniów: „Usiądźcie tu, Ja tymczasem odejdę tam i będę się modlił”. Wziąwszy z sobą Piotra i dwóch synów Zebedeusza, począł się smucić i odczuwać trwogę. Wtedy rzekł do nich: „Smutna jest moja dusza aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie ze Mną!”. I odszedłszy nieco dalej, upadł na twarz i modlił się tymi słowami: „Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich! Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty”. Potem przyszedł do uczniów i zastał ich śpiących. Rzekł więc do Piotra: „Tak, jednej godziny nie mogliście czuwać ze Mną Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe”. Powtórnie odszedł i tak się modlił: „Ojcze mój, jeśli nie może ominąć Mnie ten kielich, i muszę go wypić, niech się stanie wola Twoja!”. Potem przyszedł i znów zastał ich śpiących, bo oczy ich były senne. Zostawiwszy ich, odszedł znowu i modlił się po raz trzeci, powtarzając te same słowa. Potem wrócił do uczniów i rzekł do nich: „Śpicie jeszcze i odpoczywacie? A oto nadeszła godzina i Syn Człowieczy będzie wydany w ręce grzeszników. Wstańcie, chodźmy! Oto blisko jest mój zdrajca” (26,36-46).
Ludzka trwoga Boskiego Pana, która znana jest nam z różnych sytuacji niepewności, lęku o zdrowie swoje i bliskich, sytuacji, które wydawały się beznadziejne. Jezus wie doskonale, na co się godzi. W filmie „Pasja” Gibson przedstawia dialog Jezusa z demonem w ogrodzie Getsemani. Demon mówi: „Naprawdę myślisz, że jeden człowiek może unieść ciężar wszystkich grzechów?”. W tym czasie Jezus zwraca się do Ojca i mówi: „Obroń mnie, Panie. Tobie ufam, do Ciebie się uciekam”. Demon kontynuuje: „Mówię ci, żaden człowiek nie uniesie tego ciężaru, jest zbyt wielki. Ocalenie ich dusz zbyt wiele kosztuje. Nikt, nigdy, nie, nigdy”. Jezus w tym czasie patrzy na Ojca i mówi: „Ojcze, Ty wszystko możesz, jeśli to możliwe, oddal ode Mnie ten kielich. Ale nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie”. Demon, słysząc, to mówi: „Kim jest twój Ojciec? Kim Ty jesteś?”. Potem pojawia się mocny obraz, kiedy spod szaty demona wysuwa się wąż. Jezus patrzy w oczy demona, wąż przysuwa się coraz bliżej Jego stopy, a On w tym momencie podnosi nogę i depcze jego głowę. Wypełnia się słowo z Księgi Rodzaju. Jezus ma świadomość tego, co Go czeka – aresztowania, zdrady, biczowania, korony cierniowej, drogi z Krzyżem, przybicia, nienawiści tłumów, śmierci, zwątpienia uczniów. Ma świadomość tego, co będzie dalej: prześladowań, odejścia wielu, walki z Nim, z Jego Kościołem, z Ewangelią, tąpnięcia szeregu wiernych, grzechów jego kapłanów, ma świadomość, że ta misja nie przemieni świata na idylliczny. Człowiek pozostanie wolny w swoim wyborze. Nie zmieni się radykalnie zewnętrznie życia świata, ale zmieni się radykalnie wewnętrznie. Przychodzi do Jezusa demon i mówi zdanie, które przeżywamy w wielu sytuacjach: „Naprawdę mylisz, że jesteś w stanie unieść ten ciężar w swoim życiu, poradzić sobie z tym? Że ta samotność, odrzucenie cię nie zabiją? Że ta choroba, ten krzyż mogą objawić chwałę Bożą? Gdyby tak było, Bóg by ci tego nie dał. Naprawdę myślisz, że to zło, które jest na świecie, świadczy o tym, że Bóg istnieje?”. Ile takich pytań słyszałeś w swoim sercu, dotyczących twojego życia, świata, twoich bliskich? Ile razy demon przychodził i mówił: „Naprawdę wierzysz w to, że Bóg cię może kochać i że On o tobie pamięta, że On ma moc i władzę?”. Wystarczyło to jedno zdanie wypowiedziane z ust szatana w ogrodzie Eden, żeby Ewa zwątpiła w słowa Boga: „Czy On naprawdę wam powiedział, że nie wolno wam spożywać ze wszystkich drzew?”. Przecież nigdy tak nie mówił. Jezus w tym dialogu nie zwraca się do demona. To nie jest da niego partner do rozmowy, z którym będzie analizować, czy warto umierać. On ma perspektywę, dlatego, choć przeżywa trwogę, wiedząc, że w niektórych wymiarach po ludzku poniesie fiasko - nie rozmawia z diabłem. W doświadczeniu tego zmagania z decyzją, którą ma podjąć - mówi do Ojca. W tych momentach, kiedy przychodzi do ciebie demon, nie masz z nim dyskutować, to nie jest partner do rozmów. Kiedy czujesz, że jesteś jak oblężona twierdza, atakowana z każdej strony, masz mówić do Ojca, tak by uczynić wyrwę w murze i móc się przebić. Szatan nawet nie zdaje sobie sprawy, z Kim prowadzi dialog, bo nie wie, że od momentu śmierci Chrystusa królestwo Niebieskie zostanie otwarte dla tych, którzy zostali uwięzieni. Ale Jezus wie, jaką cenę musi za to zapłacić. Bóg, Stworzyciel świata, ma zdać się na ludzką decyzję. To jest moment trwogi, ale i wyboru.
Przyjąć swoją słabość
Święty Mateusz w tej rozmowie Jezusa z Ojcem cytuje: „Ojcze mój, jeśli nie może mnie ominąć ten kielich i muszę go wypić, niech się stanie wola Twoja”. Czy mówimy „Amen” na trudne doświadczenia, które nas spotykają? To wcale nie jest znak, że Pan Bóg cię nie kocha. Jezus ma świadomość zbawienia, które się dokona, misji, której się podjął, wyzwolenia, które nastąpi, odkupienia, które będzie naszym udziałem. To jest moment decyzji, kiedy Jezus w sercu odpowiada „tak”, po czym mówi do uczniów: „Wstańcie, chodźmy, oto zbliża się mój zdrajca”.
Jesteśmy zaproszeni przez Jezusa, żeby wypić z Nim ten kielich pomimo przeżywania lęku. Kielich zgody na zdradę, na opuszczenie, na osamotnienie, niezrozumienie, cierpienia, nawet na śmierć. Misja Jezusa jest misją przebaczenia. Przebaczamy, bo skorzystaliśmy z Bożego przebaczenia. On tak uczynił i to wystarczy, nie trzeba innej argumentacji. Chcemy tak jak On oddawać miłosierdzie, którego sami staliśmy się uczestnikami - świadomi swojej kruchej kondycji, ale zarazem i mocy Bożej. Św. Matka Teresa z Kalkuty mówiła: Tak, mam wiele ludzkich słabości, wiele ludzkich nędzy […]. Lecz On się uniża i posługuje się nami, tobą i mną, abyśmy byli Jego miłością i Jego współczuciem w świecie, pomimo naszych grzechów, mimo naszych nędz i wad. Uzależnia się On od nas, aby kochać świat i pokazać mu, jak bardzo go kocha. Jeśli zbytnio zajmiemy się sobą, to nie będziemy mieli czasu dla innych. Stawanie w prawdzie o własnej słabości, niemocy to najwłaściwsza postawa, aby uczestniczyć w Eucharystii. To jest lekarstwo dla chorych. Nie udajemy herosów. Jezus przychodzi w Eucharystii, by mnie wyzwolić z mojego fałszywego „ja”, które często buduję i robię wszystko, żeby je utrzymać. To, że jestem grzesznikiem, mnie nie usprawiedliwia, ale też nie upokarza. Bóg się mną nie gorszy - to ja się gorszę innymi albo samym sobą, tym, że w samotności, kiedy nikt nie widzi, jestem w stanie popełnić grzechy, których by się nikt po mnie nie spodziewał. Przestajemy być zaskoczeni, że człowiek, o którym myśleliśmy, że jest wielki (albo sami tak o sobie myśleliśmy) zdolny jest popełnić wielki grzech, że sam jestem do tego zdolny. Brak świadomości samego siebie jest naprawdę grzechem podstawowym. Jednak uzmysłowienie sobie tego nie zwalnia nas z sakramentu pokuty. Cieszę się, że Pan dał mi wewnętrzne doświadczenie cierpienia psychicznego, kiedy mam poczucie swojej grzeszności. Pan otwiera źródła miłosierdzia w sakramencie pokuty.
Dać się przemienić
Bolesne doświadczenia życia nie zwalniają mnie z uczestnictwa w misji Jezusa. Możemy mieć takie myślenie: „Pójdę drogą Jezusa, jak Pan mnie uzdrowi, a teraz to będę czekać”. Czekać? Szczęść Boże! Życzę ci, żeby to było szybko i pięknie, bo też bym tak chciał. A jeśli tak się nie stanie, to okaże się, że zmarnowaliśmy swoje życie. Brak podejmowania zmiany w życiu jest naszym kolejnym grzechem. Jeśli nie znam swojego serca, to jak mam podjąć walkę z demonami? Z drugiej strony, jeśli mam tę świadomość i nie zdecyduję się na przemianę, to też jest grzech. W historii Kościoła była taka herezja apokatastazy. Mówiła ona, że na końcu świata Pan Bóg zniszczy piekło i wszyscy będą zbawieni, szatan też. Ta teoria została potępiona przez sobór. Podam taki przykład: wyobraźmy sobie, że Józef Stalin staje przed sądem Bożym i Pan Bóg mówi: „Józek i co tam u ciebie, jak się masz? A co tam się działo u ciebie między 20 a 50 rokiem życia?… Jakieś miliony umarły? Ale Ja cię rozumiem, miałeś trudne dzieciństwo, tata cię nie kochał i bił, mamy ci zabrakło, jakiś ksiądz o tobie źle powiedział. Józek, tobie należy się niebo”. To byłby absurd! To, że ktoś miał trudne dzieciństwo, nie zwalnia go z poznania siebie i wejścia w proces uzdrowienia. Dochodzimy do własnych granic i potrzebujemy łaski, bo sami nie jesteśmy w stanie dokonać zmian, ale nie cofamy się z tej drogi. Pijemy z kielicha Jezusa, byśmy zostali wyzwoleni z niewoli krzywd naszego życia. Oczywiście, ten proces może trwać krótko. Moja kuzynka dawała takie świadectwo, że korzystała z terapii jako dorosłe dziecko alkoholika. Wcześniej kwestionowała swoją kobiecość, a wszystkie związki, w które wchodziła, były neurotyczne. Inteligenta, piękna kobieta, z dobrą pracą - i ciągle jakieś trudne relacje. W końcu odbyła długą spowiedź ze swojego życia, trafiła na terapię, a Pan Bóg w pewnym jej momencie otworzył jej kobiecość. Wywaliła stare szmaty z szafy, bo gdy wcześniej nie czuła swojej wartości, to co się miała ładnie ubierać? Powiedziała do mnie: „Mam 44 lata, chcę wyjść za mąż, ale gdzie teraz znajdę prawdziwego kandydata?”. Pan Bóg otworzył jej kobiecość i postawił ją w nowej, trudnej sytuacji.
Nasza przemiana może być procesem trwającym całe życie, ale to wszystko dokonuje się dzięki Eucharystii. Dzięki jej mocy zostajemy wyzwoleni z panowania, władzy i kłamstw demonów. Demonologia Starego i Nowego Testamentu pokazuje nam nazwy niektórych demonów. Na przykład Belzebub oznacza „władca much”. A gdzie muchy lubią się gromadzić? Władca much przychodzi do twoich ran, tam, gdzie gnije. Oczywiście, człowiek ma prawo dochodzić sprawiedliwości, ale zobaczcie, jak robi to Jezus, kiedy zostaje postawiony na dziedzińcu arcykapłana. Zapytany: „Czy Ty jesteś Synem Bożym?”, odpowiada „Tak”, a wtedy żołnierz wyciąga metalową rękawicę i uderza Go w twarz. Wtedy On, patrząc na niego, mówi: „Jeśli kłamię, udowodnij mi to, a jeśli mówię prawdę, dlaczego mnie bijesz?”. To jest dochodzenie sprawiedliwości bez przemocy. Walka, która zakłada używanie przemocy do znoszenia niesprawiedliwości, zawsze pociąga za sobą ofiary. Trzymamy się w życiu kurczowo wszystkiego, byle nam nie wykradli. I potem dochodzimy do wniosku: „O Boże, jaki jestem zależny od tego, od tamtego, od tych ludzi”. Wiele rzeczy trzeba w życiu puścić, nie ciągnąć. Ludzie żyją mrzonkami, często mówią o stworzeniu świata bez zła. Mamy się puszczać tego zła, nie chwytać go. Papież Franciszek nakreślił program bycia człowiekiem Eucharystii. Pierwszą jego cechą jest bycie skoncentrowanym na Bogu i mocne trwanie przy Tym, który nas kocha i wspiera. To jest program na nasze życie i to jest kielich, w który mamy wejść, wziąć, nie bać się i wypić. W twoją trwogę i w twoje konanie, lęk i udrękę, bo to doświadczenie zanurzone we Krwi Jezusa da nam Jego siłę, której świat nie jest w stanie pokonać.
Ks. Artur Szymczyk
Konferencja wygłoszona 2 czerwca w Toruniu podczas rekolekcji Uzdrowienie przez Eucharystię
Konferencja opublikowana w Posłanie 1/2019
Polecane konferencje
Marana tha!
Boże Narodzenie. Noc szczególna i wyjątkowa. Noc oczekiwana, w której wypełniają się proroctwa. Bóg zstępuje z ...
Ja zawsze będę z wami
Osobie skarżącej się kapłanowi, że ma trudność z modlitwą różańcową, bo w trakcie jej odmawiania walczy ...
Ofiarowany Maryi
Zakonne zwołanie ojców jezuitów - Ad majorem Dei gloriam - o. Józef Kozłowski SJ wcielał w swoje życie kapłańskie i ...